Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Zdałem sobie sprawę z tego, że kilku graczy z mojej drużyny zbliżyło się do parowu, spoglądając na mnie z zapartym tchem, i nagle podjąłem decyzję. Złapię tę piłkę. Ten facet mnie pognębił, ale teraz moja kolej. Plamka opadała coraz szybciej, a ja szamotałem się w chwa- stach, usiłując zająć dogodną pozycję. O mało nie upadłem, potknąwszy się o owcę z dwoma tłuściutkimi, ssącymi ją jag- niętami, ale znalazłem się tuż pod spadającą piłką i czekałem z nadstawionymi rękami. W końcu spadła jak pocisk armatni, ciężka i twarda, odbiła się od mojego prawego kciuka, potem od ramienia i z ponurym łoskotem uderzyła o ziemię. Wśród kibiców rozległy się drwiące okrzyki, salwy rados- nego śmiechu i wesołe komentarze. — Dajcie mu koszyk! — radził jakiś dowcipniś. — Lepiej wiadro! — proponował inny. Szukając piłki w chwastach zastanawiałem się, co jest gorsze — przeszywający ból ręki czy cierpienia psychiczne. Kiedy w końcu rzuciłem piłkę na górę, ścisnąłem obolały kciuk drugą ręką i kołysałem się w miejscu, cicho pojękując. Moi koledzy z drużyny zasmuceni wrócili do gry, ale za- uważyłem, że Tom Willis został i patrzył na mnie ze szczytu zbocza. — Pech, panie Herriot. Bardzo łatwo przeoczyć piłkę na tle tych drzew. Pokrzepiająco skinął głową i zniknął. Później nie byłem już niepokojony. Nie zdołaliśmy pokonać chłopaka w niebieskiej koszuli, który zdobył sześćdziesiąt dwa punkty. Drużyna Hedwick zdobyła sto pięćdziesiąt cztery pun- kty, co jest wysokim wynikiem jak na wiejską drużynę. Nastąpiła dziesięciominutowa przerwa, podczas której dwaj nasi gracze włożyli sędziowskie stroje, a rozgrywający przymo- cowali sobie ochraniacze. Tom Willis pokazał mi sporządzoną przez siebie listę batterów i bez specjalnego zdziwienia stwier- dziłem, że byłem na ostatnim miejscu. — W naszej drużynie są sami rozgrywający, panie Herriot — rzekł poważnie. — Nie mogłem umieścić pana na wyższej pozycji. Pan Blenkinsopp, szykujący się do odebrania pierwszej piłki, rzeczywiście wyglądał doskonale w nisko nasuniętej na czoło czapeczce i swetrze w jaskrawych barwach jego college'u. Jed- nak na tym boisku nie mógł się wykazać; był zbyt dobry. Nauczono go rozgrywać piłkę jak najniżej oraz unikać gór- nych strzałów. Tymczasem na tym boisku trzeba było zagrywać górą. Patrząc z mojego miejsca poza boiskiem, widziałem, jak zrobił krok do przodu i wyprowadził bezbłędne uderzenie. Na Headingley po takim rzucie piłka znalazłaby sie na przeciwnym końcu boiska, a drużyna zdobyłaby cztery punkty, ale tutaj prze- turlała się jakieś dwie i pół stopy, po czym grubas z przeciwnej drużyny pochylił się niedbale, podniósł ją z gęstej trawy i podał z powrotem do rozgrywającego. Następny rzut wikary przejął bez trudu, odbijając w sposób, jaki wszędzie gwarantowałby zdobycie kolejnych czterech punktów. Tutaj piłka przebyła mniej więcej jard, zanim pochłonęła ją zielona dżungla. Ze smutkiem patrzyłem, jak z konieczności ucieka się do zamaszystych uderzeń, które najwidoczniej były mu obce. Zdołał wykonać kilka dobrych odbić, ale zszedł z mizernym dorobkiem dwunastu punktów. To