Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Ale też i czasy nie były potemu, by u nas
dramat nęcił; żywy bowiem codzień odegrywała wojna na grabieży, na popieliskach miast, na
gruzach wiosek: zwoływał na nie dzwon z wieży na gwałt bijący, pieśnią jego był szloch
pędzonego niewolnika i jęk związanych braci. Jakiż dramat obok tego dziejowego stanąć może,
jakaż tragedya krwią czerwieńszą płynie?? jakaż komedya weselsza być może nad powrót z
wyprawy do domu? nad wybiegające naprzeciw dziatki? nad zdjęcie hełmu z uznojonej skroni i
zrzucenie pancerza z barki, na których cięcie nieprzyjacielskiego miecza jeszcze się nie zabliźniło?
Więc próżno tu mówić o próbach dramatu, gdy go nie ma w sercu narodu, gdy to serce i umysł
gdzieindziej ciągnie wir gorącego życia. Dobrze z nim przeżytym i znudzonym a bezczynnym, ale
do epoki czynu nie przystała igraszka, choćby ją złotą swą szatą i zielonym wieńcem przyozdobiła
poezya. Bawili się po kościelnych krużgankach żacy, którym Innocenty II zabraniał
nieprzyzwoitej w miejscu świętem swawoli; ale z tego ziarnka, z którego gdzieindziej wyrósł
poemat dramatyczny, u nas się nic nie wykluło: Życie było gdzieindziej.
Nie lepiej szło w tej epoce z dziejami, których pisać nie było komu: to też ślad życia Polski
najprzód u obcych znajdujemy, piszą o niej wprzódy sąsiedzi, nim ona sama o sobie. Oręż
Chrobrego kreśli krwawe po dalekich granicach dzieje, znaczy słupami swe ślady: nie myśli, by się
uwiecznić, chce wielkie wprzód państwo zbudować. Z ust nieprzyjaciół zatrutych żółcią pierwsze
o życiu jego mamy wieści. I lepiej tak, bo nikt nad nieprzyjaciela, złością i potwarzą, cnót
odmalować nie może: jad bezsilny najlepiej świadczy
O potędze, na którą się miota. Dopiero za Krzywoustego pierwszy się zjawia kronikarz polski,
Polak czy cudzoziemiec, jak wnosić można z nazwiska, rozsądzić trudno. Gallus prawi raz, że
pisze dla sławy ojczyzny, którą nasza, więc i swoją nazywa; drugi raz mówi, że przedsięwziął
pracę, by darmo chleba polskiego nie jadł: prawdopodobnie przybysz, jak wówczas wielu, który
się tu przyswoił i przywiązał. Zdaje się, że przy dworze Krzywoustego duchowne sprawiał
obowiązki. Z pisma widać, że z Henrykiem bratem Kędzierzawego i Jaxą Gryfem odbył daleką i
trudną do Jerozolimy wędrówkę. Są co twierdzą, że był pierwszym przełożonym XX.
Miechowitów; najstarszy też rękopism jego kroniki u nich się zachował. Że się nauczył po polsku i
rozumiał po słowiańsku, gdy z tego języka pieśni przekładał, rzecz niewtpliwa. W pierwszej
księdze, która jest wstępem do kroniki, opisuje Gallus Polskę ówczesną, żyzną jej ziemię i granice;
mówi co zasłyszało dawnych panujących, spisuje czyny Chrobrego, za wzór go stawiąc jego
imiennikowi; nareszcie przystępuje do życia króla, lat jego młodości i czynów wojennych. Nad
wszelkie spodziewanie nie jest to suchy regestr ani katalog wypadków, ale niemal poetyczna
deklamacya, którą też wówczas po szkołach za wzór stylu i łaciny podawano.
Gallus stara się ubarwić i ubrać, naśladuje dawnych dziejopisarzy, tworzy mowy i kładzie je w
usta wodzów i królów. Śmiano się z nich dawniej, ale ta forma trochę w istocie napuszona, wedle
ówczesnych pojęć sama tylko dozwalała kronikarzowi głębszą myśl jakąś wyjawić. Kładł na
rachunek bohaterów własne swe pojęcia.
Gallus, w części wierszem w części prozą spisał dzieje, do których brał się różnemi czasy, w
kraju i zagranicą.
Wspomnienia o tem, że korzystał z podań i pieśni, z rozmów starych ludzi, niekoniecznie
dowodzą, iżby źródeł innych nie miał. Sam on o jakichś kronikach, zapewne katalo- gach, mówi.
Gallus wierszykami lekkiemi pisze wesoło i lekko, a ta jego umysłu płochość, ten pochop do
wędrówek, są moralnem poparciem twierdzenia, że może nie był Polakiem. Z większem
uszanowaniem i powagą brałby się był syn tego kraju do spisania jego dziejów