Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Cztery Aes Sedai zajęły pozycje wzdłuż jednego z brzegów stołu, przy przeciwległym stały następne trzy. Sheriam stanęła przy nich właśnie. Jedną z obecnych była Verin, wśród pozostałych Egwene rozpoznała Serafelle, kolejną Brązową Siostrę, Alannę Mosvani z Zielonych Ajah i Anaiyę z Niebieskich, do których należała Moiraine. Alanna i Anaiya udzieliły jej po kilka lekcji otwierania się na Prawdziwe Źródło, uczyły ją, jak poddawać się saidarowi, aby móc go kontrolować. A między jej pierwszym przybyciem do Białej Wieży, a nagłym opuszczeniem, Anaiya poddała ją jakimś pięćdziesięciu próbom, by przekonać się czy jest Śniącą. Próby te nie przyniosły żadnej ostatecznej odpowiedzi na to pytanie, ale miła Anaiya, o prostej twarzy, z ciepłym uśmiechem, który stanowił jedyną piękną cechę jej postaci, nieprzerwanie wzywała ją na kolejne testy, z nieprzejednaniem godnym kamienia staczającego się po zboczu. Pozostałe Aes Sedai zgromadzone w pokoju były jej obce, z wyjątkiem jednej kobiety o chłodnych oczach, co do której przypuszczała, że należy do Białych. Amyrlin i strażniczka oczywiście wdziały swe stuły, z pozostałych jednak żadna nie miała oznak przynależności, prócz pierścieni z Wielkim Wężem i pozbawionych wieku twarzy. Żadna z nich nie zareagowała na wejście Egwene i jej przyjaciółek niczym więcej niż przelotnym spojrzeniem. Pomimo spokoju demonstrowanego przez zgromadzone wokół stołu kobiety, Egwene sądziła, iż dostrzega oznaki niepewności. Zaciśnięte usta Anaiyi. Nieznaczna zmarszczka na pięknej, ciemnej twarzy Alanny. Kobieta o chłodnych oczach nieustannie wygładzała na biodrach swą bladoniebieską suknię, najwyraźniej nie do końca zdając sobie sprawę z tego co robi. Nie znana Egwene Aes Sedai postawiła na stole prostą skrzynkę z polerowanego drewna i otworzyła ją. Z jej wnętrza wyłożonego czerwonym jedwabiem Amyrlin wyjęła biały pręt długości jej przedramienia. Mogła być to kość, kieł morsa, ale w istocie nie była niczym takim. Nikt z żyjących nie wiedział, z czego został zrobiony. Egwene nigdy dotąd nie widziała tego pręta, ale rozpoznała go na podstawie wykładu, jaki Anaiya dała kiedyś nowicjuszkom. Jeden z kilku sa'angreali, być może najpotężniejszy, jaki znajdował się w posiadaniu Wieży. Sa'angreale nie posiadały, rzecz jasna, własnej mocy - stanowiły tylko narzędzia skupiające i wzmacniające to, co Aes Sedai zdolne były przenieść - ale z tą różdżką potężna Aes Sedai zdolna byłaby skruszyć mury Tar Valon. Egwene ujęła lewą ręką dłoń Nynaeve, a prawą Elayne. „Światłości! Nie są pewne, czy uda im się uzdrowić go, nawet z pomocą sa'angreala... nawet z tym sa'angrealem! Jaką szansę my byśmy miały? Najpewniej zabiłybyśmy i jego, i siebie. Światłości!” - Zmieszam strumienie - powiedziała Amyrlin. - Bądźcie ostrożne. Moc potrzebna do przerwania więzi ze sztyletem i uzdrowienia go niedaleka jest tej, która może go zabić. Będę skupiała ją. Dołączcie się. Wyprostowała różdżkę, trzymając ją uniesioną w obu dłoniach przed twarzą Mata. Wciąż nieprzytomny rzucił głową i zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu, mamrocząc coś, co brzmiało jak sprzeciw. Poświata pojawiła się dookoła każdej Aes Sedai, to miękkie, białe światło, które dostrzec mogła jedynie kobieta zdolna do przenoszenia. Powoli sfera światła rozszerzała się, aż do chwili gdy emanacja zdająca się promieniować z jednej kobiety nie dotknęła emanacji osoby stojącej przy niej, nie zmieszała się z nią, do chwili gdy była już tylko jedna światłość, światłość, która w oczach Egwene przyćmiła całkowicie lampy świecące w komnacie. A w tej jasności wciąż świeciło silniejsze światło. Laska białego jak kość ognia. Sa'angreal. Egwene walczyła z pragnieniem otworzenia się na saidara i przyłączenia swego strumienia do ogólnego przepływu. Było to pragnienie tak silne, że niemalże zbijające z nóg. Elayne wzmocniła uścisk na jej dłoni. Nynaeve podeszła o krok do stołu, potem zatrzymała się, gniewnie potrząsając