Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Tak wiele od niego zależało, jeśli dać wiarę słowom Allanona, a tak niewiele mógł uczynić. Gdzież on sam zaszedłby, co zdołałby uczynić, gdyby nie pomoc, którą mu okazano? Iluż ludzi się poświęcało, aby mógł położyć dłonie na legendarnym Mieczu? A kiedy już go miał... - Zdecydowałem. Idziemy za nim. - Głęboki głos Panamona Creela rozdarł ciszę, jak metalowe ostrze przecina suche drewno. Shea wpatrywał się w osłupieniu w szeroką, poważną twarz. - Czy to znaczy... do Nordlandii? Creel posłał mu jedno z tych spojrzeń, jakim obdarza się idiotę niezdolnego pojąć słów normalnego człowieka. - Uczynił ze mnie pośmiewisko, zakpił ze mnie! Prędzej sam poderżnę sobie gardło, niż puszczę mu to płazem. Tym razem ta gadzina nie będzie miała tyle szczęścia. Jak poczuje moje ręce na karku, to będzie już tylko pokarmem dla robaków. Jego męska, opanowana twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale surowy ton jego głosu sprawiał, że słowa brzmiały jak wyrocznia i budziły grozę. To było drugie oblicze Panamona - chłodny zawodowiec, który bez cienia litości spustoszył całe obozowisko gnomów, dokonując tam krwawej jatki, a później stanął do walki przeciwko potędze Króla Czaszki. Nie robił tego dla Shei ani nawet, by zdobyć Miecz Shannary. To, co czuł, było przemożnym pragnieniem zemsty na owej nieszczęsnej istocie, która ośmieliła się zranić jego dumę. Shea rzucił krótkie spojrzenie na Keltseta; olbrzymi troll stał nieruchomo a jego pomarszczona twarz i głęboko osadzone oczy były obojętne i bez wyrazu. Panamon zaśmiał się głośno i podszedł do Shei. - Pomyśl o tym, chłopcze. Nasz przyjaciel gnom oddał nam dużą przysługę, odnajdując od razu Miecz, którego ty szukałeś tak długo. A teraz nie musisz już szukać... Wiemy, gdzie jest. Shea przytaknął milcząco, ciągle rozmyślając nad prawdziwym celem całej tej wyprawy. - No dobrze, ale czy damy radę go złapać? - A dlaczego nie? Tego właśnie potrzebujemy, synu, wiary w nasze siły. Oczywiście, że go złapiemy. Problem będziemy mieć wtedy, gdy ktoś go złapie przed nami. Co więcej, mój chłopcze, Keltset zna Nordlandię jak własną kieszeń. Gnom się nam nie wymknie. Wciąż będzie musiał uciekać i uciekać; nie będzie temu końca. Do nikogo nie zwróci się o pomoc, nikt go nie ukryje, nawet własne plemię. Nie wiemy, co prawda, w jaki sposób się natknął na miecz ani jak zdołał rozeznać się w jego wartości... Ale wiem jedno: nie pomyliłem się. Jest renegatem i wyrzutkiem... śmieciem we własnym społeczeństwie. - Może należał do tej bandy gnomów, która niosła Miecz Lordowi Warlockowi...? A może nawet był ich więźniem? - sugerował Shea, pogrążony w swych niewesołych myślach. - Chyba raczej tym drugim - powiedział z wahaniem Panamon, starając się przypomnieć sobie cokolwiek z tamtych zdarzeń. Spoglądał ku północy, wpatrując się w otulony poranną mgłą las. Na wschodzie świt różowił już niebo, powietrze było lekkie i świeże, a delikatne ciepło nadchodzącego dnia rozjaśniało i ogrzewało ciemne zakamarki lasu. Tylko nisko przy ziemi snuła się jeszcze mgła, coraz rzadsza i delikatniejsza. Na północy zaś niebo spowijał jeszcze mrok; zdawać się mogło, że radosny i ciepły blask poranka nie ma tam dostępu. Nawet Panamon, którego usta rzadko się zamykały, wpatrywał się teraz w milczeniu w sinogranatowe niebo pomocy. Obrócił się nagle, a na jego twarzy dostrzegli niepokój i wahanie. - Coś dziwnego dzieje się na pomocy. Keltset, ruszajmy zaraz! Znajdźmy tego gnoma, zanim to zrobi jakiś patrol. Za nic w świecie nie odstąpię jego ostatnich chwil komuś innemu! Wielki troll ruszył szybko, wysuwając się na czoło pochodu. Pochylił nisko głowę i badał dokładnie ziemię, szukając śladów uciekającego przed nimi Orla Fane'a. Panamon i Shea szli zaraz za nim, równie uważnie przyglądając się otoczeniu. Bystre oczy Keltseta z łatwością odnajdywały ślady uciekiniera. Troll spojrzał do tyłu i dał znak ręką. Panamon wyjaśnił zaciekawionemu Shei, iż oznacza to, że nie będą zachowywali szczególnej ostrożności, lecz szybkim marszem będą zmierzać do celu. Shea zaczął się zastanawiać, gdzież to małe paskudztwo mogło uciec. Będąc w posiadaniu Miecza Shannary, mógł odzyskać dobre imię wśród swego ludu, a nawet zdobyć poważanie. W ich oczach zyskałby wiele; mogliby wtedy przekazać Miecz lordowi Warlockowi. Lecz