Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
W istocie, jeżeli pani uznaje, że zemsta jest dozwolona, powiedzmy dalej, że winien
ją jest samemu sobie ktoś, kto doznał zdrady w miłości, przyjaźni, a przede wszystkim
w zaufaniu; jeżeli pani godzi się na to, wina moja zniknie w twych oczach. Nie polegaj
na słowach; czytaj, jeśli masz odwagę, korespondencję, którą składam w twoje ręce.
Otrzymałem te papiery tak, jak mam zaszczyt je przesłać, od samego pana de Valmont.
Nic nie dodałem, wyjąłem jedynie dwa listy, które pozwoliłem sobie podać do wiadomości
publicznej.
Jeden był potrzebny dla wspólnej zemsty pana de Valmont i mojej: obaj mieliśmy do
niej prawo, a spełnienie jej wyraźnie mi nałożył jako obowiązek przyjaźni. Mniemałem
prócz tego, że usługą dla społeczeństwa będzie zedrzeć maskę z kobiety tak niebezpiecznej,
która, jak pani się przekona, jest jedyną prawdziwą przyczyną wszystkiego, co zaszło.
Uczucie sprawiedliwości skłoniło mnie również do ogłoszenia drugiego listu, a to
dla oczyszczenia pana de Prévan, którego nie znam prawie, ale który niczym nie zasłużył
na dotkliwą karę, jakiej padł ofiara, ani na straszliwszą jeszcze surowość ludzkiego
sądu, pod którym jęczy od tego czasu, nie mogąc nic uczynić dla swego uniewinnienia.
Znajdzie pani przeto jedynie kopie tych dwu listów, których oryginały uznałem za
potrzebne zachować. Co się tyczy reszty, sądzę, iż nie mogę złożyć w pewniejsze
ręce tego depozytu.
Pozostaję z najgłębszym szacunkiem i czcią etc. Paryż, 12 grudnia 17* *
LIST CLXX Pani de Volanges do pani de Rosemonde
Stąpam, droga przyjaciółko, z niespodzianki w niespodziankę i ze zmartwienia w zmar-
twienie. Trzeba być matka, aby mieć pojęcie, co wycierpiałam wczoraj całe rano, a
jeżeli najokrutniejsze niepokoje uśmierzyły się później, zostaje mi jeszcze dość
przyczyn do zgryzoty.
Wczoraj, około dziesiątej, zdziwiona, iż córka nie zjawia się u mnie, posłałam garderobia-
ną, aby się dowiedziała, co może być przyczyną opóźnienia. Wróciła w chwilę potem,
bardzo przerażona, i przeraziła mnie jeszcze więcej oznajmiając, iż Cesi nie ma;
rano już panna służąca zauważyła jej nieobecność. Wyobraź sobie, co się ze mną
działo! Zwołuję wszystkich ludzi, zwłaszcza odźwiernego; przysięgają, ze nie wiedzą
o niczym i że nie mogą mi dać żadnych wyjaśnień. Pospieszyłam natychmiast do jej
pokoju. Nieład, jaki tam panował, przekonał mnie, że widocznie opuściła go dopiero
rano: zresztą nie znalazłam nic, co by mnie mogło oświecić.
Cecylia dowiedziała się dopiero wczoraj wszystkiego, co mówią o pani de Merteuil,
a że bardzo jest do niej przywiązana, płakała bez przerwy cały wieczór. Ponieważ
przypomniałam sobie, że nic nie wiedziała o jej wyjeździe, pierwszą mą myślą było,
że może chciała odwiedzić przyjaciółkę i że popełniła tę nierozwagę, iż udała się
tam sama. Ale czas upływał, a jej nie było; wszystkie me obawy zbudziły się na nowo.
W życiu tyle nie wycierpiałam.
Wreszcie, i to dopiero po dziesiątej, otrzymałam list od córki i równocześnie drugi
od przełożonej klasztoru* * . List Cesi donosił tylko, iż obawiając się, abym się
nie sprzeciwiała jej powołaniu do życia zakonnego, nie śmiała mi o tym mówić; przeprasza,
iż powzięła bez mej wiedzy postanowienie, którego - dodaje - nie potępiłabym z pewnością,
gdybym znała jej pobudki; prosi wszakże, abym nie pytała o nic.
198 Udałam się natychmiast do klasztoru i pospieszywszy do przełożonej zażądałam
widzenia
z córką; przybyła dopiero po długich wzdryganiach, cała drżąca. Mówiłam z nią wobec
zakonnic i mówiłam na osobności: jedynym wyznaniem, jakie wśród mnóstwa łez zdołałam
wydobyć, było to, iż szczęśliwa może być tylko w klasztorze. Po namyśle pozwoliłam,
aby została, ale nie wchodząc jeszcze w grupę postulanek, jak było jej życzeniem.
Obawiam się, że może śmierć pani de Tourvel i pana de Valmon rozstroiła zbytnio młoda
główkę.
Kłopoty moje zdwajają jeszcze powrót, bardzo już bliski, pana de Gecourt; czy trzeba
zerwać to upragnione małżeństwo? Bardzo mnie pani zobowiąże donosząc mi, co uczyniłabyś
na moim miejscu; nie umiem zdobyć się na postanowienie.
Wyrzucam sobie nieustannie, iż pomnażam twe zgryzoty mówiąc ci o własnych strapie-
niach; ale znam twoje serce, wiem, że pociecha użyczona innym jest ci największą
osłodą.
Żegnam cię, droga przyjaciółko; oczekuję odpowiedzi z całą niecierpliwością. Paryż,
14 grudnia 17* *
LIST CLXXI Pani de Rosemonde do kawalera Danceny
Po tym, co mi pan dał poznać, pozostaje mi jedynie płakać i milczeć. Trzeba żałować,
że się żyje jeszcze, dowiadując się o podobnych potwornościach; trzeba rumienić się,
że się jest kobietą, widząc, iż jedna z nich była zdolną do takiej ohydy.
Godzę się chętnie, o ile mnie dotyczy, pogrzebać w milczeniu i niepamięci te smutne
wypadki. Pragnę gorąco, aby nie sprowadziły nowych zgryzot