Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Wzrok i myśl z lubością spoczęły na innym, sprzecznym zdaniu: - "Pokora i darowanie uraz to cnoty słabych i niedołężnych. Duch wielki nie zapomina krzywd i obrazy, jak nie zapomina dobrodziejstwa". Młodzieniec wyprostował się i odłożył manuskrypt. Dyszał ciężko, a oczy błyskające zielonawo jak tygrysie, szukały czegoś po ścianach i sprzętach. - Nie chcę być pod tobą, a zatem nie będę. Bodaj cię to tylko zbyt drogo nie kosztowało, ten honor i wyprawa. Przystąpił do drzwi, rozwarł je trochę, lewą rękę po łokieć włożył w szczelinę, prawą drzwi przycisnął i nagłym, bardzo szybkim ruchem skręcił uwięzione ramię tak gwałtownie, że aż jękły stawy. Było to dziełem sekundy. - Ah! - wydarł się z gardła szaleńca okrzyk dojmującej boleści, a oblicze zbladło jak kreda. Chwiejnym krokiem doszedł do stołu i usiadł ciężko, gryząc z bólu wargi. Milczał już, ale mu pot okrywał skronie. Potem z wybuchem wściekłości targnął martwe ramię. - Ból! ból! - zasyczał przez zęby. - Szarp, rozdzieraj! On mi za to zapłaci! Wezmę ja mu za to wszystkie jego bóle, połamią go ot tak! A potem? Wzrok objął księgi, niestały, dziki od nieprzytomności. I jakby w odpowiedzi na to ostatnie pytanie drzwi się rozwarły, kopnięte nogą, i w progu stanął Bert Andenberg z fajką w zębach i z pijaństwem w zaognionych źrenicach. Wszedł, na gospodarza spojrzał i zaklął. - Do stu par rekinów! A tobie co? - Głupstwo. Zwichnąłem rękę. Siadaj, Bert! Czekałem na ciebie - odparł Rafał spokojnie już. - Dobrze się stało. Nie będziesz kozłów wywracał w D~usseldorfie pod wodzą tej małpy. Tfu! Crenom (fr' Do licha)! Za moich czasów taką lalę wyrzuciliby za drzwi "Pod Faraonem" i drogę za nim zamietli. Pokaż swoje kalectwo! I Bert bez długich ceremonii ściągnął surdut z pleców, rozciął koszulę, obejrzał rękę. - Fe, brzydko, już puchnie! Przemęczysz się parę tygodni. A teraz nie krzycz, bo ci ją naciągnę. Rafał ani się odezwał, a Bert nie po raz pierwszy zapewne występował w roli chirurga i uwinął się prędko i wprawnie. Fajki z ust nie wypuszczał i bandażując ramię gadał swobodnie. - Teraz spocznij. NO, zuch z ciebie. Nie gnić tobie tutaj, bratku, a iść ze mną. NIe z filistrami nam żyć i nie w skorupie, ale z wichrami i swobodą. Kpem cię nazwę i głupcem, jeśli nie pluniesz im w oczy i ze mną się nie zabierzesz! Hej, hej! A wiesz ty, do jakiej ja cię uczty wołam! A wiesz ty, do jakiego życia! Dzikie oblicze awanturnika straciło zwykły cynizm, nozdrza rozdymały się jak u wpółdzikiego konia, gdy mu wiatr przyniesie gorące tchnienie pustyni. Wyprostował się i podniecając się wspomnieniem jął malować jaskrawo, dosadnie, czasem ohydnie i nago, chwilami z odbłyskiem groźnej poezji to życie bez wczoraj i jutra, bez terminu i celu, dowolne i nieokiełznane, w ciągłych walkach z przyrodą i ludźmi, z bestiami puszcz odwiecznych. I przesuwały się przed myślą i oczyma słuchającego cyklony oceanów i trąby równików, pożary puszcz i wybuchy gazów, lodowce polarne, płowe lwy Afryki i amerykańskie grzechotniki. A wśród tego barwną mozaiką almee arabskie, Japonki i kobiety z Thaiti, sceny z portowych szulerni, awantury z policją, krwawe zajścia po płuczkarniach złota, swawola