Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
- Przyniósł nam fotokopię doniesienia, które dziesięć dni temu zostało zgłoszone w kwesturze w Trapani: skradziono mu portfel, a w nim, wśród innych rzeczy, były również wizytówki, nie pamięta tylko, czy miał ich pięć, czy sześć.
- Wpakował cię w szambo po uszy - podsumował Valente.
- A szambo jest głębokie - dodał Montalbano.
- Jak długo zdołasz utrzymywać się na powierzchni? - podkręcał ciśnienie Valente.
Pot wymalował rozległe plamy pod pachami Prestii. Biuro wypełnił nieprzyjemny zapach piżma i czosnku, który Montalbano określił jako zgniłozielony.
Prestia złapał się za głowę i wymamrotał:
- Wrobili mnie.
Przez jakiś czas trwał w tej pozycji, zanim podjął decyzję.
- Czy mogę się spotkać z adwokatem?
- Z adwokatem?! - zdziwił się Valente.
- Po co ci adwokat? - spytał Montalbano.
- Wydawało mi się, że...
- Co ci się wydawało?
- Że cię aresztujemy?
Duet uzupełnił się perfekcyjnie.
- Nie aresztujecie mnie?
- A skąd!
- Możesz iść. Jeśli chcesz.
Prestia potrzebował pięciu minut, żeby odkleić dupsko od krzesła i dosłownie wziąć nogi za pas.
- A teraz co się stanie? - spytał Valente, który zdawał sobie sprawę z burdelu, jaki wywołał.
- A to, że teraz Prestia pójdzie zawracać dupę Spadaccii. I następny ruch należy do nich.
Valente wyglądał na zmartwionego.
- Co ci jest?
- Nie wiem... nie jestem przekonany... Boję się, że uciszą Prestię. I my będziemy za to odpowiedzialni.
- Prestia jest już teraz na pierwszym planie. Usunąć go znaczyłoby tyle, co złożyć podpis pod całą operacją. Nie, jestem przekonany, że go uciszą, owszem, ale wypłacając mu jakąś niezłą sumkę.
- Czy możesz mi coś wytłumaczyć?
- Oczywiście.
- Dlaczego na własne życzenie pogrążasz się w tej sprawie?
- A ty dlaczego mi towarzyszysz?
- Po pierwsze dlatego, że jestem gliną, tak jak ty, a po drugie to mnie bawi.
- A ja ci odpowiem: mój pierwszy powód jest zbieżny z twoim. Po drugie, robię to dla zysku.
- A co chcesz na tym zyskać?
- Mam to wyraźnie zarysowane w głowie. Ale może się założymy, że także i ty coś na tym zyskasz?
Zdecydowany nie ulec pokusie, przejechał z prędkością stu dwudziestu na godzinę przed restauracją, w której był na obiedzie. Ale pół kilometra dalej jego postanowienie nagle osłabło, więc zahamował, wywołując wściekły klakson jadącego za nim samochodu. Mężczyzna za kierownicą, wyprzedzając go, spojrzał dziko i pokazał mu rogi. Montalbano zawrócił, co na tym odcinku było surowo zabronione, poszedł prosto do kuchni i nawet bez, powitania spytał kucharza:
- A jak pan przyrządza barwenę?
17
Nazajutrz rano, dokładnie o ósmej, stawił się u kwestora. Zgodnie ze swoim zwyczajem ten już od siódmej przebywał w biurze, wywołując niechętne pomruki sprzątaczek, którym jego obecność przeszkadzała w pracy.
Montalbano opowiedział mu o tym, jak pani Lapecora przyznała się do morderstwa. Powiedział, że jej świętej pamięci mąż, chcąc uniknąć tragicznego końca, napisał anonimowo do żony, a otwarcie do syna, ale ci pozwolili mu utonąć jak w przerębli. Nie wspomniał ani o Fahridzie, ani o Mussie, czyli o największym kawałku puzzli. Nie chciał, żeby kwestor, już u kresu kariery, został wciągnięty w sprawę, która śmierdziała jak wielki sracz.
I aż do tego miejsca poszło mu dobrze, nie musiał nic zmyślać, pominął tylko parę rzeczy, przekazał pół prawdy.
- Ale dlaczego chciał pan zorganizować konferencję prasową, pan, który zazwyczaj unika takich imprez jak ognia?
Przewidział to pytanie, więc miał już gotową odpowiedź, która przynajmniej częściowo pozwalała nie tyle na kłamstwo, ile na kolejne pominięcie.
- Widzi pan, ta Karima była szczególnym typem prostytutki. Spotykała się nie tylko z Lapecora, ale również z innymi osobami. Wszyscy byli ludźmi w zaawansowanym wieku, emerytami, handlowcami, nauczycielami. Zakreślając wyraźne granice tej sprawy, starałem się zapobiec plotkom, insynuacjom co do biedaków, którzy w gruncie rzeczy nie robili nic złego.
Był przekonany, że wyjaśnienie jest wiarygodne. I rzeczywiście, kwestor skomentował tylko:
- Pańsku moralność jest dziwna, Montalbano. - Następnie spytał: - A ta Karima naprawdę zaginęła?
- Chyba tak. Kiedy dowiedziała się o zabójstwie kochanka, uciekła z dzieckiem, obawiając się, że zostanie wplątana w morderstwo.
- Proszę posłuchać - powiedział kwestor. - A co to za historia z tym samochodem?
- Jaka?
- Niech pan da spokój, Montalbano. Z tym samochodem, który, jak się okazało, należy do służb specjalnych. To ludzie drażliwi, wie pan.
Montalbano roześmiał się. Śmiech wypróbował poprzedniego dnia przed lustrem i powtarzał tak długo, aż dobrze mu wyszedł. Teraz, wbrew spodziewanym efektom, wypadło to fałszywie, przesadnie. Lecz jeśli chciał trzymać z dala od całej historii tego dżentelmena, który był jego przełożonym, nie miał wyjścia, musiał skłamać