Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Był właścicielem dwóch mieszkań własnościowych w Miami i w połowie zapłacił już za trzecie. Trent, nurkując swobodnie, pomógł mu opróżniać pułapki - podnoszenie ich zabrałoby dwa razy tyle czasu. O dziesiątej skończyli robotę. Trent chciał ponownie rzucić okiem na Canaka przy świetle dziennym, ale nie chciał też zwracać na siebie uwagi, podpływając tam Złotą Dziewczyną. Wobec tego poprosił o wypożyczenie skiffa, obiecując go odstawić do nabrzeża Spółdzielni Rybackiej.
Gdy Carlos wyładowywał tam langusty, Trent przespacerował się do baru Jimmy'ego, gdzie spotykali się wszyscy na San Paul. Po drodze musiał obejść czterech młodych Amerykanów, siedzących pośrodku ścieżki i, jak się zdawało, dyskutujących, co zrobić z resztą dnia.
Jimmy, Kreol po pięćdziesiątce, zaczynał tyć z braku wysiłku fizycznego. Połowy langust dostarczyły mu środków na wybudowanie baru i restauracji, a nad hangarem na łodzie nadbudował dziesięć pokoi z łazienkami, które nawet od czasu do czasu działały. Zarówno bar, jak restauracja prosperowały, a Jimmy sprowadził ze Stanów odtwarzacz video, na którym pokazywał filmy fabularne - pirackie kopie, przegrywane przez teściową kuzyna, która wyszła za mąż za lekarza i mieszkała w południowej Kalifornii. Z honorariów za tę czynność teściowa opłacała swe brydżowe przegrane.
Doszedłszy do średniego wieku, Jimmy zmienił zainteresowania z wyspiarskiego przedsiębiorcy na plażowego filozofa. Trent znalazł go siedzącego na leżaku pod palmą, przed frontem baru. Nieco wcześniej Jimmy zaczął zwijać papierosa z zawartości leżącego mu na kolanach kapciucha, w którym jednak nie było tytoniu. Przylizawszy cztery bibułki z podgumowanym brzegiem połączył je w całość, ale następnie albo wyczerpał całą energię, albo przeszkodziła mu w dalszych czynnościach nowa myśl. Myślenie było głównym zajęciem Jimmy'ego. Całą resztą zajmowała się jego żona i czworo dzieci.
Trent przysiadł, oparłszy się plecami o ścianę, i zaczął czekać, aż Jimmy powróci stamtąd, gdzie w tej chwili przebywał. Wreszcie Jimmy odezwał się.
- Słyszałeś, że tej nocy na Canaka rozbił się samolot? Powiedzieli o tym w radiu o dziewiątej.
Trent odparł, że łowił na oceanie.
- A co złowiłeś? - spytał Jimmy.
- Wyciągaliśmy langusty z młodym Carlosem - odparł Trent.
Jimmy stracił zainteresowanie tą sprawą. Na wyspie San Paul langusty były tańsze od kurzych jaj i znacznie łatwiej było na nie trafić.
- Trent, mój chłopcze, jeśli trafią się okonie morskie, to je przynieś.
Trent obiecał, że tak zrobi. Ryby łowione kuszą dla restauracji Jimmy odliczał z jego rachunku barowego.
Jimmy pokazał palcem na drewniane molo.
- Prezydent łowi tam ryby. Cholerny matros zapomniał, co miał go zabrać.
Trent spytał, czy prezydent ma odpłynąć na wyspę Canaka i Kreol potwierdził skinieniem głowy.
- Mógłbym go zawieźć skiffem młodego Carlosa - powiedział Trent.
Jimmy z roztargnieniem pomacał trawkę w swym kapciuchu. A potem potrząsnął głową, jakby oganiał się przed muchami.
- Trent, mój chłopcze, no nie wim, ale ten tam człowiek powiada, że prezydent wącha się z Colombianos. - Podniósł leżącą na piasku gazetę i cisnął Trentowi na kolana. Był to Belpan Independent, cztery strony zamazanego druku, ale i tak najlepsza gazeta w Belpan. Ona i Belpan Times. Trent słyszał, że w ostatnich dwóch miesiącach obie zmieniły właścicieli. Przeczytał artykuł, który należał do klasyki rodzaju: najpierw obelżywe przypuszczenia, rozbudowane następnie w oskarże nie, że prezydent jest na liście płac kolumbijskich handlarzy kokainą, pozwalając im na tankowanie paliwa na pasach startowych w dżungli Belpan i na głównej szosie.
W zeszłym tygodniu dwusilnikowy de havilland otter, wyładowany kokainą, zwalił się do przepustu podczas nocnego lądowania na nie ukończonym odcinku nowej szosy, biegnącej przez nie zaludnioną, północną część kraju. A obecna, kolejna katastrofa na wyspie Canaka doleje oliwy do ognia w chwili, gdy Belpan zbliża się do wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Trent zwrócił gazetę Jimmy'emu i powędrował w stronę przystani. Czterech młodych Amerykanów siedzących na ścieżce zmieniło się w pięciu, przesunęli się też o parę jardów, by pozostać w cieniu.
Jeden z nich powiedział "cześć", co Trent uznał za mniej więcej stosowne.
Prezydent Republiki Belpan zbliżał się do siedemdziesiątki