Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Jedyną rekompensatą mogły stać się sukcesy na terenie Węgier, Siedmiogrodu, Mołdawii, Multan, ustanowienie w jednym z trzech krajów królestwa dla syna Jakuba, który tą drogą może osiągnąłby tron polski i ustanowił dynastię. Gdybyż do tego doszło, wszystko jedno, jakim był ten Jakub. Gdyby berło utrzymała jeszcze jakiś czas ręka Polaka... Nadeszły jednak czasy, które nazwać można dnem upadku. Spisek przeciw królowi, zrywanie sejmów, intrygi, przekupstwo, wszystko najgorsze, przez co przeszedł w czasie swego kryzysu każdy naród w Europie, żaden jednak nie zapłacił tej ceny, co Polska. "Rzeczpospolita jest w malignie, trzeba jej krwi upuścić" - wołał wierny królom wojak Stefan Bidziński wzywając do wojny domowej. "Stan kraju łatwiej spisać łzami, niż piórem" - zanotował biskup Załuski. "Zdumiewa się i sama natura, która najmniejszemu i najlichszemu zwierzęciu dawszy sposób obrony, nam tylko samym odejmuje nie jakaś przemoc albo nieuniknione przeznaczenie, ale jakby z umysłu jakiego narodzona złośliwość... Jeszcze czterdzieści dni a Niniwa zniszczoną zostanie". Oto prorocze słowa króla. Uwikłany w pęta Świętej Ligi i sprowokowany przez cesarza Austrii - Jan III w roku 1691 wyruszył na wyprawę wojenną, ostatnią. Wkroczył na Bukowinę, posuwał się ostrożnie trzema szlakami. Przed przekroczeniem granicy zablokował Kamieniec, stawiając w jego pobliżu fort: Okopy Świętej Trójcy. Po kilku zwycięskich potyczkach zajął Suczawę, Neamt, parę warownych klasztorów. Zapowiedziana pomoc austriacka nie nadeszła. Jan III pozostawiony samemu sobie stoczył jeszcze bitwę na polach Pererytej i zmusił nieprzyjaciela do odwrotu. Cesarz austriacki, odciążony przez działania wojenne Polaków, odniósł zwycięstwo pod Słonym Kamieniem, ale sojusznikowi z pomocą nie przyszedł. Jan III na próżno jej oczekiwał wśród deszczów, chłodów i roztopów wczesnej w tym roku, wyjątkowo złośliwej jesieni. W końcu nakazał odwrót i przez przepaściste lasy bukowińskie poprowadził zdemoralizowaną i wynędzniałą armię do kraju. Na tym też skończę, moim bowiem zamierzeniem było opisać jedynie działania wojenne Jana Sobieskiego i wydarzenia polityczne poruszyć tylko o tyle, o ile to było konieczne dla zrozumienia przyczyny tamtych. To zwalnia mnie od oceny politycznego sensu życia i panowania Sobieskiego, króla Jana III. Spadkobierca tradycji staropolskiej sztuki wojennej najlepszego okresu potrafił ją rozwinąć i udoskonalić. Zwiększył udział ilościowy piechoty, zwłaszcza zaś ulubionej przez siebie dragonii. W miarę możliwości rozwinął również artylerię opierając ją na najlepszych wzorach zagranicznych i na pracy znakomitych fachowców. W kraju, gdzie corocznie ustanawiano na nowo stan wojska i na coroczną wyprawę czyniono nowe zaciągi, stworzył system mobilizacyjny, umożliwiający utrzymanie ciągłości organizacyjnej, wyszkolenia i zachowanie doświadczonej kadry. Na czas między wyprawami nie likwidował jednostek, zostawiając kadrę, która następnie stawała się kośćcem oddziałów przy nowym zaciągu. Wśród wielu ulepszeń uzbrojenia i taktyki należy wspomnieć o wprowadzeniu gotowych ładunków prochowych, co uprościło użycie ręcznej broni palnej. Zastąpienie forkietu (podpórki) przez berdysz w piechocie wzmogło jej zdolność obronną wobec kawalerii, dając do ręki piechurom nową broń bez dodatkowego obciążenia. W tej epoce zaczęła wchodzić w użycie lżejsza broń palna piechoty nie wymagająca podpórki do strzelania, za to zaopatrzona w bagnet. Berdysz Sobieskiego jest ogniwem pośrednim między dawną bronią muszkietową i nowoczesnym karabinem. Zróżnicowanie trzech długości berdysza umożliwiało jednoczesny ogień trzech szeregów piechoty: pierwszy z pozycji klęczącej, drugi pochylonej, trzeci z wyprostowanej. Po oddaniu salw trzy szeregi cofały się szybkim kontrmarszem na tył kolumny dla ładowania broni. Taki system zapewniał dość dużą siłę ogniową piechoty. W taktyce piechoty zbliżył się Sobieski do wzorów nowoczesnych, wprowadził czy może popierał unikanie ognia przez padnięcie i posuwanie się rojem, niemal dochodził do odkrycia nowoczesnego szyku bojowego - tyraliery. Tradycyjne uzbrojenie husarii stało się lżejsze przez zastąpienie płytowej zbroi - kirysa, przez skórzaną, nabijaną łuską metalową, karacenę, oraz przez odrzucenie naplecznika. Wielki wódz pracował nad nie rozwiązanym dotychczas w Rzeczypospolitej zagadnieniem prawidłowego zaopatrzenia armii w czasie wyprawy. Godne są studiów jego poczynania w tym kierunku podczas wyprawy wiedeńskiej, a może również - w nieudanej pod innymi względami - wyprawie 1685 roku. Jako rasowy żołnierz Jan Sobieski był uwielbiany przez żołnierzy, nawet nieprzyjacielskich. Ze swej strony oddawał pełną sprawiedliwość i szacunek nieprzyjacielowi, oceniał jego męstwo i sztukę. Bezlitosnej sztuce operacyjnej Sobieskiego, zmierzającej do zniszczenia żywej siły nieprzyjaciela bez oszczędzania w potrzebie sił własnych, nie można zarzucić ani krwiożerczości, ani czułostkowości. Jest po prostu sztuką najlepszą. Ramy tej pracy nie pozwoliły nam dojrzeć Sobieskiego w jego życiu prywatnym i rodzinnym, choćby w uroczym Wilanowie, który nam został na pamiątkę