Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Spotykamy w nich m.in. wątki polskie, dotyczące przeważnie polsko-radzieckiego braterstwa broni w latach wspólnej walki. i ¦ Alicjo Wołodżko część pierwsza 1 Giwiazdy iskrzyły się jeszcze ostro i zimno, ale niebo na wschodzie zaczęło już jaśnieć. Drzewa powoli wyłaniały się z mroku. Nagle ich wierzchołkami wstrząsnął silny i świeży wiatr. Las natychmiast ożył, zaszumiał pełnym i dźwięcznym głosem. Trwożnym, świszczącym szeptem poczęły się nawoływać sosny stuletnie i suchy szron posypał się z miękkim szelestem z poruszonych gałęzi. Wiatr ucichł tak samo niespodziewanie, jak nadleciał. Drzewa znowu zastygły w zimnym odrętwieniu. Natychmiast dały się słyszeć wszystkie odgłosy leśnego świtania: żarłoczne użeranie się wilków na sąsiedniej polance, ostrożne szczekanie lisów i pierwsze, niepewne jeszcze postukiwanie zbudzonego dzięcioła, rozlegające się w ciszy leśnej tak melodyjnie, jak gdyby pukał nie w pień drzewny, lecz w puste pudło skrzypiec. Znów zaszeleścił porywisty wiatr w ciężkim igliwiu wierzchołków sosen. Na rozjaśnionym niebie cicho zgasły ostatnie gwiazdy. Niebo zwęziło się i zgęstniało. Las, otrząsnąwszy się z resztek nocnego mroku, wstawał w całej swej zielonej wspaniałości. Po tym, jak czerwieniejąc zajaśniały kędzierzawe głowy sosen i ostre igły jodeł, można było odgadnąć, że słońce wstawało i wscho- dzący dzień zapowiadał się jasny, mroźny, jędrny. Rozwidniło się zupełnie. Wilki ukryły się w chaszczach leśnych, by trawić żer nocny; z polany wyniósł się lis, zostawiając na śniegu koronkowy, chytrze splątany trop. Stary las zaszumiał miarowo, przeciągle. Tylko ptasia wrzawa, pukanie dzięcioła, wesołe ćwierkanie migających wśród gałęzi żółciutkich sikorek i łapczywe, suche chrząkanie sójek urozmaicały ten przeciągły, trwożny i smętny szum przewalający się miękkimi falami. Sroka, czyszcząca na gałązce olszyny swój czarny, ostry dziób, przechyliła nagle głowę na bok, zaczęła nadsłuchiwać, przysiadła, gotowa zerwać się i polecieć. Niepokojąco trzeszczał chrust. Ktoś wielki i silny szedł przez las nie wybierając drogi. Zatrzeszczały krzaki, za-kołysały się wierzchołki malutkich sosenek, zaskrzypiał śnieg. Sroka krzyknęła i rozwinąwszy ogon, podobny do pierzastej brzechwy, odleciała pędem strzały. Z przyprószonych porannym szronem sosen wysunął się długi, bury pys,k, uwieńczony ciężkimi, rozgałęzionymi rogami. Wystraszone ślepia rozejrzały się po wielkiej polanie. Różowe, zamszowe nozdrza, ziejące gorącą parą trwożnego oddechu, zadrgały kurczowo. Stary łoś zamarł w sośnie jak posąg. Tylko kłaczko-wata skóra drżała nerwowo na jego grzbiecie. Nastroszone uszy łowiły każdy dźwięk, a słuch miało zwierzę tak ostry, że słyszało, jak kornik toczy drzewo pod korą sosny. Ale nawet i te czujne uszy nie słyszały w lesie nic prócz rozgwaru ptasiego, stukotu dzięcioła i miarowego poszumu sosen. Słuch uspokajał, ale węch uprzedzał o niebezpieczeństwie. Ze świeżym oparem odwilgłego śniegu mieszały się zapachy ostre, ciężkie i groźne, obce tym drzemiącym kniejom. Czarne, smutne ślepia zwierzęcia zobaczyły na oślepiającej łusce śreni ciemne postacie. Nie 10 poruszywszy się, zwierzę sprężyło się, gotowe skoczyć w gąszcz leśny. Ale ludzie trwali nieruchomo. Leżeli pokotem w śniegu, gdzieniegdzie jeden na drugim. Było ich wielu, ale żaden sdę nie ruszał, nie zakłócał dziewiczej ciszy. Obok wznosiły się jakieś potwory, wrosłe w zaspy. One właśnie wydawały ów zapach ostry i niepokojący. Lękliwie patrząc zezem, stał łoś na skraju lasu nie rozumiejąc, co się wydarzyło z tą grupą cichych, nieruchomych i na pozór zupełnie niegroźnych ludzi. Uwagę jego ściągnął dźwięk rozlegający się w górze. Łoś drgnął, skóra na jego grzbiecie zafalowała, tylne nogi ugięły się jeszcze bardziej. Jednakże dźwięk ten również nie był straszny. Jak gdyby kilkanaście chrabąszczy, bucząc basowo, krążyło w listowiu zakwitającej brzozy. Buczeniu ich wtórował niekiedy częsty krótki trzask, podobny do wieczornego wrzasku derkacza na bagnie. Otóż i same chrabąszcze. Połyskujące skrzydłami bujają w błękitnym, mroźnym powietrzu. Znów wrzasnął gdzieś wysoko derkacz. Jeden, z chrabąszczy, nie zwijając skrzydeł, runął w dół. Pozostałe znowu zapląsały w lazurze niebieskim. Łoś rozluźnił