Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

- Pamiętacie go? - Czy ktokolwiek śmiałby zapomnieć taką osobistość? - zakpił Geronimo. - O rety! Dzięki, chłopie - rozpromienił się rewolwe rowiec. Indianin pstryknął palcami. - Oj! Przepraszam! Chciałem powiedzieć: taką głupotę. - Zdaje się, że nikt nie odpowiada na twoje powitanie - Josh zwrócił się do Blade'a. Dowódca zasuwał właśnie szybę, gdy Wróż wyciągnął rękę w kierunku drzwi. - Dokąd się wybierasz? - zapytał go Hickok. Josh zawahał się. - Wychodzę spotkać się z tym, kto czeka na zewnątrz, bez względu na to, kim on jest. - Zostań! - rozkazał Blade. - Ale przecież po to tu przyjechałem! Czyż Platon nie wysłał mnie, bym był ambasadorem Rodziny? - Tak. - Może nie chodziło mu o to, by ktoś przyjaźnie wy ciągnął rękę, a nie lufę karabinu? - Tak. - Ktoś, kto nie strzela od razu, a dopiero potem zadaje pytania. - Tak - niechętnie przyznał dowódca. Joshua uśmiechnął się. - Więc powinienem iść i przywitać się. Zaczął otwierać drzwi. - Zostań na miejscu! - powtórzył Blade. Josh zatrzymał się, spoglądając na potężnego Wojow- nika i zmarszczył brwi. - Nie rozumiem. Zdaje się, że właśnie powiedziałeś... - Platon wyznaczył cię na oficjalnego ambasadora do brej woli Rodziny... - przerwał mu Wojownik. - Więc? - Dlatego nie mogę pozwolić ci wyjść. - Blade wska zał Joshowi miejsce w wozie. - Jesteś naszym ambasado rem, ale również jednym z sześciu Wróżów, obdarzonych nadzwyczajnymi zdolnościami. Może najmłodszym i naj mniej doświadczonym spośród nich, ale i tak widzącym rzeczy, których normalni ludzie, tacy jak Hickok, Geroni- mo czyja, nie zauważają. - Nie przesłyszałem się? - wyrwał się Indianin. - Na zwałeś Hickoka normalnym człowiekiem? Strzelec spojrzał na Geronima z udaną wściekłością. - Przed chwilą powiedziałeś, że wyczuwasz niebez pieczeństwo - ciągnął Blade. - A to już nasza działka. Po zostaniesz w FOCE, aż upewnimy się, czy twoje przeczu cia były słuszne. - Ja pójdę na zwiady - powiedział natychmiast Hi ckok. - Mam już po uszy siedzenia w tym pudle. Wresz cie się trochę rozruszam. - Chyba lepiej, żebym ja to zrobił - stwierdził Geroni- mo. - Jeśli ktoś spojrzy na koszmarną gębę Hickoka, na pewno czym prędzej zrobi w tył zwrot i ucieknie, zanim zdążymy rozpocząć rozmowę. - Bardzo śmieszne... - mruknął rewolwerowiec. - Niech idzie Hickok - zdecydował Blade. Wymieniony przezwaniem Wojownik spojrzał na Ge-ronimo i zaśmiał się wyniośle. - Wybrał mnie, bo jestem lepszy od ciebie! Blade potrząsnął głową, mrugając do Indianina. - Idziesz na zwiady, gdyż Geronimo jest lepszym ku charzem. Gdyby mu się coś stało, po twoim pichceniu przez całą powrotną drogę miałbym biegunkę. Geronimo zachichotał i przyjaźnie poklepał po plecach Hickoka, który otwierając drzwi, rzekł: - Wielcy ludzie nigdy nie są doceniani przez swoich współczesnych. - Hickok! - O co chodzi, Josh? - Dlaczego nie zostawisz strzelby? Widok broni może kogoś przestraszyć, wzbudzić jego agresję. Rewolwerowiec spojrzał na Blade'a. - To zależy od ciebie - usłyszał. - Radzę ci jednak wziąć broń. Hickok zauważył grymas na twarzy Josha. Powoli od- łożył karabin na siedzenie. - Geronimo ma chyba rację - powiedział. - Naprawdę jestem głupi. Zwrócił się do Joshui: - Robię to, chłopie, dla ciebie. Tylko nigdy o tym nie mów żadnemu z Wojowników. Pomyślą, że zwariowa łem. Prorok uśmiechnął się, zadowolony z nieoczekiwane- go obrotu sprawy. - Dzięki ci, drogi bracie! Ale co z twoimi pytonami? Hickok spojrzał w brązowe oczy przyjaciela. - Przypomnij mi, że któregoś dnia musimy usiąść so bie spokojnie i przeprowadzić długą rozmowę o życiu. - Bądź ostrożny - rzucił na koniec Blade. Strzelec skinął głową i wyślizgnął się z FOKI, dokład- nie zamykając za sobą drzwi. Plecami oparł się o wóz, ob- racając twarz w stronę najbliższych zarośli, i uważnie wy- patrywał śladów zagrożenia. Nic. Tylko