Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

— Czy to naprawdê oni? — Kahlan przygryz³a wargê. — Nie wiem, dziecko. — Kobieta potrz¹snê³a g³ow¹. — Ale nie wierzê, ¿eby to byli naprawdê oni. — Ja te¿ w to nie wierzê — wtr¹ci³ Richard, bardziej po to, by dodaæ sobie kontenansu. — I dobrze — chrypnê³a Adie. — Myœl tak dalej. To pomo¿e oprzeæ siê wo³aniom. Bêdzie ciê kusiæ, ¿eby do nich pójœæ. Zginiesz, jeœli to zrobisz. I pamiêtajcie, w Przesmyku tym bardziej nie nale¿y zbaczaæ ze œcie¿ki. Krok lub dwa w jedn¹ lub drug¹ stronê — i ju¿ po was. Tak blisko s¹ œciany granicy. Nie bêdziecie mogli siê cofn¹æ. — Granica zanika, Adie. Zedd zd¹¿y³ mi powiedzieæ, ¿e widzi zmianê. Chase mówi³, ¿e kiedyœ nie mo¿na by³o tam zajrzeæ i ¿e teraz wychodz¹ stamt¹d zaœwiatowe stwory. S¹dzisz, ¿e przeprawa przez Przesmyk jest nadal bezpieczna? — Bezpieczna? Wcale nie twierdzi³am, ¿e jest bezpieczna, bo nigdy nie by³a. Wielu próbowa³o tamtêdy przejœæ: gna³a ich ¿¹dza zysku, lecz zabrak³o im si³y woli, i nigdy siê nie pojawili z drugiej strony. — Nachyli³a siê ku ch³opakowi. — Przejœcie bêdzie trwa³o równie d³ugo jak granica. Nie zbaczajcie ze szlaku. Stale miejcie w pamiêci cel wyprawy. Wspomagajcie siê w razie potrzeby, a na pewno siê przedostaniecie na drug¹ stronê. Adie badawczo patrzy³a na Richarda. On zaœ spojrza³ w zielone oczy Kahlan. Zastanawia³ siê, czy obydwoje zdo³aj¹ siê oprzeæ nawo³ywaniom z granicy. Dobrze pamiêta³, jak pragn¹³ wejœæ w graniczn¹ strefê, jak têskni³, by siê tam znaleŸæ. W Przesmyku œciany granicy bêd¹ tu¿, tu¿. Wiedzia³, jak bardzo Kahlan siê boi zaœwiatów, i mia³a po temu powody — ju¿ raz tam by³a. On sam te¿ siê zbytnio nie pali³, by siê znaleŸæ blisko œcian granicy. — Mówi³aœ, ¿e Przesmyk jest w po³owie przejœcia — odezwa³ siê zamyœlony ch³opak. — Czy nie dotrzemy tam w nocy? Jak zdo³amy dostrzec œcie¿kê? Adie wsta³a, wspar³szy siê na ramieniu Kahlan, i opar³a siê na kuli, polecaj¹c im, by za ni¹ poszli. Powoli podesz³a do pó³ek. Wziê³a skórzany woreczek. Poluzowa³a rzemyki i wysypa³a coœ na d³oñ. 185 — Wyci¹gnij rêkê — rzek³a do Richarda. Us³ucha³, Nakry³a jego d³oñ swoj¹, wyczu³ coœ g³adkiego. Kobieta wyszepta³a parê s³ów w swoim ojczystym jêzyku. — Powiedzia³am, ¿e dajê ci to z w³asnej woli. W d³oni ch³opaka spoczywa³ kamyk wielkoœci jajka kuropatwy — g³adki, wypolerowany i tak czarny, ¿e mia³o siê wra¿enie, i¿ poch³ania œwiat³o. Richard nawet nie widzia³ wyraŸnie powierzchni owego kamyka — jedynie b³yszcz¹c¹ warstewkê, pod któr¹ zia³a czarna pró¿nia. — To nocny kamieñ — chrypnê³a Adie. — Co mam z nim zrobiæ? Kobieta zawaha³a siê, zerknê³a w okno. — Wyjmij nocny kamieñ, gdy bêdzie ciemno i gdy siê znajdziesz w takiej potrzebie, a da ci œwiat³o, przy którym dojrzysz drogê. Ów kamyk dzia³a tylko dla swego w³aœciciela, i to wy³¹cznie wtedy, gdy poprzedni odda³ go z w³asnej woli. Powiem czarodziejowi, ¿e go masz. On go potrafi odszukaæ, wiêc przy okazji znajdzie i ciebie. — To bardzo cenna rzecz, Adie. Nie mogê go przyj¹æ. — Wartoœæ zale¿y od okolicznoœci. Woda jest cenniejsza ni¿ z³oto dla kogoœ, kto umiera z pragnienia. Dla tego, kto tonie, woda nie ma ¿adnej wartoœci, jest Ÿród³em k³opotów. Teraz to ty jesteœ w wielkiej potrzebie. A ja pragnê, ¿eby powstrzymano Rahla Posêpnego. WeŸ nocny kamieñ. Kiedyœ mi go oddasz. Richard skin¹³ g³ow¹, schowa³ kamyk do skórzanego woreczka, który wsun¹³ do kieszeni. Adie ponownie siêgnê³a na pó³kê, wziê³a naszyjnik i pokaza³a Kahlan. Po obu stronach ma³ej okr¹g³ej kostki znajdowa³y siê czerwone i ¿ó³te paciorki. Dziewczynie pojaœnia³y oczy i otworzy³a usta ze zdumienia. — Taki sam jak naszyjnik mojej matki — ucieszy³a siê. Dziewczyna unios³a bujne ciemne w³osy i Adie za³o¿y³a jej naszyjnik. Kahlan dotknê³a go i uœmiechnê³a siê. — Ukryje ciê przed stworami z przejœcia, a kiedyœ, gdy bêdziesz nosiæ swoj¹ córkê, ochroni j¹ i sprawi, ¿e wyroœnie równie silna jak ty. Kahlan objê³a star¹ kobietê i mocno j¹ przytuli³a. Kiedy siê rozdzieli³y, dziewczyna mia³a zmartwion¹ minê i powiedzia³a coœ w jêzyku, którego Richard nie rozumia³. Adie tylko siê uœmiechnê³a i wspó³czuj¹co poklepa³a po ramieniu. — Zaœnijcie teraz. — A ja? Nie dasz mi koœci, by mnie ukry³a przed stworami? Kobieta spojrza³a bacznie w oczy Richarda, potem przenios³a spojrzenie na jego pierœ. Powoli wyci¹gnê³a rêkê. Dotknê³a koszuli ch³opaka i schowanego tam zêba. Cofnê³a d³oñ i znów spojrza³a ch³opakowi w oczy. Sk¹dœ wiedzia³a, ¿e ma ów z¹b