napięte mięśnie, wyszedł na polanę, liznął śreń zerkając ku niebu: I nagle jeszcze jeden chrząszcz oderwał się od rozpląsanego w powietrzu roju i zostawiając za sobą długi, przepyszny ogon, poszybował wprost ku polanie. Rósł tak szybko, że łoś ledwie zdążył dać susa w krzaki, gdy coś olbrzymiego, straszniejszego niż nagły podmuch nawałnicy jesiennej, grzmotnęło w wierzchołki sosen i gruchnęło o ziemię tak, iż las cały zahuczał i jęknął. Echo uniosło się nad drzewami prześcigając łosia, który cwałem gnał w ostępy. Uwięzło w gąszczu zielonych chojarów echo. Skrząc się i migocząc posypał się szron z wierzchołków drzew, 11 strąconych upadkiem samolotu. Cisza, przeciągła i władcza, znowu objęła las. I w ciszy tej dało się słyszeć wyraźnie, jak jęknął człowiek i jak zachrzęściła ciężko śreń pod łapami niedźwiedzia, którego wypędził z kniei na polanę huk niezwykły i trzask. Niedźwiedź był wielki, stary i kosmaty. Niechlujna sierść w burych kudłach zwisała mu po zapadłych bokach, kłakami sterczała na chudym, cherlawym zadzie. W tych stronach od jesieni toczyła się wojna. Dotarła nawet tutaj, do tych mateczników, dokąd przedtem, i to nieczęsto, zapuszczali się tylko leśnicy i myśliwi. Huk pobliskiej bitwy jesienią jeszcze wypędził niedźwiedzia z legowiska, przerwał jego sen zimowy i oto teraz głodny i zły zwierz wałęsał się po lesie nie zaznając spoczynku. Niedźwiedź przystanął na skraju, tam gdzie przed chwilą stał łoś. Obwąchał jego świeże, smakowicie pachnące tropy, ciężko i łapczywie wciągnął powietrze ruszając zapadłymi bokami i jął nasłuchiwać. Łoś odszedł, za to w pobliżu rozlegał się głos, który wydawała jakaś żywa i zapewne słaba istota. Zjeżyła się sierść na karku zwierza. Wyciągnął pysk. I znowu ten głos żałosny, ledwie słyszalny ze skraju lasu. Powoli, stąpając ostrożnie miękkimi łapami, pod którymi załamywała się z trzaskiem sucha i twarda śreń, skierował się zwierz ku nieruchomej, wbitej w śnieg postaci ludzkiej... Lotnik Aleksiej Mieriesjew trafił w podwójne „kleszcze". Nic gorszego nie mogło się wydarzyć podczas walki powietrznej. Gdy wystrzelał już wszystkie swoje pociski i był zupełnie bezbronny, opadły go cztery samo- loty niemieckie i nie pozwalając mu ani zawrócić, ani zmienić kierunku, poprowadziły na swoje lotnisko. A wszystko stało się tak: eskadra myśliwców pod dowództwem lejtnanta Mieriesjewa wyleciała, by towarzyszyć „Iłom", które się udawały na bombardowanie nieprzyjacielskiego lotniska

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • W dru- 14 Jego następcami byli: Antonin Zapotocky (1953-1957), Antonin Novotny (1957-1968), Ludwik Svoboda (1968-1975), Gustav Husak (1975-1989)...
  • Wojska konfederackie grabiły dobra ziemskie króla i jego popleczników, wojska wierne królowi mściły się na dobrach zwolenników konfederacji, zaś wojska rosyjskie jednakowo...
  • Notabene wzniosłość musi być dziś inaczej rozumiana, trzeba odjąć temu pojęciu jego neoklasycystyczną pompę, alpejski sztafaż, teatralną przesadę - wzniosłość jest dziś...
  • ł pkt 2 ustawy -Prawo o adwokaturze, adwokat nie może wykonywać zawodu, jeżeli jego małżonek pełni funkcje sędziowskie, prokuratorskie lub w okręgu izby adwokackiej, w...
  • Jeśli istotnie taka jest jego funkcja, jak to się wobec tego dzieje, że ona, laureatka konkursu literackiego, nie jest w stanie spotkać się z żadnym z agentów twarzą w twarz? Jeśli...
  • Tak więc w roku 1382 gwałtowną śmierć ponieśli: książę Żmudzi Kiejstut, jego żona Biruta i komtur Ulrich von Kniprode, który nie odzy- skał dla zakonu purpurowego srebra...
  • Agamemnon pobladł z gniewu: to znaczy po prostu, że mają mu odebrać jego dar zaszczytny! Zresztą dobrze, odda Astynome, jeżeli to konieczne, ale niech wiedzą: wojsko musi mu dać...
  • Należało więc za czasów Moj żesza szukać rady u niego, a później u Aarona i jego następców; i u suwerennego władcy ludu bożego, który sprawował władzę bezpośrednio daną mu od...
  • Ebou Dar było wielkim portem morskim, dysponującym pewnie największą zatoką znanego świata, a jego pirsy niczym długie szare palce wyciągały się od nabrzeża,...
  • Mówiono o nim, że kiedyś jego szofer spowodował wypadek, jadąc po wąskich drogach Kornwalii z prędkością, która miała "rozgrzać" towarzyszącą Valance'owi wyjątkowo lodowatą...