Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

W roku 1922 został oblatywaczem, a potem pilotem reklamowym fabryki samolotów Spad. W tym samym roku dokonał wielkiego przelotu przez Saharę. Wysłano go do Jugo- sławii i Węgier, gdzie zdumiewał miejscowych pilotów brawurową akrobacją. Sława jego rosła. Wróciwszy do Polski ponownie wstąpił do wojska. Brał udział we wszystkich zawodach lotniczych, zawsze wysuwając się na czoło. Będąc instruktorem szkoły pilotów, dwukrotnie zdobył puchar Davisa; w roku 1932 dokonał lotu naokoło świata i pobił rekord prędkości. Jednak służba wojskowa zaczęła mu ciążyć. I oto znów rzucił wszystko, aby wykonać swój pomysł o „szkole asów”. Nie umiał żyć w ramach jednego zawodu, nie wystarczały mu żadne emocje, bo pożądał coraz nowych. Myślał o tym, co przeżył dotychczas. I czy „dobrze” przeżył te lata. Analizował doznane wrażenia, poddawał się raz jeszcze minionym emocjom, zgłębiał je i usiłował wyciągnąć wnioski. Tak, doznał w życiu mocnych wrażeń. Doznał ich wiele! Nie dały mu jednak nigdy pełni zadowolenia; wzmagały jedynie głód nowości i hazardu. Pomyślał, że wszystko, co dotych- czas robił, było dążeniem do zaspokojenia tego głodu. A „szkoła orląt”? – zadał sobie pytanie. Czy szkoła, w którą rzucił cały swój majątek, aby dać Polsce prawdziwych, jedynych w Europie ludzi-ptaków, czy ta szkoła też miała służyć wyłącznie zaspokojeniu jego osobi- stych pragnień? Czy po to jedynie szukał dwunastu „maleńkich przygód’”, aby znaleźć ujście dla swoich ambicji? Czy też może po raz pierwszy obok własnych emocji dojrzał cel większy i piękniejszy, bardziej bezinteresowny? Szeroki gest: podarować państwu dwunastu świet- nych pilotów, obdarzyć dwunastu chłopców najwyższym stopniem sztuki latania, dać im to wszystko, co sam posiadał, nie biorąc w zamian nic prócz zadowolenia z możności hojnego obdarowania innych. Co było właściwym celem: nowość przeżyć czy twórcza praca dla dobra Polski i tych dwunastu? I jeszcze jedno: czy ci chłopcy nie będą myśleli kiedyś tak jak on? Kiedyś, po lalach, gdy już zdobędą laury i przeżyją największe emocje lotu. Wtedy będą mogli przecież znaleźć to, co ja sam znalazłem teraz – pomyślał. Poczuł, że to, co czyni, daje mu prawdziwą, mocną radość twórczej pracy, że robi coś, czego jeszcze nie było, coś, co zostanie po nim i będzie trwało. Może to jest największym dobrem w życiu? – pomyślał nie umiejąc jednak uświadomić sobie jasno istoty pobudek, jakie nim kierowały. Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków. Zmieniano warty. W ostatnich blaskach pełga- jącego ogniska zobaczył sylwetkę Paniczyka, który szedł pewnym krokiem w stronę drogi. Po chwili harcerz pilnujący dotychczas samochodu wrócił i wszedł do namiotu. Grey wstał i przeciągnął się. Dość miał na dziś filozoficznych rozważań i wątpliwości. W jego naturze leżało – raczej czynić niż analizować. Pewnym krokiem poszedł w stronę wozu. – Kto idzie? – zatrzymało go pytanie. – Grey. – Ach, to pan. Czy chce pan już odjechać? Nie podoba się panu w naszym obozie? – Przeciwnie: bardzo mi się podoba. Przyszedłem pogadać z panem. – Hm. Wprawdzie na posterunku nie wolno rozmawiać, ale wobec tego, że właściciel obiektu powierzonego mojej pieczy sam nakłania mnie do zaniedbywania jego bezpieczeń- stwa... – Oczywiście. Chciałem z panem pomówić o pewnym zawodzie, którego nie brał