Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

A teraz, jeżeli zechcę, to - czy potrafię? XVlll W uśmiechnięty wiosenny dzień wróciła panna Olesia do domu. Naturalnie, wyjechałem na stację o wiele za wcześnie i musiałem niezmiernie długo czekać, chodząc tam i zpowrotem po pustym placyku. Podczas tej monotonnej wędrówki mózg mój pracował nad zagadnieniem: czy też mię ona pozna odrazu? Bo przecież mundur ogromnie zmienia, a nie widzieliśmy się już tak dawno! Nie przyszło mi nawet do głowy, że to ja mogę jej nie poznać, co się o mały włos nie stało. Gdyby nie pustka na peronie, a zwłaszcza, gdyby nie Górski, wyładowujący swą atletyczną postać z odrapanego wagonu, byłbym prześlizgnął się wzrokiem po smukłej sylwetce w granatowym kostjumie, w czarnej, pluszowej czapeczce, z pod której wystrzępiało się po bokach nieco zwichrzonych, jasnych kosmyków. To właśnie była panna Olesia, na której przyjazd czekałem niecierpliwie i niemal z utęsknieniem, jak na jakieś niezmiernej wagi zdarzenie... "Zdarzenie" nadeszło, a raczej nadjechało mocno spóźnionym pociągiem i, wyskoczywszy lekko na peron naszej maluchnej stacyjki, poczęło staszczać ze stopni żółtą walizę. W tej chwili w drzwiczkach otwartych ukazał się właśnie pan Górski, który był pojechał po córkę. Nie miałem już wątpliwości, stanąłem więc, z ręką przy czapce rogatej, salutując zdaleka przybyszów. Panna Olesia nie dostrzegła mię zrazu, zwrócona twarzą do pociągu, w którego małych okienkach jaśniało kilka buziaków dziecięcych, z noskami rozpłaszczonemi o szyby. Posyłała tym noskom pocałunki obiema rękami w popielatych rękawiczkach i taka była ową czynnością przejęta, że dopiero głos ojca, śmiejącego się na całe gardło, odwrócił jej uwagę. Obejrzała się wówczas za siebie i nagle znieruchomiała, z jedną ręką wzniesioną jeszcze ku górze. Patrzyła na mnie przez długą chwilę wzrokiem zdumionym, prawie niedowierzającym, w którym radość, zakłopotanie i jakby obawa zdawały się walczyć o lepsze. - Ha ha ha ha! - śmiał się pan Tomasz Górski szeroko i począł witać się ze mną. - Ha ha ha! Nie mówiłem nic dziewczynie przez drogę. Pomyślałem sobie, niechaj ma niespodziankę, niech się ucieszy! Bo pan był przecież oczkiem w głowie nieboszczyka Klemensa, więc i moja Olesia... - Tatusiu... - przerwała żywo, spuszczając gwałtownie rękę. Oczy miała wciąż jeszcze wlepione we mnie, mrugała tylko silnie powiekami, jakby dla upewnienia się, że nie jestem zjawiskiem nadprzyrodzonem i że na pewno nie zniknę. Potem, widocznie wskutek nagłej decyzji, ruszyła z miejsca i szła w moją stronę, wolniutko, krok za krokiem, rozmyślnie widać przewlekając tę pierwszą chwilę powitania po tylu latach. - To pan! - rzekła wreszcie. Kochany, znajomy głosik! Poznałem go odrazu, zadźwięczał mi w uszach tak swojsko, jakgdybym przez długi szereg lat tułaczki słyszał go bezustanku. Jeżeli kiedy w życiu doznałem bardzo słodkiego wzruszenia, to chyba wówczas, kiedym usłyszał owe króciutkie dwa słowa: - To pan? Miałem dość czasu przypatrzeć się pannie Olesi, gdy podchodziła, i potem, gdy stała w milczeniu, nie wysuwając szaro-urękawicznionej dłoni z mego uścisku. Czasem, przez jedno mgnienie zobaczyć można więcej, niż przez całe godziny uważnych studjów. W