Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

się zadziwiająco dobrze. — I jak ci się podobało? — spytał. — Podobało? Dzięki, że mnie zabra' — Mają chłopaki jazdę, co? — Oj, mają, mają... Muszę tu kie< działem jakby do siebie. — Dlaczego musisz? — Bo zostawiłem tu coś bardzo — Co zostawiłeś? — zaintereso1 Zamyśliłem się na chwilę, a późr szałem własny głos: — Gdzieś między Dzikimi Pok nikowskiej kompanii, zostało moj wreszcie kmonto-Ika i od- ki spełnił •wnątrz. 'felikilego araba kcwami po->\vany /. so-Poprzedni lat Duże piec chlc-JcMwanc na niej archhe]l schowają te a Potyjwdziwa kuch-z Wyjada coś w ro-smak kozę. 25 — Tam — pułkownik wyciągnął rękę w kierunku północ-no-zachodnim — jest Góra Grabowiec. Tam — skierował ramię bardziej w lewo — Głęboka Dolina, a tu, przed nami, masz waść Górę Poziomkową. — Na której Bóg mianował trzech pierwszych pułkowników. — Tak było — zgodził się z uśmiechem. Wieczór i większą część nocy spędziliśmy już w otoczeniu cywilizacji w mieszkaniu jak najbardziej miejskim. Rozmowom, rzecz jasna o koniach, nie było końca. Pułkownik Kor-dalski puszczał filmy, pokazywał trofea z licznych podróży i wypraw, prezentował zdjęcia i dzieła hipologiczne z przebogatej biblioteki. Do kompanii dołączył jeszcze pułkownik Dudek, który po wypiciu kilku karnych szklanic za spóźnienie, popisywał się znajomością Trylogii, cytując z pamięci całe ustępy. A że beczki z miodem nie wyschły, uczta skrzyła się dowcipem, radością i przyjaźnią. Gdzieś około drugiej nad ranem rycerska fantazja urosła do takich rozmiarów, że Petroniusz z Kordalskim postanowili zmierzyć się na szable. Realizacja tego pomysłu nie nastręczała żadnych problemów, ponieważ potrzebna broń wisiała na ścianach. Panowie ściągnęli szable z uchwytów i już po chwili skrzyżowali klingi. Niewielki Petroniusz dzielnie unikał cięć rosłego i silnego pułkownika. Patrząc z boku, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to pojedynek Kmicica z Wołodyjow-skim. Aby złudzenie było pełne, brakowało jedynie deszczu. Niestety, pojedynek miast na majdanie toczył się w salonie na drugim piętrze bloku przy ulicy Brzozowej w Zamościu. I kiedy wydawało się już, że trup będzie ścielił się gęsto, niezawodna jak zawsze pani pułkownikowa Kordalska pościeliła łóżka, a następnie głosem nie znoszącym sprzeciwu rozkazała: — Koniec wariactw, spać! Następnego ranka siedziałem już w samochodzie, który zmierzał w kierunku centrum kraju. Prowadził Petroniusz, a ja, jak na kilka godzin snu i liczbę spełnionych toastów, czułem się zadziwiająco dobrze. — I jak ci się podobało? — spytał. — Podobało? Dzięki, że mnie zabrałeś. — Mają chłopaki jazdę, co? — Oj, mają, mają... Muszę tu kiedyś wrócić — powiedziałem jakby do siebie. — Dlaczego musisz? — Bo zostawiłem tu coś bardzo ważnego. — Co zostawiłeś? — zainteresował się Petroniusz. Zamyśliłem się na chwilę, a później ze zdziwieniem usłyszałem własny głos: — Gdzieś między Dzikimi Polami a Czartorią, w pułkow-nikowskiej kompanii, zostało moje serce. 22 OBSIEDLINY Mijały miesiące, ba, nawet lata, a ja nie byłem w stanie zapomnieć tamtego dnia spędzonego dziwnym zrządzeniem losu na Kresach Rzeczypospolitej. Zafascynowało mnie to, co tam zobaczyłem, zauroczył klimat, który nie dość, że od razu poczułem, to jeszcze wydał mi się on dziwnie znajomy, wręcz swojski. Dość powiedzieć, że często wracałem myślami do tych miejsc i do pułkowników. Nie miałem wątpliwości, ze tworzyli coś w dzisiejszym świecie absolutnie unikatowego. Byli reliktem dawno zapomnianych czasów i tradycji. Hołdowali wartościom i normom moralnym, którymi nikt juz dzisiaj nie zaprząta sobie głowy. To z ich ust usłyszałem po raz pierwszy, że czegoś nie wolno zrobić, bo się nie godzi. Zauważcie że już od dawna słowo to w naszym języku me iunk-cjonuje. Dzisiaj, aby wyrwać parę złotych i chwilowo byc na tak zwanym topie, godzi się dokładnie wszystko. Tworzyli jedyną w swoim rodzaju elitę. Czasami zastanawiałem się, co odróżnia ich od normalnych lekarzy, prezesów, przedsiębiorców, architektów czy artystów, którymi byli na co dzień? Pan Zagłoba powiedziałby, że fantazja. Ale me taka zwykła utożsamiana z wymyślaniem większych lub mniejszych głupot. To fantazja rycerska, mołojecka. Pamiętana ze szlachetności, słynna z wielkiej odwagi, nie znająca strachu, miłująca ojczystą 24 ziemię. Fantazja godna Wołodyjowskiego, Skrzetuskiego czy nawróconego Kmicica. W letni, ciepły poranek wąskimi i krętymi drogami Zamoj-szczyzny poruszał się dziwny konwój