zachowanie Orla Fane'a było dziwne, wręcz irracjonalne, a Shea miał dość czasu na obserwacje, by wiedzieć teraz, że gnom nie udawał. To co mówił, było chaotyczne i mało zrozumiałe; nawet wtedy, gdy mówił o Mieczu, wydawał się ofiarą własnego szaleństwa, które z trudem brał w karby i ukrywał. Gdyby Shea miał wtedy więcej czasu na przemyślenia, gdyby był ostrożniej szy, widziałby to wszystko, zauważyłby, że Orl Fane ma pożądany talizman przy sobie. A może jednak nie...?! Gnom przekroczył już granicę między normalnością a szaleństwem; jego czyny nie były przewidywalne, nikt nie mógł wiedzieć, co zrobi za chwilę. Uciekł im... Ale dokąd? - Chyba coś sobie przypomniałem. - W myśli Shei, które biegły teraz ku równinie Streleheim, wdarł się wysoki głos Panamona. - Ta skrzydlata kreatura upierała się wczoraj, że jesteśmy w posiadaniu Miecza. Powiedziała, że wyczuwa jego obecność i rzeczywiście tak mogła twierdzić, bo Orl Fane czaił się wtedy w krzakach z Mieczem ukrytym w sakwie. Shea przytaknął ze smutkiem, przypominając sobie to zdarzenie. Sługa Króla Czaszki zdradził nieopatrznie, że Miecz jest w pobliżu, ale ta ważna wskazówka umknęła im w gorączce walki o przetrwanie. Panamon złorzeczył teraz małemu gnomowi tak, że od samego słuchania cierpła skóra na plecach. Gardłował tak jeszcze czas jakiś, wynajdując coraz to wymyślniejsze sposoby unicestwienia gnoma. Po chwili leśna gęstwina nagle się skończyła, a trójka wędrowców wyszła na rozległe przestrzenie równiny Streleheim. Widok, który ukazał się ich oczom, wprawiał w osłupienie; serca zamarły na chwilę, a wnętrzności przeszył lodowaty chłód. Na odległym horyzoncie stała wielka, sinogranatowa ściana mroku, wznosząca się aż po krawędź nieba i niknąca gdzieś w nieskończoności. Złowróżbna ciemność pokrywała całą północ, kłębiąc się i wijąc jak wężowisko, tocząc się jakby ku nim i napełniając najśmielsze nawet serca lękiem i trwogą. Zdawać by się mogło, że Król Czaszki całą tę starożytną ziemię okrył mrocznym całunem, nie zostawiając żadnej żywej istocie nadziei na przetrwanie. Takiej grozy Shea nigdy nie oglądał: jego ciałem wstrząsnął zimny dreszcz, zdało mu się bowiem, że ta pełznąca ku nim ciemność zakryje cały świat i że nie będzie przed nią ratunku. Tak nadchodził lord Warlock. - Na wielkie nieba, cóż to jest...?! - przerwał trwożną ciszę pełen lęku głos Panamona. Shea pokręcił milcząco głową. Na to pytanie nie było odpowiedzi. To, czego byli teraz świadkami, nie mieściło im się w głowach, przekraczało bowiem pojmowanie zwykłego śmiertelnika

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • ł pkt 2 ustawy -Prawo o adwokaturze, adwokat nie może wykonywać zawodu, jeżeli jego małżonek pełni funkcje sędziowskie, prokuratorskie lub w okręgu izby adwokackiej, w...
  • - Prawdą jest to, co przed chwilą wyszło na jaw! Wszystko przez ciebie, bo trzeba cię zmuszać do uczciwości! Kłamiesz zawsze, gdy tylko może ci to ujść na sucho! Trzeba cię...
  • — „Ja mysłałem”! Patrzcież, on myślał! Czemuś nie telefonował? Czemu nie zapytałeś, co masz pisać? A wy, panie Kosztial? Jak pan może zamieszczać coś podobnego? Pan także pewno...
  • W Bruku czekają mnie hańba i poniżenie, może już nigdy nie będzie mi dane zająć się uczciwą pracą, ale żadną miarą nie mogę podejmować zobowiązań w imieniu mojego pana...
  • Gdyby maszyny te przybyły do Singapuru przed dwoma miesiącami, a chociażby przed miesiącem, może zdołałyby wpłynąć na przebieg walk powietrznych...
  • Tak, rzeczywiście, w półkilogramowej masie uranu reakcja łańcuchowa pod wpływem strumienia neutronów nie może się zacząć, ale w kilogramie uranu rozpocznie się bez wątpienia...
  • Okres trwa- nia takiej roślinności może być bardzo krótki (jak w przypadku roślinności sege- talnej); jedynie łatwo się przystosowują- ce, wielostronne, szybko...
  • Istnieje być może w mózgu zwierzęcia pewien proces myślo-* wy, nie sięgający granic rozumowań ani nie będący czystym instynktem, niemniej przeto mający coś z jednego i...
  • Wychowany w Ravensburgu Roo wiedział, że zima może przyjść wcześnie i niespodzianie, ale śniegi mogą też się i spóźnić i tylko bogom było wiadome, jak będzie w tym roku...
  • Niema się czemu dziwić, gdy małżonek niechętnie spogląda na leczenie, w którem, jak słusznie może przypuszczać, wyj- dzie na jaw rejestr jego grzechów; to też my się temu...