Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Mogli nadal cieszyć się przywilejami i władzą, która
pozwalała im naginać prawo do własnych potrzeb, czy też potrzeb ich partii i
stronników. Politykom w całym tym interesie nie chodziło o nic więcej, jak tylko
o władzę. Cała ta gadka o pracy dla dobra narodu to zwykłe mydlenie oczu. Ani
razu, kiedy mieli dokonać wyboru między narodem a partią, nie wahali się nawet
przez chwilę i to niezależnie od orientacji. Dla tych sukinsynów wybór był tylko
jeden. Przecież władza w Labour Party nie opierała się wcale na masach
członkowskich, nawet nie na klasie robotniczej, kogokolwiek by to określenie
mogło oznaczać. Żaden z przywódców labourzystowskich nigdy w życiu nie splamił
się pracą fizyczną. A z kolei torysi nie reprezentowali wcale handlu ani
przemysłu. Większość z nich nie potrafiłaby wyjść na swoje w zwykłej budzie z
frytkami.
- No właśnie. I to przecież dzięki twojemu planowaniu, twojej ciężkiej pracy i
twemu przywództwu udało się to wszystko zmienić.
Andrews pokręcił głową.
- Miło, że tak mówisz, Joe, ale to nie jest prawda. Sam nasz Ruch Oporu nie
doprowadziłby do wycofania się z tego kraju ani jednego ruskiego czołgu czy
żołnierza. Byliśmy jak ugryzienia komarów. Denerwujące, ale nic poza tym.
Jedyne, czegośmy dokonali, to pokazanie Amerykanom i reszcie świata, że to nie
na własną prośbę jesteśmy pod okupacją. Wiedzieli, że się opieramy i poruszyło
to parę sumień. W Waszyngtonie przekonali się, że będziemy walczyć, nawet
pozostawieni sami sobie. Tak jak w czasie drugiej wojny, kiedy walczyliśmy z
Hitlerem zupełnie sami przez ponad rok, a, Rosjanie i Niemcy przez cały ten czas
byli sojusznikami - Andrews uśmiechnął się w zamyśleniu. - Nie oszukujmy się,
Joe. Oczywiście to na nas Ruscy się pośliznęli, to my byliśmy tą skórką od
banana, ale gdybyśmy zostali sami, zrobiliby z nas mokrą plamę, to więcej niż
pewne.
- I co masz zamiar teraz robić?
- Zaproponowali mi stanowisko na Uniwersytecie Bostońskim. Mam uczyć najnowszej
historii Wielkiej Brytanii, od 1970 r. aż do dziś, do 1987 roku. No i będziemy
mieli dziecko. Indi pojedzie ze mną. A ty? Czemu sam nie spróbujesz sił w
kongresie? Zakasowałbyś tam niejednego.
- Dostałem niezłą rentę, podejrzewam zresztą, że to twoja sprawka. Mam już dość.
Oboje mamy dość. Przeprowadzamy się do Kornwalii. Chcę kupić jakiś nieduży
parterowy domek z ładną przybudówką. Urządzę sobie warsztat mechaniczny. Będę
budował modele starych lokomotyw parowych, dawno o tym marzyłem. "Duchess of
Athol", "Sir Nigel Gresley", "The Royal Scott", tego typu sprawy.
- Od samego mówienia o tym już wyglądasz młodziej, Joe - powiedział Andrews ze
śmiechem, klepiąc go po ramieniu.
- I czuję się młodo, panie szanowny - odparł Langley. - Od lat już się tak nie
czułem.
Glyn i Meg Thomasowie przyglądali się ludziom, którzy kręcili się po ich farmie,
robiąc zdjęcia i rysunki. Była to ekipa przysłana dla sporządzenia dokładnej
dokumentacji przed przetransportowaniem aparatury elektronicznej i całej reszty
wyposażenia do Imperialnego Muzeum Wojny, które miało stać się ich nowym domem.
Miała to być stała wystawa, będąca dokładną rekonstrukcją poddasza w Pen-y-Fan -
kwatery głównej brytyjskiego Ruchu Oporu. Nawet starą piankową wykładzinę
zwinięto starannie, by ją potem rozłożyć w muzeum.
Glyn Thomas pomagał im we wszystkim z wyjątkiem jednego. O żadnej ze spraw
związanych z Ruchem Oporu nie chciał rozmawiać ani z przedstawicielami muzeum,
ani z dziennikarzami, ani z wojskowymi. Gdy proponowano mu pieniądze, wygłaszał
zjadliwe komentarze. Propozycję przyjęcia renty, odznaczeń, czy choćby
jednorazowego zasiłku demobilizacyjnego traktował jako obelgi, choć wszystko to
oferowano mu z czystego podziwu i wdzięczności. Z całej tej niewielkiej grupy
przywódców, którzy zapoczątkowali organizowanie i szkolenie późniejszych grup
Ruchu Oporu, był jedynym, którego poglądy pozostały tak twarde i
bezkompromisowe. Po odejściu Rosjan Meg przesiedziała razem z nim wiele
bezsennych nocy. Patrzyła, jak jej mąż siedzi przy komputerze i po raz któryś z
rzędu przegląda wszystkie nazwiska, pseudonimy i dane. Jego ostateczny bilans
zamknął się cyfrą 10.491 aktywnych członków oraz 210.000 takich, którzy na różne
sposoby udzielali im pomocy, począwszy od prostego zbierania informacji, aż do
użyczenia swej specjalistycznej wiedzy. Ten spis 220.491 mężczyzn i kobiet,
którzy ryzykowali swoim i swoich rodzin życiem dla sprawy Ruchu Oporu, dla wielu
był prawdziwą listą honorową, lecz dla Glyna Thomasa był to jedynie powód do
wstydu. I ani Andrews, ani nikt inny nie był w stanie mu tego wyperswadować. Za
każdym razem odburkiwał gniewnie, że jedyne, co wynika z tych liczb, to fakt, iż
pomimo popadnięcia w niewolę, pomimo upokorzeń i brutalności okupanta, mniej niż
pół procenta ludności Wielkiej Brytanii miało odwagę bronić swego
dotychczasowego sposobu życia przeciwko tyranii.
Dla Glyna Thomasa twoje nazwisko albo znajdowało się w tym komputerowym spisie,
albo, przynajmniej jeśli o niego chodziło, mogłeś w ogóle nie istnieć. Glyn
Thomas był jednym z tych okaleczonych duchowo, których tak wielu zostawili
Rosjanie po swoim odejściu. Był smutnym, zgorzkniałym człowiekiem i jedynym, co
go jeszcze obchodziło, były jego żona i farma