tej krótkiej sekundzie ogarnąłem spojrzeniem postać jakgdyby zeszczuplałą, oczy jakgdyby jeszcze jaśniejsze, maluchną bliznę na lewym policzku i krótkie, obcięte włosy, wyzierające z pod czapki w niesfornych, trochę wijących się kępkach. - A to pani! To pani! - odparłem z uśmiechem wesołym, ale ogarnął mię prawie żal do siebie samego i do niej, że byłbym jej może nie poznał gdzieś w tłumie, na obcem miejscu. Staliśmy znowu w milczeniu. Cofnęła wreszcie rękę i spoglądała na mnie z zakłopotaniem, nie wiedząc widocznie, co mówić dalej. Wybawił ją z tego kłopotu Górski, który śmiał się nieustannie i gadał za nas oboje. - Jazda, jazda! Jużeście się przywitali chyba? Nie gap się tak, Olesiu, bo pan porucznik gotów pomyśleć, żeś polskiego oficera na oczy nie widziała! Ładny oficer, co? A nie mówiłem, że tylko patrzeć, jak się tu zjawi! Cieszyliśmy się nim, ja i matka, przez cały tydzień. Cieszyłbym się ja dłużej, gdybym po ciebie, makolągwo, nie musiał jechać. Ona się, panie, pociągów boi! Zasiedziała się na wsi dziewczyna, teraz z niej istna dziczka wyrosła! W tej chwili rozległ się gwizdek, i koła wagonów zazgrzytały chrapliwie. Panna Olesia, obróciwszy się znowu w stronę pociągu, przesłała jeszcze kilka całusów rozciekawionym buziakom dziecięcym za szybą. - To państwa znajomi? - spytałem, aby coś rzec. - Tak... To jest, nie... Właściwie poznaliśmy się w podróży

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Litwy Środkowej z Polską, uznanie Litwy Kowieńskiej jako państwa na arenie międzynarodowej, pogrzebały wyznawaną przez Romera koncepcję tworzenia państwowości Litwy...
  • Kroniki donoszą, że na rozkaz królowej Marii Luizy „generał Velasco wyprawił do Lugo 1500 wozów złota -zdaniem jednych, a 300 wozów ciągniętych przez woły -zdaniem...
  • Ktoś wreszcie wycofał się z przetargu, a ktoś inny przycisnął gruby kciuk do ekranu terminalu Jakiś niewolnik poprowadził ją przez puste korytarze l przypiął jej linkę do kółka...
  • Czy dzieło sztuki staje się mniej piękne przez to, że jest ukryte? Ja obejrzę ten film… a po mojej śmierci obejrzy go świat i uzna mój geniusz, nawet jeśli sposób w jaki go wyraziłem,...
  • Pracował jako prosty robotnik w dokach okrętowych, włóczył się po świecie jako marynarz i komiwojażer, póź- niej przez jakiś czas ujeżdżał konie dla cyrku, był...
  • Kierowany przez Himalayan Institute Hospital Trust, szpital, centrum medyczne i program rozwoju wsi są uważane za wzór opieki medycznej w całych Indiach...
  • Wedle prawa musiano winnego wydać ojcu chłopca, ale to mogło nastąpić dopiero za tydzień, gdyż handlarz jako gość miał przez czternaście dni być pod naszą opieką...
  • Kiedy okrt znalazB si daleko na morzu, a pol[nie-wajca wyspa rozpBywaBa si w perBowej mgle upaBu na horyzoncie, wszystkich ogarnBo straszliwe przygnbienie, które nie opuszczaBo nas ju| przez caB drog do Anglii
  • „Bez takowych towarzystw — kończy — mogą w narodzie powstać nadzwyczajne dowcipy [talenty], ale wydane przez nich światła nie mogą się utrzymać, ani wznieść i narodów...
  • Lekarz psychiatra Krzysztof Barba zdradza swoją żonę z Małgosią, kelnerką w knajpie „Alte Stube”, chętnie nawiedzaną przez Niemców, z którymi zawiera się tu dość ciepłe...