Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Gdy się Aleksiej ocknął na kołyszących się prężnie noszach, ujrzał dokoła zwarty pierścień znajomych twarzy. Otworzył szeroko oczy. Tłum zawrzał radośnie. Tuż przy noszach dostrzegł Aleksiej młodą, nieruchomą, powściągliwie uśmiechniętą twarz dowódcy pułku, obok niego szerokie, czerwone, spocone oblicze szefa sztabu i nawet okrągłą, pełną i białą twarz dowódcy BAO — batalionu zaopatrzenia lotniczego — którego nie znosił za jego formalistykę i skąpstwo. Ileż znajomych twarzy! Nosze niesie dryblas Jura. Cały czas bezskutecznie usiłuje obejrzeć się za siebie, popatrzeć na Aleksieja, toteż potyka się co krok. Obok biegnie rudowłose dziewczę — sierżant ze stacji meteorologicznej. Aleksiejowi zdawało się zawsze, że ta dziewczyna za coś go nie lubi, stara mu się nie pokazywać na oczy i ukradkiem śledzi go zawsze jakimś dziwnym spojrzeniem. Żartem przezywał ją „sierżantem meteorologicznym". W pobliżu drepce lotnik Kukuszin, mały człowieczyna o nieprzyjemnej twarzy śledziennika, nie lubiany w eskadrze z powodu zgryźliwego usposobienia. Kukuszkin uśmiecha się również i usiłuje dotrzymać kroku olbrzymiemu Jurze. Mieriesjew przypomniał sobie, że przed swoim odlotem w licznym towarzystwie drwił złośliwie z Kukuszkma za nie uiszczony przezeń dług; był więc pewny, że ten zawzięty człowiek nigdy nie daruje mu obrazy. A tymczasem biegnie oto przy noszach, podtrzymuje je troskliwie i zaciekle rozpycha łokciami tłum, żeby je uchronić przed potrąceniami. Aleksiej nigdy nawet nie przypuszczał, że ma tylu przyjaciół. Oto w jakich chwilach poznaje się ludzi! Zrobiło mu się żal „sierżanta meteorologicznego", który bał się go nie wiedzieć czemu; poczuł się nieswojo wobec dowódcy BAO, o którego sknerstwie puszczał tyle kawałów i żartów wśród kolegów w dywizjonie; zapragnął przeprosić Kukuszkina i oznajmić wszystkim chłopakom, że nie jest to zgoła człowiek nieprzyjemny i nie-uczynny. Aleksiej doznawał uczucia, jak gdyby po długiej męczarni znalazł się wśród własnej rodziny, gdzie wszyscy są mu serdecznie radzi. Niesiono go troskliwie przez pole do srebrzystego samolotu sanitarnego na skraju bezlistnego brzeźniaka. Widać było, jak technicy za pomocą rozrusznika wprawiają w ruch już ostygły silnik „sanitariusza". — Towarzyszu majorze — zwrócił się nagle do dowódcy pułku Mieriesjew, usiłując mówić głosem możliwie dźwięcznym i równym. Dowódca nachylił się ku niemu uśmiechając się jak zwykle łagodnie i zagadkowo. — Towarzyszu majorze... pozwólcie mi pozostać tutaj z wami... nie lecieć do Moskwy... Dowódca zdjął, z głowy hełm, który przeszkadzał mu słuchać. &6 —•¦ Nie trzeba do Moskwy, ja chcę tutaj, w polowym szpitalu. Major ściągnął futrzaną rękawicę, odszukał pod kocem rękę Aleksieja, uścisnął ją. — Dziwaku! Trzeba was leczyć poważnie, jak się należy. Aleksiej zaprzeczył ruchem głowy. Było mu dobrze i wygodnie. Ani to, co przeżył, ani ból w nogach nie wydawały mu się już straszne. — O cóż on prosi — zachrypiał szef sztabu. — Chce, żeby go zostawić tutaj z nami — odpowiedział dowódca z uśmiechem. I uśmiech jego w tej chwili nie był zagadkowy, jak zwykle, ale ciepły i smutny. —- Dureń! Romantyzm, wzór dla „Pionierskiej Prawdy"1 — chrypiał szef sztabu. — Zaszczyt mu robią, samolot po niego przysłali z rozkazu dowódcy armii, a ten, powiedzcie, proszę! Mieriesjew chciał odpowiedzieć, że wcale nie jest romantykiem... po prostu jest pewny, że tutaj, w namiocie szpitalnym, gdzie leżał już kiedyś przez kilka dni, lecząc się z lekkich obrażeń po niefortunnym lądowaniu na postrzelonym samolocie, że tutaj szybciej dojdzie do zdrowia niżli wśród wygód nie znanej sobie kliniki moskiewskiej. Dobierał już słów, by jak najzajad-lej odpowiedzieć szefowi, ale nie zdążył ich wyrzec. Smętnie zawyła syrena. Twarze wszystkich stały się czujne, zatroskane. Major wydał kilka krótkich rozkazów; żołnierze poczęli się rozbiegać na wszystkie strony jak mrówki: jedni biegli do samolotów przyczajonych na krawędzi lasu, inni -— w stronę ziemianki sztabowej, wznoszącej się pagórkowato na skraju pola, tamci znów i „Pionierska Prawda" — gazeta dla wydawana przez Komitet Centralny Komsomołu. 