Tematy

  • ZgÅ‚Ä™bianie indiaÅ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gÅ‚owa.
  • Nastêpnych dni dowiedziliœmy siê i¿ kasztelanowa Zabrzeziñska, która zaraz odje¿d¿aæ mia³a, na proœby ksiêcia i z powodu niezdrowia, przyzosta³a jeszcze na dni kilka…...
  • Nie tylko odczuwa³ ogromne pragnienie, ale przede wszystkim g³ód, dopiero teraz bowiem zda³ sobie sprawê, ¿e od chwili l¹dowania na Kadarze - co nast¹pi³o dobrych kilka...
  • Wrêcz przeciwnie - kilka pn¹cych gatunków wpe³z³o z zapa³em na granitowy mur, nadaj¹c mu cudownie malowniczy wygl¹d, a po³udniowa strona zamku Selerberg zaczê³a...
  • Wkrótce Morik znalaz³ siê na ramie do rozci¹gania, a oprawca co kilka minut wykonywa³ lekki, niemal niezauwa¿alny (nie licz¹c pogr¹¿onego w bólu Morika) obrót ko³em...
  • Li Beaufort wyjechaliœmy autostrad¹ numer 21 na Lady's Island, przejechaliœmy Cowan's Creek na Œwiêt¹ Helenê i jeszcze kilka kilometrów dalej...
  • Wynika z tego, ¿e nadwy¿ka popytu prowadzi do wzrostu cen oraz ¿e wzrost ten trwaæ bêdzie do momentu, gdy poda¿ i popyt zrównaj¹ siê...
  • W rezultacie przez zasadê jednomyœlnoœci, dobr¹ dla anio³ów, a nie ludzi, sejm by³ sparali¿owany, ministrowie prowadzili politykê na w³asn¹ rêkê, „bez kontroli", w polityce...
  • - Zatem umowa stoi? - upewni³ siê dyrektor - muszê wiêc jutro za³atwiæ kilka spraw, uporz¹dkowaæ paszporty, i pojutrze mo¿emy ju¿ wyjechaæ...
  • Tak wiêc Jaromil rysowa³ kreski, które zupe³nie mu siê nie podoba³y, zakreœli³ kilka arkuszy papieru, a na koniec, zgodnie z poleceniem mamy, da³ malarzowi banknot i...
  • Tych po³apawszy, konkursowi ludu w Mieœcie prezentowali; jeœæ gdy nie chc¹ kilka dni, w tym wóz z zbo¿em id¹cy postrzegli, do niego z krzykiem rwali siê, dano im ad...