Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Nazajutrz rano pięć pesos na kowadle mrugało złotą źrenicą na przeprosiny. Takie rzeczy nie zwykły się zdarzać w Hawanie, gdzie masowe używanie okularów zmienia pole widzenia. Lecz chociaż duchy zamieszkują tam inną przestrzeń, nie przestają przez to istnieć. Nadszedł dzień owej straszliwej burzy, w lecie 1908 roku. W tym sezonie zaobserwowałem dwa wielkie cyklony. Pierwszy cyklon dął z wielką siłą przez cały wieczór i noc, ustając dopiero o świcie. 239 Kiedy nazajutrz wyjrzałem przez parkan, zobaczyłe wdowę po Benicie, w zadartej spódnicy, grzebiącą w tj co zostało z jej sadu. Obserwowałem ją przez chwilę, czym udałem się do sklepiku „Pod Kreolem i Jego Psem|| aby o tym, co widziałem, opowiedzieć sklepikarzowi. Juan Perez był mężczyzną żonatym i nieczułym wdzięki płci pięknej. — Przychodzi pan w samą porę — powiedział. — Bur przyniosła coś na moją ziemię. Rodzaj statku, rzekłbym*; Wyraziłem obawę o jego ziemniaki, ale uśmiechając si^ z wdzięcznością, wyjaśnił mi, że chodzi o statek—zjawę, nie zdolny do zniszczenia zasiewów. < Zastanawialiśmy się chwilę, w jaki sposób trafił z mor na ziemię Juana, a następnie zaczęliśmy mówić o czym ii nym. W kościele siła wiatru zerwała dzwon i jego serce się w głowę muła zamieniając go w jednorożca. To był wspaniały cyklon, roztoczył wszędzie swoją sii rozrzucając nasze duchy po całej wyspie. Wracały powol jedne pieszo, inne na wycieńczonych koniach, ale tak szc śliwę z powrotu do Puertadegolpe, że niektóre z nich kały jak dzieci. Estanislao powiedział mi, że nigdy od c bitwy pod Mai Tiempo jego ojciec nie sprawiał wrażenia człowieka tak wyczerpanego. Na tych i innych wydarzeniach upłynął tydzień, aż wszy—j stko wróciło do normy. W jakiś czas później, pewnego popo*| łudnia, sklepikarz zwrócił się do mnie z oznakami wielkiego1* zmartwienia: — Chciałbym, żeby pan poszedł na moje pole i rzuciłrj okiem na statek… Bo wie pan, żona mówiła wczoraj wie—; czorem… . Udałem się z nim na jego ziemię. Pośrodku pola stał piękny statek, jakiego nikt nie widział od trzystu lat. ByŁ* pomalowany na czarno, pokryty rzeźbami i miał duże okl na rufie. Na pokładzie widać było ustawione rzędem działa— —t Dwie kotwice wgryzały się w ziemię. Widziałem już różn%| wspaniałości, nawet pocztówki z siedmioma cudami świat ale nie widziałem niczego, co mogłoby się z tym róv nać. — Wydaje się zbyt solidny jak na statek widmo — po*.” wiedziałem, widząc, że sklepikarz nadal się martwi. 240 — Być może, to jest półwidmo — odparł niezdecydowany. — Jedyne co wiem na pewno, to fakt, że zniszczy mi ziemniaki; i moja żona… Zbliżyliśmy się do statku i postukaliśmy w jego kadłub. Był twardy i dźwięczny jak dzwon. — A to ci historia! — pomyślałem. Oczywiście nie znam się dobrze na statkach, ale przypuszczam, że ważył około dwustu ton i że przybył tu z zamiarem pozostania. Pomyślałem o żonie Pereza i poczułem dla niego litość. — Wszystkie konie z Puertadegolpe nie wyciągnęłyby go z mojej posiadłości — powiedział sklepikarz, marszcząc czoło. Szmer na pokładzie kazał nam podnieść głowy. Ujrzeliśmy mężczyznę, który wyszedł z jednej z kajut i obserwował nas spokojnie. Ubrany był na czarno, z chustką na głowie i szpadą u boku. — Jestem kapitan Pedro Nau — ton jego głosu był wytworny. — Przybyłem tu w poszukiwaniu rekrutów, ale widzę, że zajechałem za daleko w głąb ziemi. — Nie ulega wątpliwości — rzekł sklepikarz. — Sądzi pan? — spytał zimno kapitan, wyjmując taba— kierę. Sklepikarz otworzył usta, zamknął je na powrót i przemówił przez zęby: — Nie chciałbym okazać się złym sąsiadem, ale wolałbym, żeby pan nie zarzucał kotwicy na moich polach. Wie pan… moja żona przywiązuje dużą wagę do swoich ziemniaków… No i… Kapitan schował