Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Ale woj-
na to wojna, kiedy bitwa już się zaczęła, nie ma czasu na rozmyśla-
nia, trzeba po prostu dalej robić swoje.
Powtórnie załadowano katapulty, wioślarze pod okiem Hagbar-
tha ostrożnie zanurzyli wiosła, starając się utrzymać statek burtą do
nieprzyjaciela. Znów podwójny wstrząs uwalnianych z wyrzutni
kamieni, znów ciemne smugi, sunące ponad wodą w stronę zwartej
linii okrętów. I nadal żadnych wyrw, żadnych zapadających się
dziobnie. Lecz Shef dostrzegł teraz ludzi, biegli, przeskakując z po-
kładu na pokład. Trafienia odniosły jednak jakiś skutek.
Kiedy tak patrzył, "Nieustraszony" zakołysał się nagle na falach.
Potężny łoskot zawibrował metalicznym echem. Shef skulił się, gdy
45?
nad jego głową przemknęły wirujące odpryski. Rozejrzał się wokół
i zobaczył, że katapulty na cyplu wybrały sobie inny cel, nie strze-
lałyjuż do sunących ku nim skiffów, ale do okrętu, który zagrażał
ich liniom obronnym. Gdyby nie hartowany pancerz, .Nieustraszo-
ny" zatonąłby w jednej chwili. Głaz trafił dokładnie w śródokręcie,
tuż pod złożonym masztem, i przy zderzeniu ze stalową płytą roz-
trzaskał się na świszczące ponad głowami odłamki. Shef przecisnął
się pomiędzy wioślarzami, by wraz z Hagbarthem obejrzeć uszko-
dzenia. Pancerz wytrzymał, lecz wspierające go drewniane ruszto-
wanie pękło przez środek, zewnętrzne płyty zwisały luźno.
Raz jeszcze "Nieustraszony" zadrżał od własnych wystrzałów
i raz jeszcze rozległ się metaliczny łoskot spadających kamieni. Je-
den uderzył w kadłub, znów łamiąc rusztowanie, drugi w pomost
rufowej katapulty. Osmod dopadł burty, chwilę mocował się z ob-
luzowanymi płytami i rozkazał swym ludziom pozostać na miej-
scach.
- Dajcie jakąś linę! - krzyknął. - Zwiążemy tę belkę i będziemy
mogli dalej strzelać!
Shef spostrzegł, że cały pomost przechylił się, widocznie musiał
trzasnąć jakiś wspornik. Nie wytrzymają długo takiego ostrzału.
Stalowa płyta ześliznęła się po złamanym rusztowaniu i wpadła do
morza, przez otwór zajrzało słońce.
- Obrócić statek, póki nie skończyli ładować - wrzasnął Shef. -
Nie uszkodzoną burtą do nich. Jeszcze trzy salwy i będzie po nas.
Pierwszy skiff dotarł do brzegu, o całe sto jardów od baterii. Po
drodze ostrzelały ich najpierw balisty, a potem małe, proste w ob-
słudze rutty, nazywane przez ludzi Shefa miotaczami kamieni. Choć
pierwsze nie były groźne dla łodzi, to jednak mocno dały im się we
znaki, gdyż wyrzucane przez nie oszczepy darły kolczugi i wbijały
się w ciało. Te drugie mogły zatopić łódź, lecz były za to bardzo
niecelne i strzelały właściwie na oślep. W ostatniej chwili łodzie zbiły
się w zwartą formację, by przeprowadzić zmasowany atak na brzeg.
Zastąpiły im drogę ze dwie setki ludzi, stojących po kolana w wo-
dzie, zdecydowanych zepchnąć ich z powrotem do morza i obronić
własne katapulty, dać im więcej czasu na zniszczenie okrętu, który
atakował ich główne siły. Kusznicy w łodziach naciągnęli cięciwy.
We współczesnej wojnie wszystkie części machiny muszą ściśle ze
sobą współpracować, gdyż inaczej są bezużyteczne. Jeśli natomiast
działają razem, bitwa zamienia się w rzeź. Powietrze wypełnił świst
żelaznych bełtów, wystrzelonych z bliskiej odległości, przebijają-
cych tarcze i kolczugi. Gdy mistrzowie Ragnarssonów walili się na
ziemię, położeni strzałami lekkozbrojnych skogarmenn. z łodzi
wysiedli germańscy rycerze w ciężkich zbrojach, sformowali szyk,
wznieśli tarcze i ruszyli, na komendę Bruna. Wywiązała się zwykła
walka wręcz, ostrze szczękało o ostrze, lecz trwało to krótko. Po-
tem szeregi obrońców, mocno już przerzedzone, poszły w rozsyp-
kę. Samotni wojownicy stawiali jeszcze opór, inni usiłowali wy-
walczyć sobie bezpieczny odwrót. Bruno zwołał swych ludzi, znów
ustawił ich w zwartej kolumnie i poprowadził na piaszczysty brzeg.
Załogi katapult próbowały oddać właśnie ostatni strzał, lecz widząc,
co się dzieje, rzuciły się do ucieczki; tylko nieliczni porwali za mie-
cze i tarcze.
Shef nie potrafił powiedzieć, jakim sposobem okręty Ragnarsso-
nów utrzymują się jeszcze na powierzchni, lecz najwyraźniej ktoś
uznał, że mają już dosyć. Spostrzegł, że za pierwszą linią mniejsze
statki przegrupowują się do ataku, a okręty pierwszej linii wpraw-
dzie nie poszły na dno, ale zanurzyły się znacznie głębiej, Shef wi-
dział, jak chwiejąsię ich smocze dziobnice