Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Zwłaszcza w środku, w kabinie - dodał
zadowolony dziadek.
- Tato, nie przesadzaj...
- Nic się nie bój. Psa też zabiorę. Chodź, Patna. Cała trójka szybko ruszyła do
wyjścia.
Ewa podeszła do szklanej ściany. Niebo było intensywnie, boleśnie błękitne. I
złote zarazem. Opuścił wzrok i sięgnął po przeciwsłoneczne okulary.
-Za bardzo oślepia. Trudno to wytrzymać - powiedział.
- Można próbować.
Przypomniało mu się wspólne zdjęcie z pierwszej komunii, na którym okropnie
mrużył oczy wciśnięty w tandetny granatowy garniturek. A ona wyglądała idealnie,
jak porcelanowa pastereczka.
Zawsze to samo. Świniopas i księżniczka.
U Andersena piękna księżniczka źle kończy. Całuje świniopasa, to znaczy
przebranego księcia, którym wcześniej wzgardziła, cesarz zaś, kiedy się o tym
dowiaduje, karze ją wygnaniem.
A dzwoneczki dzwonią - ach kochany Augustynie, wszystko minie, minie, minie.
I tak to się kończy.
Na wypłowiałej trawie wylądował jeden z ostatnich tego dnia szybowców. Z
wysokości wieży wyglądał jak zabawkowy. Zdalnie sterowany, taki, jakimi bawią
się chłopcy.
193
Letni dzień powoli się wypalał. Ale blask i upał wciąż mąciły zmysły. Zwłaszcza
tuż pod rozgrzanym blaszanym dachem.
Ale tylko stąd był taki widok. Dla niego tu się wspięli.
Odwrócił głowę w jej stronę i podniósł okulary. Oczy zdążyły go już rozboleć, a
musiał jeszcze tego dnia prowadzić samochód. Droga nie była daleka, ale za
chwilę wszyscy będą wracać do miasta po pięknym słonecznym weekendzie.
Ewa przyglądała mu się spod przymrużonych powiek. Jak kotka. Rozgrzany od słońca
dach nagle jęknął niespodziewanie, jakby metal zaczynał się powoli topić i
szukał dla siebie lepszej formy.
Jednocześnie podnieśli wzrok w górę. Zanim zdążył się zastanowić, co mogło się
stać, objęła go i pocałowała w usta.
- Ewa. Ewunia - tak miękko.
- Powtórz. Powtórzył.
- Od dawna nikt tak do mnie nie mówił - powiedziała, od-wracając się w stronę
okna. - Prawda, że to piękne imię?
Uśmiechnęli się obydwoje.
- Inaczej nie wybrałbym go dla swojej córki.
- Wydaje mi się, że jest do mnie podobna.
- Też mam takie wrażenie.
- To dziwne, prawda?
- Dla niej to chyba dobrze.
- Bo ja wiem - wzruszyła ramionami. - A jej matka?
- Chyba nie jest do niej specjalnie podobna.
- Nie o to mi chodziło.
- Powinnaś ją poznać.
- Nie wiem, czy ona by chciała poznać mnie.
- Polubiłabyś ją. Jest wcieleniem dobroci i wyrozumiałości.
- Nie to co ja...
- Daj spokój.
194
- Zazdroszczę jej...
- Ewa...
- Chciałam, żebyś wiedział, że nigdy mi się nic podobnego nie zdarzyło. I już mi
się nie zdarzy.
- Mnie też się nie zdarzyło. Mieliśmy wtedy po 19 lat, to dlatego. Dzisiaj nawet
słońce nie świeci już tak jak wtedy. Ale coś ci się na pewno zdarzy. Jesteś
coraz piękniejsza, gdyby nie moja córka, powiedziałbym, że jesteś najpiękniejszą
kobietą świata.
Machnęła niecierpliwie ręką.
- Zawsze podejrzewałam, że będą z tego same problemy. Wolałabym być przeciętną
dziewczyną z Ostrowca, kurą domową, wychowującą trójkę dzieci chłopakowi z
Jabłonowa, który lubi się czasem napić, ale poza tym jest pracowity, przyzwoity
i dba o rodzinę. I cały czas mnie kocha, chociaż jestem grubsza o dwadzieścia
kilo. Tobie by to na pewno nie przeszkadzało, prawda?
- Prawda.
- A ja może byłabym wtedy zadowolona z życia.
- Nie jestem pewien.
- Ja też nie. Ale wiem, że chociaż mam wszystko, co jest potrzebne do bardzo
wygodnego życia, nie jestem wcale z tego powodu szczęśliwa.
- Bo może nie o to chodzi.
- Też mi się tak wydaje. Szkoda, że nie wiedziałam tego wtedy. Może bym została.
- Ale wyjechałaś. Teraz już nie ma sensu o tym mówić.
- Masz rację. Może już nie mówmy o mnie. Powiedz, jak tobie się układa. Czujesz
się chyba szczęśliwy.
- Mam dom, żonę, córkę, dobrą pracę i święty spokój. Nie miałbym pretensji do
losu, gdyby już tak zostało.
Odwrócił głowę w stronę przeszklonej ściany, za którą zaczynały się
przygotowania do wieczornego spektaklu.
- Śniło mi się to tysiąc razy. Ale żeby wymyślić taką scenerię dla naszego
spotkania, nie starczyło mi wyobraźni