pan pod uwagę w czasie dzisiejszej gawędy. – Ach, pan to słyszał? – Tak, i mam dla pana propozycję. – Słucham. – Niech pan spróbuje latać. – Latać? Ba, na to trzeba wstąpić do wojska albo do szkoły LOPP. Jedno i drugie pociąga za sobą kilka lat niewoli. Muszę przecież być czymś poza tym. Chyba że będę takim asem, jak... Przepraszam – zmieszał się nagle – pan... pan jest lotnikiem? – Tak. – Pan jest Jerzy Grey? – Właśnie. Tu jest adres mojej szkoły pilotów. Oczekuję pana dwudziestego piątego. Pro- szę przyjechać na całe wakacje: spróbujemy. Odjeżdżam stąd jutro rano. Gdyby pan nie mógł się zdecydować, proszę mnie zawiadomić muszę mieć pewność. Chłopak był zaskoczony. Nie wiedział, co odpowiedzieć na tak niezwykłą propozycję. Jeszcze nie mógł w to wszystko uwierzyć, ale już oczy śmiały mu się do takich wakacji. Latać! Latać na prawdziwych samolotach, opanować powietrze, przeżywać tyle nowych wrażeń! Tego przecież szukał, do tego dążył. Gorączkowo zaczął zarzucać Greya pytaniami: I „Jak? Gdzie? Kiedy?” Już był zdecydowany. Już widział się w samolocie, żył nowym życiem, tak różnym od tego, z czym się stykał dotychczas. Poprosił Greya o wskazanie mu książek, które warto przeczytać, i podręczników, które można dostać w kraju. Palił się. Widać było, że znajduje to, czego mu było brak. Potem mówili o przyszłości, o rajdach, lotach bojowych, o akrobacji, o wszystkich możliwościach zawodu. Nie spostrzegli, jak przeszła godzina warty. Wróciwszy do obozu Stefan nie mógł usnąć

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Czy naprawdę, naprawdę czekała na mnie przez te lata, czy tylko tak się złożyło, że jej nikt z domu zabrać nie potrafił? Coś mi szeptało cichutko, że jabym to może potrafił wówczas,...
  • Kroniki donoszą, że na rozkaz królowej Marii Luizy „generał Velasco wyprawił do Lugo 1500 wozów złota -zdaniem jednych, a 300 wozów ciągniętych przez woły -zdaniem...
  • Czy dzieło sztuki staje się mniej piękne przez to, że jest ukryte? Ja obejrzę ten film… a po mojej śmierci obejrzy go świat i uzna mój geniusz, nawet jeśli sposób w jaki go wyraziłem,...
  • - Prawdą jest to, co przed chwilą wyszło na jaw! Wszystko przez ciebie, bo trzeba cię zmuszać do uczciwości! Kłamiesz zawsze, gdy tylko może ci to ujść na sucho! Trzeba cię...
  • Uderzył mnie fakt – którego w pierwszej chwili nie potrafiłem sobie wytłumaczyć – że choć aszocy przekazywali tę legendę z pokolenia na pokolenie przez całe tysiąclecia, to...
  • Kierowany przez Himalayan Institute Hospital Trust, szpital, centrum medyczne i program rozwoju wsi są uważane za wzór opieki medycznej w całych Indiach...
  • Kiedy okrt znalazB si daleko na morzu, a pol[nie-wajca wyspa rozpBywaBa si w perBowej mgle upaBu na horyzoncie, wszystkich ogarnBo straszliwe przygnbienie, które nie opuszczaBo nas ju| przez caB drog do Anglii
  • „Bez takowych towarzystw — kończy — mogą w narodzie powstać nadzwyczajne dowcipy [talenty], ale wydane przez nich światła nie mogą się utrzymać, ani wznieść i narodów...
  • Lekarz psychiatra Krzysztof Barba zdradza swoją żonę z Małgosią, kelnerką w knajpie „Alte Stube”, chętnie nawiedzaną przez Niemców, z którymi zawiera się tu dość ciepłe...
  • Tych, którzy kształtowali nie tyle może poglądy, ile emocje i „pewniki" dotyczące doświadczanego przez nich świata tradycyjną drogą przekazu ustnego, perswazji...