Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Być może nawet zbyt uprzejmie. Miejska
ogłada mogła być tylko fasadą dla burzy wewnętrznych namiętności. Oczy Newmana miały
chłodną barwę akwamaryny. Zapewne nosił szkła kontaktowe, a jego zęby były zbyt idealne,
by nie podejrzewać koronkowej - i kosztownej - roboty dentystycznej. “Kardynał” starannie
budował własny wizerunek; mógłby reklamować swój garnitur od Armaniego w
ekskluzywnym piśmie dla mężczyzn. Clare zastanawiała się, czy w weekendy nie odwiedza
czasem w Londynie jakiegoś podziemnego sadomasochistycznego klubu dla gejów...
- Ktoś z QX może nawet pojawić się na twojej konferencji - rzekł Newman. Miał
zwyczaj przechodzenia prosto do sedna sprawy, bez zwracania uwagi na konwenanse. - A
poza tym masz oczywiście odwiedzić Harry’ego Changa w San Jose. Mówiąc między nami,
Matsushima uważa, że QX jest o krok od zbudowania prototypu komputera kwantowego. A
ponieważ płacimy za twoją podróż, jest coś, co mogłabyś dla nas zrobić...
Nie, to nie było szpiegostwo przemysłowe. W żadnym wypadku. W San Jose dział
mikroprocesorów kwantowych był ściśle oddzielony od badań nad sztuczną inteligencją.
Clare była jednak wystarczająco obyta z terminologią fizyki kwantowej, by pojąć znaczenie
przypadkowych informacji, jakie mogłyby obić się o jej uszy - lub które mogłaby delikatnie
wyciągnąć od Changa bądź kogoś innego w trakcie dyskusji o Blaszanym Człowieku. Ludzie
z działu sztucznej inteligencji mogą coś wiedzieć. Coś może im się mimowolnie wymknąć.
Na dodatek w Matsushimie wiedziano, że szef QX, Tony Racine, uległ wypadkowi w
trakcie jazdy motorówką i przebywa w szpitalu. Racine sprawował autokratyczne rządy w
firmie. Jego nieobecność musiała wywołać niepewność i zdenerwowanie. Z pewnością ludzie
dużo mówią.
Nadstaw uszu, Clare. Posłuchaj, co w trawie piszczy. Dzwoń do “Kardynała” bez
względu na porę, jeśli dowiesz się czegoś interesującego. Oczywiście to gra na fuksa.
Niewielka szansa. Nazwij to oportunizmem. Matsushima byłaby wdzięczna.
Clare pociągnęła łyk wina i spojrzała na puste, przystrzyżone trawniki i rozłożyste
drzewa.
- A więc mam być kimś w rodzaju szpiega? - zapytała kpiąco.
- Wyścig wszedł w decydującą fazę, Clare. Miliardy dolarów nagrody dla tego, kto
pierwszy osiągnie cel.
W tym przyjaznym otoczeniu Newman nie wywierał na nią presji. Nie miał takiego
zamiaru. Chodziło mu o dobrowolną współpracę. Poza tym Clare nie była przecież
zatrudniona przez Matsushimę. Japończycy chętnie sponsorowali teoretyczne badania, które
mogły przynieść owoce dopiero za dwadzieścia czy trzydzieści lat. Jej stanowisko w
college’u było efektem takiej długoterminowej strategii.
- Wiem, że stawka jest wysoka - powiedziała.
- Jesteś czymś w rodzaju czarnego konia. - Jakże słodki miał uśmiech. - Nie należysz
nawet do naszej stajni. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Miej oczy szeroko otwarte.
Jeśli nic z tego nie wyjdzie... - Wzruszył ramionami i dopił swój sok. - Szerokiej drogi.
Łabędź leciał obok, nisko nad wodą. Kiedy poderwał się w górę, przed zaporą wierzb,
biały, nieskazitelny, przypominał startujący odrzutowiec.
31
- Właśnie do mnie dotarło - powiedziała Clare, leżąc nago przy nagim Jacku - że być
może to, co stało się za ścianą, miało jednak coś wspólnego ze mną! Jeśli w Matsushimie
sądzą, że zdołam dowiedzieć się czegoś w QX, ilu może być jeszcze takich wysłanników? Ich
i innych firm? Wysłanników bardziej bezlitosnych?
- Rozumiem. Mała żaróweczka zapaliła ci się w głowie...
- Nie wtedy, kiedy się kochaliśmy, Jack! Nie myślałam o innych rzeczach. Ani o
innych ludziach!
- Wiem, że nie, kochanie - zapewnił ją. Po raz pierwszy zwrócił się do niej w ten
sposób. W chwili rozkoszy nie jęknął: “Boże, kocham cię”, ani nic takiego. Mówił inne
słowa, bardziej przyziemne. Ale nic w tym rodzaju. Mogłoby to zabrzmieć fałszywie.
Oportunistycznie.
Musiał skupić się na tej nowej możliwości. Clare nie przywiązywała z początku
wielkiej wagi do prośby Newmana. A jednak...
- Przypuśćmy - rzekł - że “Kardynał” poinformował centralę w Japonii o tobie, żeby
zdobyć parę punktów dla siebie. A jeśli trochę przesadził? Jeśli jacyś prawdziwi szpiedzy
zobaczyli jego raport?
- Jaki to miałoby sens? Musiałyby być dwie rywalizujące grupy szpiegów. Ci, którzy
się włamali, i ci, którzy zabili tych pierwszych.
- Szpiedzy gotowi zabijać innych szpiegów. Wysoka stawka? - zasugerował.
- Tyle tylko że byłoby to działanie przedwczesne, prawda? Dlaczego nie poczekali, aż
sama odwiedzę QX?
- Dopóki nie zatrzymamy się, jak wszyscy wiedzą, w Holiday Inn na Union Square?
Nikt nie wiedział, gdzie naprawdę zatrzymają się w San Francisco. Och, oprócz Boba
Keyserlinga.
- Czyżby chcieli mnie sprawdzić, choć wiedzieli, gdzie dokładnie przebywam?
Zdecydować, czy moja obecność na konferencji jest tylko zasłoną dymną? Sprawdzić, czy
warto mieć mnie na oku... To wydaje się takie nieprawdopodobne.
- Ale tak właśnie jest, Clare. Cała ta sprawa jest dziwaczna. Uspokój się. Poza tym
gdyby temu detektywowi przyszło do głowy przepytać nas ponownie rano, uważani, że nie
powinniśmy wygłaszać żadnych dalekosiężnych teorii.
- Oczywiście, że nie.
W drogę do Kalifornii. Do pustego domu w San Francisco.
Objęli się. Wtulili w siebie. Po jakimś czasie zasnęli. Było późno.
32
Kiedy Jack wyprowadzał małą, klimatyzowaną żółtą toyotę z garażu agencji Hertza,
młody obsługujący go Latynos powiedział:
- Pod fotelem pasażera znajdzie pan cztery gratisowe butelki wody mineralnej