tabakierę i wytarł palce jedwabną chusteczką. — Przybyłem tu na krótko, ale jeśli ten dowód szacunku zdoła ułagodzić pańską szanowną małżonkę — mówiąc to zdjął z palca pierścień z ogromnym szafirem i rzucił go do stóp sklepikarza — bardzo będę rad przyczynić się do tego. Juan Perez zrobił się czerwony jak pomidor. — Nie zaprzeczę, że moja żona lubi klejnoty, ale ten jest zbyt kosztowny. — Nic podobnego, dobry człowieku. Jedna połowa pierścienia jest wynagrodzeniem za szkody w pańskich zasie— w—w zaczarowanym zwierciadle 241 wach, druga zaś — dowodem mego szacunku dla pańsls małżonki i mojej przyjaźni dla pana, sąsiedzie. I pożegnawszy nas, obrócił się na pięcie i zniknął w jucie. Sklepikarz wrócił do miasteczka promieniejąc dumą. Wil działem, że nie tyle tu chodzi o jego żonę, ile o… — Jest o wiele cenniejszy, niż moneta kowala — i pod niósł do światła pierścień, którego nawet ani razu nie łem w ręku. W roku 1908 obchodziliśmy stulecie postawienia na kościoła. Rozwieszano cienkie perkałe, jak podczas ś narodowych, odprawiano msze — nasz katolicyzm aktywny — urządzano procesje, festyny. Nie mieliśmy czasu, by zajmować się statkiem widmem. Tylko sklepikarz raz jeszcze i drugi spotkał się ze swoini.; miłym dzierżawcą, a jego żona świeciła klejnotem przy i każdej nadarzającej się okazji. Pominąwszy pewnego idiotę, chłopaka, który żył z jałmużny sąsiadów, my wszyscy nie zadawaliśmy się zbytnio z duchami. Ow biedak zarabiał kilka centavos, rozwiązując na swój sposób pewien problem matematyczny, który za—« dawali mu rozmaici kawalarze. Doweipniś pokazywał mu po| kolei, w jednej ręce srebrnego peso, a w drugiej jednego i — No, Toto — pytano go (ponieważ tak go nazywaliś* my) — którą z dwóch monet wybierasz? I Toto bez wahania brał jednego centavo

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • 2/ I je[li zamierzaBby zrobi to samo z Shirin-Gol, kiedy ona doro[nie, mo|e sobie oszczdzi caBego zachodu, bo ona nie chce harowa przy synach - sami blizniacy przysparzali jej wystarczajco wiele trosk i obowizków - ani nie chce cierpie, w razie gdyby Allah zdecydowaB si uczyni z jej dzieci shahid
  • Sztuki, o których mowa, wystawiane były zasadniczo podczas święta Purim lub też w okresie bliskim temu świętu, kiedy zgodnie z powszechnym radosnym nastrojem łagodzone były...
  • Kiedy ju| mogBa (po 15 latach szlabanu) odwiedzi rodzin w USA - nie pojechaBa wcale podbija Ameryki, przeciwnie: pojechaBa przerabia si na kobiet domow
  • Tak więc mój skarb, który kiedy był zdrowy, to z wesołym śmiechem opowiadał, jak to w Polnej się topił, opowiadał o tym z zapałem tylko po 8 Balbinka - potoczna nazwa ulicy ks...
  • Kiedy okrt znalazB si daleko na morzu, a pol[nie-wajca wyspa rozpBywaBa si w perBowej mgle upaBu na horyzoncie, wszystkich ogarnBo straszliwe przygnbienie, które nie opuszczaBo nas ju| przez caB drog do Anglii
  • — Wiecie co, chybabym nie chciał mieć czegoś takiego w ogrodzie, kiedy już będę miał własny dom — powiedział Ron, podciągając gogle na czoło i ocierając pot z twarzy...
  • No i ten trzeci - prywatny, w którym bywam bardzo rzadko, ale intensywnie!" Sam si zreszt przyznaje bez bicia, |e kiedy wpada - na przykBad na obiad - krzyczy, |e nie ma chrzanu, tylko musztarda, albo |e woBowina twarda
  • Jednak po upływie długiego czasu, kiedy szansę obu zapaśników nadal były równe i oczekiwanie na jakąś nagłą zmianę w układzie sił nie przynosiło wyniku, tu i ówdzie dawały...
  • Tak, tylko on mógł uderzyć tak mocno, że piłka zmieniła się w maleńki punkcik szybujący coraz wyżej po bladoniebie-skim, wieczornym niebie nad moją głową; a kiedy zaczęła...
  • Wszystkie zmysły drgnęły nagle, kiedy Miya otworzyła dostęp, dopasowując system elek- tryczny mojego ciała do systemu maszyny...