Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Mówił o radości i spotkaniu z Bogiem, bo to był godny
pogrzeb, człowieka który nigdy nie zapłakał. Czułem, że żegnamy kogoś wielkiego
i
byłem dumny, bo Damian był moim przyjacielem.
Czterech potężnych mężczyzn wyniosło trumnę przed kościół, począwszy od
rodziny, później znajomi i także gdzieś my szliśmy za nią. Droga na cmentarz
prowadziła ulicami, spokojnymi, pełnymi drzew, a niewielki ruch samochodowy
zatrzymał się, kiedy przemierzaliśmy je. Wszystko nagle ucichło, nie było
słychać
żadnych rozmów, każdy szedł w jakimś zamyśleniu. Chwila refleksji, zadumy, sam
na sam ze sobą, moment który stawia tak wiele pytań, skłania do szukania
odpowiedzi. Chmury stały się gęste, zaczęło padać. Krople uderzały o liście i
dokładnie pamiętam ich dźwięk, był taki kojący, jak muzyka nieba. Szliśmy dalej,
ku
nieuniknionemu przeznaczeniu. Tworząc czarny korowód, który mówił swoją barwą
o żałobie i o żalu. Wydawało się, że niektórzy płaczą, chociaż może to tylko
deszcz
spływał po ich twarzach, ale to coś znaczyło. W takich momentach zapomina się o
rodzinnych waśniach i o wszelkich sporach. Widzisz kruchość życia i dlatego może
nie warto, nie warto tracić czasu na wszystkie zbędne sprawy. Przecież może nie
być
jutra, czemu nie obdarzyć przypadkowych ludzi swym uśmiechem, czemu nie
pojechać dziś na koniec świata. Widać takie myśli, w tym pięknym dniu, chyba
tylko
w tym pięknym dniu, widać takie myśli, ale już jutro zapomnimy, czas uleczy
rany, a
my powrócimy do świata nienawiści.
Położyli trumnę nad grobem na dwóch palach. To już są ostatnie słowa i
ostatnie pożegnanie, ludzie coraz mocniej płaczą albo coraz mocniej pada. Ksiądz
zamyka drogę, twoją ziemską drogę, teraz spoczniesz w tej mogile, byśmy mogli
Cię
odwiedzać i nigdy nie zapomnieć. Jeszcze tylko parę słów, opuszczają Cię do
dołu,
symbolicznym prochem posypują, zasypują. Teraz dobrze widać kto zapłakał,
słychać szlochy twojej mamy, w oczach Marka żal, Marcin pochylony w rękach
trzymał kwiaty, a w mojej głowie twoje słowa - ”Kiedyś przyjdzie taki dzień, że
zwyciężymy. Usiądziemy wtedy wszyscy razem, kiedy noc zapadnie i wspomnimy
całą drogę, którą musieliśmy przejść. Będzie to nasz wieczór, będzie to wieczór
naszej historii, a przede wszystkim będzie to noc z przyjaciółmi” To chyba wtedy
pierwszy raz przeszła przeze mnie myśl, która była zbyt odważna, bym mógł ją
głośno wypowiedzieć. Dręczyłem się i próbowałem zrozumieć, widziałem wszystko
innymi oczami, patrzyłem jakbym szukał swego serca i ta myśl, która mogła wiele
zmienić, nawet mnie.
Grabarze zakopali trumnę i przykryli ją marmurową płytą. W ziemię wbili
tabliczkę oznaczającą miejsce spoczynku. Ludzie kładli wieńce, podchodzili i
żegnali
Damiana. Przyszła na nas kolej, złożyliśmy ten ostatni hołd, kładąc kwiaty
powiedziałem - Eegnaj bracie.
Wyszliśmy poza bramy cmentarza i zmierzaliśmy wąską alejką do domów.
Było nas tylko trzech.
- Zastanowiłem się nad tym, o czym rozmawialiśmy wczoraj - przerwał ciszę
Marcin, a my zaczęliśmy uważnie słuchać - Trzeba skończyć z dragami. Miałeś
rację,
wraz z odejściem Damiana wiele spraw przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie
możemy kontynuować walki, która straciła sens. Wcześniej walczyliśmy o coś
razem,
w czterech. Mieliśmy cele takie jak samochód, wakacje czy wypad wieczorem.
Gdyby nasze życie nie zmieniło się teraz znaczyłoby to, że Damian nie był dla
nas
ważny. Robilibyśmy dalej swoje, ale tak nie jest dlatego z szacunku dla niego i
tego
by wiedział kim dla nas był, muszę coś zrobić.
Marcin sięgnął do kieszeni marynarki, wyciągnął małe pudełeczko, w którym
trzymał towar, wziął duży zamach i rzucił z całej siły w pobliskie zarośla.
Marek nie
mówiąc nic uczynił tak samo. Rzucając krzyknął tylko - Dla Damiana.
Uśmiechnąłem się.
- Wiecie, co kiedy szedłem spotkać się z wami, rozsypałem najpierw cały
materiał na drodze, a później wyrzuciłem pudełko do kosza - na chwilę przerwałem
i
spojrzałem na uśmiechających się Marka i Marcina - Skończyliśmy to razem, razem
w czterech - dokończyłem z dumą w głosie.
Uczyliśmy się podejmować decyzje, te ważne i mniej ważne. Eycie często
prowadziło nas na skrzyżowanie dróg i wtedy przychodził czas na przemyślenia i
wybór. Czasem błądziliśmy i zataczaliśmy koła, często schodziliśmy z trasy, ale
tego
dnia podjęliśmy słuszną decyzję. Wybraliśmy przyjaźń i zmiany, które miały
nastąpić już niebawem. Cóż by było warte życie gdybyśmy znali naszą przyszłość,
nie byłoby wtedy marzeń, tylko oczekiwanie. My tworzyliśmy nasze życie -
niepewne, kruche, z wielkimi ambicjami. To sprawiało, że mieliśmy siłę walczyć i
podejmować decyzje.
Rozstaliśmy się przy stacji, każdy poszedł w swoją stronę. Mieliśmy za sobą
trudny i smutny dzień. Szedłem do domu z pomysłem w głowie i wspomnieniem
słów Damiana. Trochę bałem się, ale miałem nadzieję, że Damian będzie teraz
naszym aniołem stróżem. Czułe jakąś siłę, która pchała mnie do lepszego
działania.
Może to był on, a może to śmierć potrafiła tak bardzo zmienić życie, moje życie.
Mijałem ludzi ubranych na czarno, stali i rozmawiali. Pewnie także byli na
pogrzebie - pomyślałem