7 — Opowieść o prawdziwym człowieku dzieci i młodzieży, 97 ku maszynom ukrytym w lesie. Aleksiej zobaczył na niebie wyraźnie wykreślony dymem i rozwiewający się z wolna ślad wieloogoniastej rakiety. Zrozumiał: „Powietrze!" Serce w nim załomotało, nozdrza się rozdęły, uczuł w całym swym ciele ów podniecający dreszczyk, jaki go zawsze chwytał w chwili niebezpieczeństwa. Lena, mechanik Jura i „sierżant meteorologiczny", którzy nie mieli nic do roboty w tej pełnej napięcia krzątaninie, jaka ogarnęła lotnisko podczas szturmu, pochwycili we troje nosze i pędem ponieśli je w stronę lasu, starając się chwytać krok i naturalnie nie chwytając go ze zdenerwowania. - Aleksiej jęknął. Zwolnili kroku. A już w oddali spazmatycznie dudniły automatyczne działka przeciwlotnicze. Już wypełzały do startu, pędziły po lotnisku, odlatywały w niebo jedna za drugą eskadry samolotów i poprzez znajomy podzwon, Aleksiej słyszał płynący spoza lasu nierówny, rozkołysany krok. Od tego huku jego mięśnie napinały się i sprężały mimo woli — i oto ten człowiek niedołężny, przywiązany do noszy, poczuł się jak w kabinie myśliwca pędzącego na spotkanie wroga, poczuł się jak ogar węszący zwierzynę. Nosze nie przechodziły przez wąski otwór schronu. Troskliwe dziewczęta i Jura chcieli znieść Aleksieja w dół na rękach, ale on się sprzeciwił i prosił, żeby ustawiono nosze na skraju lasu, w cieniu wysokiej, rozłożystej brzozy. Leżąc tutaj, był naocznym świadkiem wypadków, jakie błyskawicznie, niby w ciężkim śnie, poczęły się rozwijać. Lotnik rzadko ma sposobność obserwować z ziemi walkę powietrzną. Mieriesjew, który był lotnikiem bojowym od chwili wybuchu wojny, nie miał jeszcze dotychczas takiej sposobności. I oto przyzwyczajony do błyskawicznej szybkości starć powietrznych stwierdził ze zdumieniem, że walka powietrzna oglądana z ziemi wydaje się powolna i zgoła niestraszna, że ruchy starutkich, tęponosych „osiołków" są przewlekłe, a grzechot ich kaemów dochodzący z góry — całkiem nieszkodliwy, przypomina coś, co jest dobrze znane: jak gdyby stukot maszyny do szycia czy też chrzęst z wolna rozdzieranego płótna. Dwanaście bombowców hitlerowskich szło gęsiego skrajem lotniska i zniknęło w jaskrawych promieniach stojącego wysoko słońca. Stamtąd, zza pierzastych obłoków, tak płonących w słońcu, że nie sposób było na nie patrzeć, dochodził basowy, podobny do brzęczenia chrabąszczy ryk ich silników. Wściekały się rozpaczliwie i ujadały w lasku automatyczne zenitówki. Dymki wybuchów rozpylały się na niebie, podobne do zdmuchniętych pyłków dmuchawca. Ale nie było nic widać prócz połyskujących z rzadka skrzydeł myśliwców

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Dawne baptysterium, San Giovanni in fonte, z VI wieku, dziś kapliczka, ma na sklepieniach bizantyjskie mozaiki XIII wieku, których dobrześmy widzieć nie mogli...
  • Agamemnon pobladł z gniewu: to znaczy po prostu, że mają mu odebrać jego dar zaszczytny! Zresztą dobrze, odda Astynome, jeżeli to konieczne, ale niech wiedzą: wojsko musi mu dać...
  • Jakie cele władza państwowa musi osiągnąć? Dobrze uzasadniony pogląd na ten temat znaleźć możemy u Thomasa Hobbesa [Hobbes, 1960]...
  • Jezus pobladł, zamknął oczy, ujrzał jędrne, dobrze zbudowane ciało Magdaleny posuwające się wężowym ruchem wzdłuż brzegów jeziora Genezaret, zobaczył, jak spojrzała w...
  • - No dobrze, a nie obawia się pan, że Liga zaszkodzi naszym obrotom? Mech roześmiał się: - Liga? A kto na nią będzie zważał? - Jestem pewien, że wkrótce zyskamy...
  • Znana jest dobrze teorii i praktyce rola małych grup kole-żeńskich, nieformalnych ,,paczek" lub „band", dla kształto-wania się osobowości, mająca istotnie wpływ...
  • Wie dobrze, że dla tego, kto prawdziwie cierpi, najrozsądniejsze nawet słowa nie są żadną pociechą i że znacznie więcej może dla niego znaczyć po prostu życzliwa obecność...
  • – Postaramy się utrzymywać sprawę w tajemnicy tak długo, jak to będzie możliwe, choć w domu pełnym gości i służby równie dobrze mógłbym próbować okiełznać wiatr...
  • Być może, był on rzeczywiście dzieckiem rodziców, którzy zapisali się na Volkslistę, ale równie dobrze mógł mieć na przykład niemieckie nazwisko, Angus sam miał też kolegów o...
  • "Muszę oprzytomnieć i dobrze to przemyśleć - postanawiał patrząc uważnie przed siebie na nie zgniecioną trawę i obserwując ruchy zielonego żuczka wdrapującego się na...