Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Przez cały czas panowała nad sobą, nie rozpłakała się, choć czuła, jak z serca wyrywa się jej rozpaczliwy krzyk.
Juk się nazywasz? - spytał niewolnik, ustawiając pod drzwiami jakieś pudła.
Sass popatrzyła na niego. Był to starszy, krępy mężczyzna o siwiejących włosach, z bliznami na ramieniu, z pozbawioną włosów bruzdą na szczycie czaszki. Nie odpowiadała, więc spojrzał na nią i uśmiechnął się, ukazując braki w uzębieniu.
Nic nie szkodzi, możesz nie odpowiadać, jeśli nie masz ochoty.
- Sassinak - wykrztusiła wreszcie swe imię. A więc nic jest iuż numerem!
- Łatwe do zapamiętania. Skąd jesteś, Sassinak?
- Z My... Myriady. - Głos jej zadrżał, a do oczu napłynęły
łzy.
- Znasz neogaesh? - spytał, mówiąc w tym właśnie języku. Skinęła tylko głową, gdyż łzy dławiły jej gardło.
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. - Gdy odetchnęła głęboko i uspokoiła się, skinął z aprobatą głową. - Masz duże możliwości, Sassinak. Sądząc po twojej punktacji, jesteś całkiem nieglupia, no i masz niezłe nerwy. Nie płaczesz, nie krzyczysz... Chociaż za bardzo podskoczyłaś, gdy cię uderzono.
Taka krytyka po ciepłych słowach przepełniła czarę goryczy. Sass zaperzyła się:
- Tylko lekko drgnęłam. Pokiwał głową.
- Wiem, że stać cię na więcej. - Uśmiechnął się, gdy spojrzała na niego z gniewem w oczach. - Posłuchaj mnie, Sassinak z Myriady. Bez szkolenia nie wydałaś z siebie jęku... Jak myślisz, czego dokonałabyś po przeszkoleniu?
Wbrew własnej woli zapytała:
- Po przeszkoleniu? Co masz na myśli? W korytarzu rozległy się glosy, ktoś się zbliżał. Jej rozmówca potrząsnął głową i stanął obok sterty kartonów.
- A ty jak masz na imię? - spytała cicho.
- Abervest. Nazywają mnie Abe. - I szeptem dodał: - Jestem z Floty.
ROZDZIAŁ DRUGI
Flota... Sassinak myślała o niej przez całą drogę, wciśnięta do przedniego luku holownika towarowego, gdzie umieszczono ją wraz z dwoma innymi świeżo nabytymi niewolnikami. Później dowiedziała się. że nic była to żadna kara, ale konieczność. Holownik wydostał się spod kopuły i leciał ponad jałową, pozbawioną powietrza powierzchnią planety, służącej za obóz dla niewolników. Na zewnątrz izolowanego, hermetycznego przedziału bagażowego, poza kabiną kontrolną, gdzie Abe kierował statkiem we względnym luksusie, nic miałaby szans na przeżycie.
Celem podróży były inne koszary dla niewolników, tym razem znacznie mniejsze. Sassinak spodziewała się takiej pracy jak poprzednio, ale została przydzielona do ośrodka treningowego. Sześć godzin dziennie siedziała przed ekranem, ucząc się wykorzystywania posiadanych przez siebie podstaw matematyki do czytania map, w nawigacji i geologii. Usiłowała poprawić akcent w harish i zaczęła rozumieć język chiński. Na następnej zmianie pracowała, wykonując prace przydzielane przez brygadzistę. Nie miała żadnych regularnych obowiązków, do których mogłaby przywyknąć.
Najbardziej doskwierało jej poczucie, że nic może nawet wyjrzeć na zewnątrz. Dawniej zawsze mogła wybiec z budynku i przyjrzeć się niebu, spacerować po wzgórzach z przyjaciółmi. A teraz... Większość budynków nic miała okien, nie było zresztą na co patrzeć również poza ścianami z prefabrykatów. Maszerując z mozołem wąskimi uliczkami, spiesząc z jednej pracy do drugiej, nauczyła się, że podnosząc wzrok można zasłużyć na burę albo zostać uderzoną. Poza tym w górze nic było nic widać poza majaczącą niewyraźnie szarą kopułą. Sass nie umiała stwierdzić, jak duży jest ów księżyc czy planeta, jak daleko przewieziono ją z pierwotnego miejsca pobytu. a nawet z ilu budynków składa się kompleks szkoleniowy. Dzień w dzień widywała wciąż te same ściany z prefabrykatów, które z obu stron wyglądały tak samo. Przestała nawet zerkać w górę, nauczyła się zamykać w sobie i znienawidziła się za taki konformizm.
Nagle okazało się. że ma wolną jedną zmianę dziennie. Spędzała ten czas w laboratorium językowym, pracując przy komputerze, czytając, lub leż - najczęściej - w towarzystwie Abego.
Flota była zarówno jego przeszłością, jak i marzeniem. Zaciągnął się do niej jako bardzo młody chłopak i piął się w górę krok po kroku. Czasami, gdy w jakiejś burdzie tracił zdrowy rozsądek, spadał na niższy szczebel drabiny, lecz później znów awansował jak każdy kosmita. Byt zdolny, choć nie na tyle, by dostać się do Akademii. Był silny, lecz nie brutalny, odważny bez niepotrzebnej chłopięcej brawury. Choć był teraz niewolnikiem, wciąż jednak należał do Floty.
- Są twardzi - powiedział kiedyś Sassinak. - Tak twardzi jak handlarze niewolników, a może jeszcze bardziej. Jeśli tylko mogą, to cię odbiją, a jeśli nie... - Glos mu zamarł, Sass ujrzała, że oczy mu błyszczą. Zamrugał powiekami. - Flota nigdy nie zapomina. Nigdy