Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Im niżej zsuwały się jego dłonie i usta na twardy i wypukły brzuch, język wsuwał się w jej pępek, tym uda Zely rozsuwały się coraz więcej. Aż krzyknęła z rozkoszy, kiedy raptem - zgodnie z jej naukami - porzucił jej łono i pocałował duży palec u prawej nogi. A wreszcie udając, że jest zmęczony i zasypia położył swoją głowę na jej gołym udzie. Czuł jak szybko oddycha, a pod skórą podbrzusza poruszają się mięśnie ukryte w jego wnętrzu. Po chwili udawał, że budzi się ze snu i zanurzał twarz w pachnącej olejkiem sosnowym mierzwie włosów na łonie, uciskał wzgórek łona dłońmi, z początku bardzo słabo, a później coraz mocniej; w końcu widząc, jak jej długa różowa szpara między udami wypełnia się śluzem, którego zapach zmieszany z wonią olejku sosnowego był tak oszałamiający, że budził w nim zawrót głowy, dostrzegał wysuwający się ze szparki malutki czerwono-czarny języczek, o którym Zely mówiła, że jest najwrażliwszą częścią ciała kobiety i różni ją od zwierzęcych samic. Nie miały go ani krowy, ani klacze i dlatego to, co czynili ze sobą ludzie, choć podobne do krycia się dużych zwierząt ssących, było jednak odmienne. "Mężczyzna, który nie bawi się owym języczkiem kobiety, nie ssie go lub nie gładzi - wyjaśniła mu Zely - niczym nie różni się od ogiera pokrywającego klacz. Jest zwierzęciem, a nie człowiekiem." Dlatego chłopiec chwytał wargami ów języczek, ssał go, aż zapach pochwy powodował w nim omdlałość, a u niej sapanie chrapliwe i coraz głośniejszy jęk. Czując, że mdleje chwytała go i podnosiła do swej twarzy, aby spotkały się ich usta. Palcami odchylał jej dolną wargę i całował jej wnętrze, chwytał ostrożnie zębami, wsuwał w jej usta swój język i błądził nim po chropawym podniebieniu, wdychając oddech Zely przesycony słodyczą syconego miodu. Niekiedy ich języki spotykały się i jak dwa węże usiłowały spleść, złączyć się, zlepić. A w tym czasie dłoń Zely zsuwała się między uda i coraz szybciej gładziła wystający języczek aż w końcu słyszał narastający w jej gardle krzyk, wywracały się gałki jej oczu i odrywał swe usta od jej ust, lękając się, że ona się udusi od owego krzyku i braku oddechu. Po chwili już leżała nagle znieruchomiała, cicha i niema, tylko od czasu do czasu wstrząsały nią drgawki.
Nie odpoczywała długo, bo oto ona rozpoczynała naukę poznawania ciała mężczyzny, wskazując na wielką władzę, jaką będą w tej mowie miały dobrze rozwinięte mięśnie brzucha, lędźwi, a także ramiona, aby mogły ściskać kobietę. Opuszkami palców dotykała wnętrza jego dłoni, a wówczas podobnie jak ona, kiedy dotykał jej karku, doznawał dreszczy rozkoszy. Tak przekonywała go, że nawet z pozoru nieczuła dłoń męska, stworzona jak gdyby tylko po to, aby chwytać drzewce włóczni, naciągać cięciwę łuku, uderzać przeciwnika, nosić ciężary mogła być także naczyniem rozkoszy i powinna dawać rozkosz.. Wędrowała lepkimi wargami po jego twarzy, powiekach, szyi, sutkach i brzuchu, omijając jednak powoli nabrzmiewające prącie, ponieważ twierdziła, że jest ono jeszcze dziecięce i niedojrzałe. Palcami i językiem głaskała worek z jądrami, złączenia ud. a nawet kolana, każde zaś takie dotknięcie budziło w nim przyjemne mrowienie w całym ciele. Pieszcząc go znowu sarna purpurowiała na twarzy od podniecenia i głaszcząc coraz szybciej swój wystający ze szpary języczek, nakazywała mu dotykać palcami otworu między pośladkami. Następnie zmęczona miłością pozwalała mu zasypiać r. dłonią wsuniętą w jej gorącą, lepka pochwę, co miało być dla niej i dla niego, jak to wyjaśniła, oznaką całkowitego zespolenia i pojednania.
"To była miłosna mowa ciała - mówiła później Zely. - Lecz ciało przemawia takie w chwili strachu, kłamstwa i wszelakiego uczucia, także i wrogości najskrytszej. Okazało się, wedle .jej nauk, że każdy ruch nogi, ręki, pochylenie tułowia, skręt głowy, spojrzenie takie albo inne spod przymrużonych powiek, proste lub ukośne - oznaczało co innego. - Ludzie już zapomnieli mowy ciała, ale ich ciało nie zapomniało swojej mowy - tłumaczyła Zely. - Nie wiedzą, że ciało zdradza najskrytsze myśli. Ich usta będą ci mówiły co innego, ale mowa ciała wyjawi ci prawdę. Zaufaj mowie ciała, a nie mowie ust."
Oto usta i wargi. Zapewniała go Zely, że człowiek, choćby tysiącem przysiąg obiecywał miłość, przyjaźń i życzliwość, jeśli ma zaciśnięte mocno wargi - kryje w sobie głęboko utajoną złość, nienawiść lub wrogość. Kobieta może mówić "nienawidzę", lecz jeśli wargi jej rozchylają się lekko ukazując zęby - tak naprawdę czuje co innego, pożąda i pragnie. U mężczyzny również lekko rozchylone wargi mogą świadczyć o pożądaniu albo o pożądliwości, chciwości, chęci posiadania. I choćby po stokroć usta te mówiły o szczęściu i radości, śmiały się - opadające ku dołowi kąciki ust zdradzają smutek, rozpacz, nieszczęście.
Dłonie i ręce. One zawsze bezwiednie mówią prawdę, której zaprzeczają usta. Leżą spokojnie na kolanach lub jak w męce splatają się palce dłoni