drzewa i krzaki. Liście roślin drżały na wie- trze. Hickok z nonszalancją wetknął kciuki za pas i zaczął oddalać się od pojazdu. Może Joshua miał rację? Może gdyby okazali przyjacielskie zamiary, każdy, kimkolwiek by był, odpłaciłby tym samym? Co szkodzi spróbować? Nagle zza wielkiego krzaka, rosnącego dwadzieścia stóp na prawo, doszedł trzask łamanej gałązki. Ktokol- wiek tam siedział, nie starał się ukryć swej obecności. Re- wolwerowiec uśmiechnął się. To lubił. Głupi podstęp! Następnie coś po lewej stronie poruszyło się. Zatrzymał się. Znów przypomniała mu się szczytna idea Josha, Czyżby w pobliżu ktoś szeptał? Hickok zdecydował się dać szansę teorii przyjaciela. Coraz głośniejsze dźwięki... - Sie masz! - wykrzyknął radośnie. - Nazywam się Hickok! Przybyliśmy tu z pokojową misją! Na moment zapadła cisza i zaraz dał się słyszeć szept mnóstwa warg. Hickok ostrożnie ruszył w kierunku wy- sokiego krzaka. Co oni, do cholery, robią? Odbywająkon-ferencję? Nagle zza rozłożystego dębu wyszedł jakiś człowiek. Trzymał w ręku strzelbę, kierując lufę w dół. Hickok drgnął, powstrzymując się przed wyciągnięciem koltów. Nie, nie teraz! Da obcym szansę. Nieznajomy ubrany był w brudną podartą niebieską bluzę i wystrzępione wyblakłe dżinsy. Uśmiechał się sze- roko, ukazując szparę po wybitych dwóch górnych sieka- czach. No proszę! Zdumiony Hickok odpowiedział uśmie- chem. A jednak teoria Josha sprawdza się. Jeśli okazuje się przyjazne nastawienie, łatwo zdobyć przyjaciół. Mężczyzna zbliżał się powoli. - Czy mnie rozumiesz? Tak jest! Hickok wciąż nie mógł uwierzyć. Zdobywa- nie przyjaciół to po prostu ciastko z kremem! Obcy był już tylko dziesięć stóp od Wojownika. Wciąż przytakiwał. Co się dzieje z tym facetem? Ma nerwowy tik czy co? - Jestem Hickok - powtórzył rewolwerowiec. - To miło - wydusił w końcu facet. Miło? - Co mogę dla ciebie zrobić? - kontynuował Wojow nik. Mężczyzna zatrzymał się i podniósł strzelbę. - Zjem cię na obiad, naiwniaku! - krzyknął. Potem odwrócił głowę i wrzasnął z całej siły: - Zabić go! Natychmiast ubić to mięso! Wyjąca i wrzeszcząca gromada ponad dwudziestu pię- ciu mężczyzn i kobiet bez ostrzeżenia wyskoczyła z ukry- cia i ruszyła w kierunku Hickoka

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Tymczasem kryje się za tym odwieczny przesąd, który na samym początku przyjęliśmy sobie za punkt wyjściowy: przesad o wyizolowaniu Ziemi – z całego pozostałego...
  • Jeżeli mię zaś do innych posłów przyrównujecie, to przyjeżdżali tu jacyś paszowie z Ka-nizsy ° albo z Temesvaru, którzy swoją chciwością hańbę na dynastię Osmana ściągali,...
  • Ponieważ leżałem na koi zwrócony stopami ku rufie, przy każdym takim zawahaniu moja głowa wbijała się mocniej w poduszkę, co wcale nie sprawiało mi przyjemności, jako że ta...
  • Potem do pana Batelier, gdzie wieczerzaliśmy, a po kolacji paru skrzypków i nuże do pląsów, ale oczy tak mi dolegały, że mało przyjemności użyłem tego wieczora, tym się tylko...
  • Po prostu przyjęliby bardziej im odpowiadającą wersję, bo żądanie zwrotu Trevor Star może faktycznie zostać uznane za sensowny pretekst do wznowienia dziatań z ich strony...
  • Lescaut zaręczył, że jestem z natury wielce stateczny, że palę się do tego, aby zostać księdzem, a cała moja przyjemność to odmawiać różańce...
  • Wszystko po to, żebym na przykład, idąc na przyjęcie z udziałem nowo werbowanego nie wpadł na jakiegoś jego przyjaciela, którego kiedyś zwerbowałem występując pod innym...
  • Całkowicie dała się przekonać przyjętej przez niego pozie rozpaczającego wdowca - w rzeczywistości wszyscy ulegli temu wrażeniu...
  • Cztery lata później przyjęto na uzbrojenie pocisk, który wybuchając po uderzeniu w miękką przeszkodę, tworzył odłamki...
  • Z początku ze śmiechem przyjęto żądanie, niewinna Beata doznawała potrojonej liczby uszczypliwych przekąsów...