Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Mogłoby przyjść jej do głowy, żeby podpalić dom. Odkąd wrócili z pokazu, leżała na łóżku. Nie wyszła z pokoju, kiedy wołał ją na kolację. Zaczął wsłuchiwać się w swoje myśli. Ten wieczór, kiedy został sam na sam z Henry Ann przy blasku księżyca, wydał mu się nagle jednym z najważniejszych momentów w jego życiu. Miał w głowie wszystkie słowa, które do siebie wypowiedzieli, pamiętał każdy ruch i każdy gest. Henry Ann, czy to możliwe, że śnisz te same sny, co ja? Czy śnisz o tym, że obejmuję cię i całuję w łagodnym blasku księżyca? Czy potrafisz wyobrazić sobie, jak nasze nagie ciała przylegają do siebie? Czy patrzyłabyś z nienawiścią, na swój rosnący brzuch, gdyby było w nim moje dziecko? Droga, słodka kobieto, byłabyś taka piękna. Tom spoglądał w ciemne niebo, myśląc o tym ile pustych, bezsensownych nocy spędził, odkąd ją poznał. Nie był w stanie zagłuszyć tych wszystkich uczuć, jakie pojawiały się w nim, ilekroć o niej myślał. Co więcej: wcale nie chciał ich zagłuszać. Były zbyt świeże i zbyt cudowne. Chciał się z nią kochać, chciał żeby i ona go pokochała. Ale - myślał z goryczą - nigdy do tego nie dojdzie. Był mężem Emmy-Jean „dopóki śmierć ich nie rozłączy". A nigdy nie obraziłby Henry Ann wyznaniem miłości, która nie mogłaby się spełnić. Dziesięć kilometrów na południe, niedaleko Rzeki Czerwonej, Christopher Austin szedł obok wiotkiej, ciemnowłosej dziewczyny. Trzymając ją za rękę, słyszał samotne wołanie kojota. Kilka miesięcy wcześniej w ogóle nie zwróciłby uwagi na to żałosne zawodzenie. Teraz stał się bardziej uwrażliwiony na oznaki samotności i miłości; także na śmiech. Jego życie zmieniło się raz na zawsze. Dokonała tego miłość. - Nie chcę jeszcze jechać, ale muszę. - Wiem. Christopher obrócił się, objął Opal i przytulił ją mocno. Czuł jej zapach, łagodny jak ciepły wiosenny deszcz. Była słodka, kochająca i oddana. Kochał ją aż do bólu. Pragnął żyć pod jednym dachem z nią i małą Rosemary. Dziadek Opal był coraz starszy i wkrótce zostanie sama. Niekiedy Christopher czuł, że nienawidzi swojej matki nienawiścią, od której robiło mu się niedobrze. Była kobietą ograniczoną i samolubną. Nigdy nie zaakceptowałaby Opal, gdyby sprowadził ją do domu. Nie miał pewności, jak zareagowałby ojciec. Gdyby zdecydował się na ślub z Opal, musiałby odejść z farmy. A przecież tyle się na niej naharował, żeby doprowadzić ją do rozkwitu. Gdyby zostawił to wszystko i odszedł z domu, jak zarobiłby na utrzymanie Opal i jej dziecka? Gdyby tylko dostał pracę dającą wystarczające zarobki, nie zastanawiałby się ani chwili. Tyrałby jak wół, żeby zarobić na ich utrzymanie. Ale pracy nigdzie nie było. Nie poradziłby sobie bez pomocy rodziców. - Kocham cię - szepnął rozpaczliwie. - To dla mnie koszmar, że nie możemy być razem. - Wiem. - To takie niesprawiedliwe, że to ciebie się wini za... - Ciiii... - położyła mu palec na ustach. - Powiedziałam ci, że mimo tego, że Rosemary pojawiła się, jak się pojawiła, ja niczego nie żałuję. Oprócz ciebie ona jest najcudowniejszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła. - I nadal nie chcesz mi powiedzieć... kto? - Nie wiem, Christopher. Już ci mówiłam. - Żałosny sukinsyn. Zabiłbym go. - Wiem. A ja straciłabym cię na zawsze - jej głos zaczynał się łamać. Czuł jej drżenie. - Nigdy mnie nie stracisz - powiedział z uczuciem. - Jeszcze przez jakiś czas musi być jak jest. Nie mamy wyboru. Jesteśmy sobie przeznaczeni. Wiem to na pewno - uniósł jej brodę i czule pocałował. - Powiedziałem ci, kochana, że Rosemary będzie miała tatę. Będzie moją małą córeczką i będę ją kochał tak samo jak dzieci, które będziemy mieć razem. - Jesteś taki dobry. Zasługujesz na kogoś naprawdę szczególnego. - Już mam kogoś naprawdę szczególnego - położył dłoń na jej policzku i poczuł spływającą łzę. - Pocałuj mnie kochana. Na jakiś czas to musi nam wystarczyć. Stali tak objęci, całując się czule, a świat jakby przestał dla nich istnieć. Aż tu nagle... - Proszę, proszę. Kogo tu widzimy. Któż to wymknął się na randkę z moją dziewczyną. - Pete Perry wyszedł z cienia i stanął o kilka kroków od nich. