Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Nie możemy jednak liczyć na pomoc z Ziemi. Ostatnie kroki podjęte przez G.I.S. uniemożliwiają dalsze narodziny mutantów. Na tej planecie będą mieszkali tylko nasi potomkowie. Trzeba mieć nadzieję, że wskaźnik urodzin będzie wysoki. Tym problemem zajmują się już nasi biolodzy. Świat ten należy do nas i naszym pozostanie. Jest bogaty w różne minerały, dziewiczy, dotychczas nie eksploatowany. Życie właśnie pojawiło się na tej planecie i osiągnęło stadium odpowiadające ziemskiej epoce kambru. Tutejsze prymitywne stworzenia są niegroźne. W przestrzeni wokół nas również nie „mamy niebezpiecznych sąsiadów. Wszystko sprzyja spokojnej egzystencji. Musicie jednak wiedzieć, że Superiores nie są jednak bezbronni. Już w tej chwili dysponujemy statkami o zasięgu galaktycznym i potężnym uzbrojeniu. Cele naszej rasy są pokojowe, ale musimy też myśleć o obronie! Proszę was więc, moi drodzy, oddajcie technikom urządzenia, które udało się wam przywieźć tu z Ziemi. Przydadzą się na pewno! Trud, z jakim je zdobyliście, nie pójdzie na marne... Jak więc widzicie, radzimy sobie dobrze i podstawowe narzędzia nie są już tak niezbędne, jak w pierwszym okresie istnienia tej kolonii. Teraz grawimoby zawiozą was do nowych domów. Aby tam dotrzeć, wystarczy tylko nacisnąć guzik oznaczony literą H. W domu, nad łóżkiem każdy z was znajdzie kask. Trzeba go włożyć na głowę, a wówczas aparaty hipnopedyczne dostarczą wam niezbędnych informacji o naszym świecie. Poznacie zasady posługiwania się różnymi urządzeniami, które macie do dyspozycji. I ostatnia sprawa: nazywam się Trajn i zawsze jestem gotów odpowiadać na wszystkie pytania. