Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Koledzy ze szpitala znali dobrze ten mój niezwykły dar i nawet sam Charcot o nim
wiedział. Profesor Voisin, znany lekarz z zakładu dla obłąkanych w Asile Ste Annę, wzywał mnie
często do pomocy przy swych niejednokrotnie wielkich wysiłkach, aby zahipnotyzować niektórych
wariatów. Pracowaliśmy niekiedy nad nimi całymi godzinami. Biedacy w kaftanach bezpieczeństwa, z
wściekłości wyli i szaleli, zdolni jedynie do plucia na nas, a tym często rozpaczliwie się bronili.
Zwykle nie osiągaliśmy wyników dodatnich, lecz od czasu do czasu udawało mi się uspokoić
pacjenta, którego profesor nie mógł opanować, pomimo swej zadziwiającej cierpliwości. Wszyscy
dozorcy z ogrodu zoologicznego i menażerii Pezon wiedzieli o moim darze opanowywania cudzej
woli. Ogólnie znana była moja umiejętność pogrążania węży, jaszczurek, żółwi, papug, psów,
niedźwiedzi i wielkich kotów w stan letargiczny, podobny do pierwszego stadium hipnozy profesora
Charcota, często nawet mogłem te zwierzęta uśpić głęboko. Zdaje mi się, że już opowiadałem, jak na
łapie Leonie, wspaniałej lwicy z menażerii Pezon, przeciąłem wrzód i usunąłem zeń drzazgę.
Wytłumaczyć to należy jedynie jako anestezję lokalną pod działaniem lekkiej hipnozy. Małpy można
łatwo uśpić, pomimo ich żywości, gdyż posiadają wysoką inteligencję i bardzo wrażliwy system
nerwowy. Zaklinanie węży jest oczywiście hipnotycznym fenomenem. Mnie samemu udało się raz w
świątyni w Karnaku doprowadzić do ka-talepsji kobrę. Sądzę, że oswajanie dzikich słoni ma również
coś wspólnego z wpływem hipnozy. Słyszałem kiedyś w ogrodzie zoologicznym, jak pogromca
przemawiał do upartego słonia, a brzmiało to zupełnie jak hipnotyczna sugestia. Prawie wszystkie
ptaki łatwo się jej poddają, a wiadomo ogólnie, jak szybko działa ona na kury. Ludzie przebywający
dużo ze zwierzętami, bądź dzikimi, bądź oswojonymi, mogą z łatwością stwierdzić uspokajające
działanie słów powtarzanych z wolna i monotonnie — niekiedy zdawać by się mogło, że zwierzęta
rozumieją treść przemowy. Cóż dałbym za to, gdybym i ja mógł zrozumieć, co one mówią do mnie!
Naturalnie, niemożliwością byłoby tutaj twierdzić o jakiejkolwiek sugestii duchowej. Prawdopodobnie
działa w tym wypadku jakaś inna siła. Zadaję sobie często, choć zawsze bezskutecznie, pytanie,
czymże jest owa tajemnicza moc?
Pomiędzy pacjentami, których na czas mego pobytu w Szwecji powierzyłem Norstrómowi,
znajdowała się nałogowa morfi-nistka, która dzięki hipnotycznej sugestii była już prawie wyleczona.
Pragnąc uniknąć przerwy w zabiegach, zaprosiłem Norstróma na ostatni seans. Orzekł, iż jest to
zabieg łatwy, a zdawało się, że pacjentka dość lubi mego przyjaciela. Po powrocie do Paryża
znalazłem ją w stanie poprzedniego nasilenia choroby, gdyż mój kolega nie zdołał jej zahipnotyzować;
zapytana o przyczynę odparła, że sama tego nie pojmuje i że jest jej bardzo przykro, gdyż ze swej
strony bardzo pragnęła poddać się woli Norstróma, którego według jej słów ogromnie polubiła i który
usilnie nad nią pracował.
Pewnego dnia przysłał mi Charcot młodego cudzoziemca, dyplomatę obarczonego poważnie
seksualnym zboczeniem. Zarówno sławny wiedeński specjalista profesor Kraft-Ebing, jak i Charcot,
nie mogli go zahipnotyzować. Chory gorąco pragnął wyzdrowieć, gdyż żył w ciągłej obawie przed
szantażem i był bardzo przybity niepowodzeniem obu profesorów. Wierzył niezłomnie, że hipnoza
stanowi dla niego ostatni ratunek, i pewny był wyleczenia, gdyby go można było uśpić.
— Ależ pan już śpi! — rzekłem dotknąwszy lekko jego czoła końcami palców; nie robiłem
żadnych pociągnięć, nie wpatrywałem się w niego i nie działałem nań sugestią. Zaledwie
wypowiedziałem te słowa, gdy powieki chorego opuściły się z lekkim drżeniem i w niespełna minutę
zapadł w głęboki sen hipnotyczny. Sprawa przedstawiała się zrazu beznadziejnie. Po miesiącu jednak
wrócił do swego kraju pełen wiary w przyszłość, a nawet bardziej ode mnie ufny w swe wyleczenie.
Zawiadomił mnie, że chce oświadczyć się młodej osobie, z którą bardzo sympatyzuje; gorąco pragnie
się ożenić i mieć dzieci. Straciłem go później z oczu. Po roku dowiedziałem się przypadkowo, że
odebrał sobie życie. Gdyby nieszczęśliwiec zgłosił się do mnie kilka lat później, kiedy już wiedziałem
więcej o seksualnych zboczeniach, nie byłbym dokonywał na nim beznadziejnych prób wyleczenia.
Poza Salpetriere nie spotkałem się nigdy z owymi trzema stanami hipnozy, jakie demonstrował
Charcot podczas swych sławnych wtorkowych wykładów. Były one wytworami jego fantazji, które
narzucał histerycznym pacjentom, a jego słuchacze z zaufaniem przyjmowali odeń wszystko pod
wpływem silnej sugestii mistrza. To samo można powiedzieć o jego specjalności, tak zwanej grandę
hysterie, która panoszyła się wówczas w całym szpitalu i ogarniała salę po sali, a dziś wygasła prawie
zupełnie. Jego nieumiejętność określenia prawdziwego charakteru objawów polegała może na tej
okoliczności, że wszystkie hipnotyczne doświadczenia dokonywane były z udziałem mediów
histerycznych. Gdyby teza szkoły Salpetriere, głosząca, że tylko histerycy dają się hipnotyzować,
miała być prawdziwa, można by przypuszczać, że co najmniej osiemdziesiąt pięć procent ludzi składa
się z histeryków.
Pod jednym tylko względem miał Charcot słuszność, jakkolwiek sprzeciwiały mu się może w
wielu innych przypadkach teorie z Nancy oraz teorie Forela i Molla: twierdził mianowicie, że
doświadczenia hipnotyczne nie są bezpieczne ani dla mediów, ani dla widzów