głową. „Światłości - myślała Egwene - mogę to zrobić. - Ale nie wiedziała, co właściwie może zrobić. - Światłości, to jest tak potężne. Tak... cudowne”. Dłoń Elayne drżała. Na stole, zalewany poświatą Mat szarpnął się w jedną stronę, potem w drugą, mamrocząc coś niezrozumiale. Ale wciąż nie puszczał rękojeści sztyletu, a jego oczy pozostawały zamknięte. Powoli, niemal niedostrzegalnie, jego plecy zaczęły się wyginać, mięśnie naprężyły się tak, że cały drżał. Wciąż walczył i rzucał się, aż na koniec dotykał stołu tylko ramionami i piętami. Dłoń zaciśnięta na sztylecie otworzyła się i drżąc, odsunęła od rękojeści, jakby przemocą, na siłę odrywało ją coś od sztyletu. Wargi wygięły się, odsłaniając wyszczerzone w grymasie zęby, ból wykrzywił twarz, oddech zmienił w wysilone rzężenie. - Zabijają go - wyszeptała Egwene. - Amyrlin zabija go! Musimy coś zrobić. Równie cicho Nynaeve odpowiedziała: - Jeśli je powstrzymamy, jeśli jesteśmy w stanie to zrobić, on umrze. Nie sądzę, bym była w stanie poradzić sobie z połową choćby tej Mocy. - Przerwała, jakby dopiero teraz usłyszała własne słowa, słowa głoszące spokojnie, że może przenieść połowę tego, co dziesięć Aes Sedai, wspomaganych sa'angrealem i wtedy jej głos ścichł jeszcze bardziej. - Światłości, pomóż mi, chcę tego. Nagle zamilkła. Czy miała na myśli to, że chce pomóc Matowi, czy że chce przenieść taki strumień Mocy? Egwene sama czuła to pragnienie w głębi swej istoty, jak muzykę zniewalającą do tańca. - Musimy im zaufać - podjęła na koniec Nynaeve intensywnym szeptem. - Nie ma innej szansy. Nagle Mat krzyknął, głośno i przeraźliwie. - Muad'drin tia dar allende caba'drin rhadiem! - Wygięty i szarpiący się, z zaciśniętymi oczyma, wyraźnie wywrzaskiwał słowa. - Los valdar Cuebiyari! Carai an Caldazar! Al Caldazar! Egwene zmarszczyła brwi. Nauczyła się już wystarczająco wiele, by rozpoznać dawną mowę, nawet jeśli nie rozumiała więcej niż kilka słów. Carai an Caldazar! Al Caldazar! „Na honor Czerwonego Orła! Za Czerwonego Orła!” Starożytne zawołanie bitewne Manetheren, ludu, który wyginął podczas wojen z trollokami. Z kraju, który był tam, gdzie teraz znajdowały się Dwie Rzeki

Tematy

  • Zgłębianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • W dru- 14 Jego następcami byli: Antonin Zapotocky (1953-1957), Antonin Novotny (1957-1968), Ludwik Svoboda (1968-1975), Gustav Husak (1975-1989)...
  • Wojska konfederackie grabiły dobra ziemskie króla i jego popleczników, wojska wierne królowi mściły się na dobrach zwolenników konfederacji, zaś wojska rosyjskie jednakowo...
  • Notabene wzniosłość musi być dziś inaczej rozumiana, trzeba odjąć temu pojęciu jego neoklasycystyczną pompę, alpejski sztafaż, teatralną przesadę - wzniosłość jest dziś...
  • ł pkt 2 ustawy -Prawo o adwokaturze, adwokat nie może wykonywać zawodu, jeżeli jego małżonek pełni funkcje sędziowskie, prokuratorskie lub w okręgu izby adwokackiej, w...
  • Jeśli istotnie taka jest jego funkcja, jak to się wobec tego dzieje, że ona, laureatka konkursu literackiego, nie jest w stanie spotkać się z żadnym z agentów twarzą w twarz? Jeśli...
  • Tak więc w roku 1382 gwałtowną śmierć ponieśli: książę Żmudzi Kiejstut, jego żona Biruta i komtur Ulrich von Kniprode, który nie odzy- skał dla zakonu purpurowego srebra...
  • Agamemnon pobladł z gniewu: to znaczy po prostu, że mają mu odebrać jego dar zaszczytny! Zresztą dobrze, odda Astynome, jeżeli to konieczne, ale niech wiedzą: wojsko musi mu dać...
  • Należało więc za czasów Moj żesza szukać rady u niego, a później u Aarona i jego następców; i u suwerennego władcy ludu bożego, który sprawował władzę bezpośrednio daną mu od...
  • Ebou Dar było wielkim portem morskim, dysponującym pewnie największą zatoką znanego świata, a jego pirsy niczym długie szare palce wyciągały się od nabrzeża,...
  • Mówiono o nim, że kiedyś jego szofer spowodował wypadek, jadąc po wąskich drogach Kornwalii z prędkością, która miała "rozgrzać" towarzyszącą Valance'owi wyjątkowo lodowatą...