był kiepski początek dla drużyny Rainby mającej do od- robienia tak poważne straty. Obaj rozgrywający przeciwnika wy- glądali bardzo groźnie. Szczególnie jeden z nich, chudy jak tyka młodzieniec o długich rękach i grzywie rudych włosów, rzucał piłkę z nieprawdopodobną siłą, zmuszając batterów do uchylania się przed nadlatującym pociskiem. — To Tagger Hird — wyjaśnił siedzący obok mnie zawod- nik. — O rany, ale on ma parę. Lepiej nie stać naprzeciw niego przy kiepskim świetle. W milczeniu skinąłem głową. Nie paliłem się, żeby stanąć naprzeciw niego przy jakimkolwiek oświetleniu. Prawdę mó- wiąc, ze zgrozą myślałem o dalszych występach ukazujących moją nieudolność; czułem, że wyjście na środek boiska będzie dla mnie najgorszą chwilą tego meczu. Jednak na razie podziwiałem wspaniałą walkę, jaką toczyła drużyna Rainby. W miarę upływu czasu stwierdziłem, że jest wśród nas kilku dzielnych zawodników. Mój stary znajomy, Bert Chapman z miejskiego przedsiębiorstwa robót drogowych, z nie- odłącznym uśmiechem na rumianej twarzy, wyszedł na boisko i zaczął posyłać piłkę na wszystkie strony świata. Na drugim końcu kowal, Maurice Briggs podkasał rękawy koszuli, odsła- niając potężne bicepsy i rakietą, która wyglądała w jego ogro- mnych dłoniach jak kupiona u Woolwortha zabaweczka, wybijał szóstkę za szóstką, wyraźnie preferując parów, w którym teraz tkwił jakiś nieszczęśnik z przeciwnej drużyny

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Pokoje były mniej więcej takie same, tyle że u nich stały dwa łoża, jedno dopasowane do rozmiarów ogira, natomiast u niego stało tylko jedno łóżko i to nieomal równie wielkie jak...
  • Czy naprawdę, naprawdę czekała na mnie przez te lata, czy tylko tak się złożyło, że jej nikt z domu zabrać nie potrafił? Coś mi szeptało cichutko, że jabym to może potrafił wówczas,...
  • - Prawdą jest to, co przed chwilą wyszło na jaw! Wszystko przez ciebie, bo trzeba cię zmuszać do uczciwości! Kłamiesz zawsze, gdy tylko może ci to ujść na sucho! Trzeba cię...
  • Piszczele łap dawno utonęły w piachu albo skruszone walały się wkoło chaotycznym zwaliskiem nictbremnych brył i tylko białe żebra zachowały symetrię równych szeregów, jakby...
  • , - 27'1 semantykę składnikową do pewnych zbiorów leksemów o układzie cyklicznym lub choćby tylko częściowo cyklicznym, takim jak zbiór f czerń, biel, czerwień, zieleń,...
  • A to nas, Persów, oskarża się o opilstwo, tylko dlatego że używamy haomy do celów rytualnych; nigdy nie spotkałem Persa, który piłby tyle co niektórzy Ateńczycy...
  • Wiem tylko, że był aresztowany, ale za co, tego nie wiem...
  • Nie tylko odczuwał ogromne pragnienie, ale przede wszystkim głód, dopiero teraz bowiem zdał sobie sprawę, że od chwili lądowania na Kadarze - co nastąpiło dobrych kilka...
  • Zainstalowany na pokładzie samolotu głośnik o niezwykle dużej mocy prze- kazywał nie tylko apele, lecz również audycje radia moskiewskiego oraz niewesołe dla wroga...
  • Ale zdjąwszy zbroję, rolnik był z niego i gospodarz wyśmienity; nie na sposób pana Pawła Warszyckiego, który w gospodarstwie grosz tylko widział, ale z potrzeby pracy, z...