wszystkiich krajów, żargon całego świata, anegdoty śmieszne i ohydne - cały szkic tego życia bez strachu przed śmiercią, bez porządku i reguły. A Rafał słuchał chciwie. Wulkanowi w piersi było tu za ciasno. Ugaszą go może organy oceanów, zdławią szpony tygrysie lub sploty wężowe, wchłoną w siebie lodowce bieguna. - Ot, życie! - zakończył Bert ochrypły, gdy już szary brzask świtał w oknach. - Pójdziesz? - Pójdę, tylko nie dziś, nie jutro. Ostatnią robotę odbyć muszę. Za miesiąc czy dwa gotów będę i nic już za sobą nie zostawię. Poczekasz na mnie? - Poczekam. A jeżeli kompana sobie podobnego znajdziesz, zabieraj z sobą! - Za dwa miesiące tutaj! Uścisnęli sobie dłonie. Umowa była zawarta. - Spać teraz będę! - oznajmił Bert. - Turnerzy tam na mnie czekać będą i nie uwierzą na list. Bert, zrób mi przysługę i sam ich zawiadom o moim wypadku. Tobie uwierzą. Bert zaklął straszliwie, ale zabrał się i wyszedł. Dowód to był niesłychanej łaski dla nowo zwerbowanego towarzysza. Rafał sam pozostał. Oczy mu gorzały maligną. Bert nie wrócił. Zapewne wpadł pod troskliwą opiekę Franza lub znalazł inne legowisko. Wieczorem Radwan się zerwał. Ręka paliła żarem, usta spiekł ogień wewnętrzny; podniecony gorączką począł z szaf i stołów zrzucać na stos i nogami deptać pergaminy, księgi, manuskrypta. - Gińcie, marniejcie! Zabrałyście mi siedem lat na darmo! Pleśń wasza miała mi dać spokój i prawdę... Kłamstwo! Nędzę dałyście mi i niewolę! Precz idźcie! Wy, śmiecie głupich wieków i płytkich głów

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Następnych dni dowiedziliśmy się iż kasztelanowa Zabrzezińska, która zaraz odjeżdżać miała, na prośby księcia i z powodu niezdrowia, przyzostała jeszcze na dni kilka…...
  • - Czy jeden z nich nie prowadzi jakiegoś zwariowanego studia w Georgii albo na Florydzie? Naturalnie nikt poważny nie będzie z nimi robił interesów, ale mają kilka kościołów...
  • Nie tylko odczuwał ogromne pragnienie, ale przede wszystkim głód, dopiero teraz bowiem zdał sobie sprawę, że od chwili lądowania na Kadarze - co nastąpiło dobrych kilka...
  • Wręcz przeciwnie - kilka pnących gatunków wpełzło z zapałem na granitowy mur, nadając mu cudownie malowniczy wygląd, a południowa strona zamku Selerberg zaczęła...
  • Wkrótce Morik znalazł się na ramie do rozciągania, a oprawca co kilka minut wykonywał lekki, niemal niezauważalny (nie licząc pogrążonego w bólu Morika) obrót kołem...
  • Li Beaufort wyjechaliśmy autostradą numer 21 na Lady's Island, przejechaliśmy Cowan's Creek na Świętą Helenę i jeszcze kilka kilometrów dalej...
  • - Zatem umowa stoi? - upewnił się dyrektor - muszę więc jutro załatwić kilka spraw, uporządkować paszporty, i pojutrze możemy już wyjechać...
  • Tak więc Jaromil rysował kreski, które zupełnie mu się nie podobały, zakreślił kilka arkuszy papieru, a na koniec, zgodnie z poleceniem mamy, dał malarzowi banknot i...
  • Tych połapawszy, konkursowi ludu w Mieście prezentowali; jeść gdy nie chcą kilka dni, w tym wóz z zbożem idący postrzegli, do niego z krzykiem rwali się, dano im ad...
  • Scenę tę próbowaliśmy kilka dni i w żaden sposób nie mogłem trafić na takie jej rozwiązanie, które by zadowoliło i Axera, i mnie...