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Chris obrócił się w jego stronę, ramieniem zagarniając Opal za siebie. - A ty co tutaj robisz do diabła? - A jak myślisz? Przyszedłem zobaczyć moją dziewczynę. - Twoją dziewczynę? Trzymaj się z dala od Opal. - Przyznałeś sobie jakieś prawa? - Jeśli tak to nazywasz. - Cóż, wydaje mi się, że mógłbym mieć tu coś do powiedzenia. - Akurat tu nie masz nic do gadania. - A może przychodzę zobaczyć tę drugą. Moją małą... krewną. Z gardła Chrisa wydobył się gniewny pomruk. Uczynił krok naprzód, ale Opal pociągnęła go za ramię. - Nie, Chris. Nie jest tego wart. Jest pijany i szuka zaczepki. - Ty sukinsynu. - Tak. Pewnie nim jestem - zaśmiał się Pete. - Ale zupełnie mi to nie przeszkadza. - Już ci mówiłam, że nie chcę cię tutaj widzieć - powiedziała Opal pewnym głosem. - Zabieraj się stąd. - Mam iść i pozwolić, żebyś się migdaliła z tym maminsynkiem? Za nic w świecie, ślicznotko. Zostaję. Przyniosłem twojemu dziadkowi słoik dobrego samogonu. - Jemu niepotrzebny ten twój bimber. - Nie mówię, że go potrzebuje. Mówię tylko, że go chce. Sama zapytaj. - Niczego takiego nie zrobię. Bierz ten bimber i zabieraj się. - Słyszałeś, co powiedziała, Peny - odezwał się Chris. - Nie mieszaj się do tego, maminsynku. Chris zamachnął się i jego twarda pięść wylądowała na szczęce Pete'a. Ten zachwiał się i usiadł ciężko na ziemi. - Nigdy więcej tak do mnie nie mów - warknął Chris, gotów zaatakować znowu, gdyby Pete podniósł się z ziemi. Pete wstał bez pośpiechu. Potarł szczękę, a potem nie wiadomo skąd w jego dłoni pojawił się nóż. Stanął na szeroko rozstawionych nogach, gotowy do skoku. - Za chwilę flaki z ciebie wypruję, maminsynku. - Nie! - krzyknęła Opal. - Dosyć tego, Pete! - dziadek Hastings wyłonił się z mroku ze strzelbą w dłoniach. - Cofnij się, bo ci odstrzelę ten durny łeb. Pete zwrócił się w jego stronę. - Masz W tym naboje, dziadku? - A coś ty myślał? - Nie wierzę. - Jest sposób, żeby się przekonać. Mam już wyżej uszu takich jak ty, co to przylażą zawracać głowę Opal. - Zastrzel mnie, a będziesz miał na głowie wszystkich znad Błotnistego Potoku. Zlecą się tu wściekli jak osy. - Nie zlecą się, jeśli cię nie znajdą

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Niedobre te kobiety: przezywaja nasz strach i ich cierpliwosc musi byc wciaz dla tego strachu, wiec jej czasem zabraknac musi dla nas...
  • Jednak ze względu na wskazane wyżej zjawisko modyfikacji znaczeń słów w zależności od tego, kto tych słów używa i wobec kogo są wygłaszane, należy zapamiętać, iż poza...
  • Husejn pasza, zaślepiony poprzednim rozbiciem giaurów pod Ujvarem tudzież podbojem Levy i Nitry, wystąpił na spotkanie tego iście niezliczonego mnóstwa giaurów i stoczył...
  • Jeśli istotnie taka jest jego funkcja, jak to się wobec tego dzieje, że ona, laureatka konkursu literackiego, nie jest w stanie spotkać się z żadnym z agentów twarzą w twarz? Jeśli...
  • Cmoktając fajkę i patrząc na tego rumianego, nażartego junaka o rozpalonych uszach, Stalin myślał o tym, o czym zawsze myślał na widok swoich gorliwych, gotowych na wszystko,...
  • Dotąd zapraszałem i zdawałem się przyjmować łaskę od tego, co do nas wchodził (bo bodaj rzecz naszą uważaliśmy za dzieło nasze, na naszą chwałę; przynajmniej to uczucie...
  • - Oddaj mu, a będziesz odtąd wędrować w cieniu strachu aż po kres twego życia - a nawet i później! Tak jak teraz my dwaj musimy krążyć tutaj z powodu tego Przekleństwa! Puzderko i...
  • Wiem tylko, że był aresztowany, ale za co, tego nie wiem...
  • Przy sześćdziesiątym piątym okrążeniu ustalił rekord tego wyścigu, dystansując współzawodników o całe jedno okrążenie z szybkością dziewięćdziesiąt siedem i...
  • Z tego zakBopotania i pitrzcych si przeszkód nawet przestaB mnie interesowa krajobraz widziany z okna wagonu, a przecie| wjechali[my w krain sBoDca, bujnej zieleni, sadów i winnic z urodzajów sByncych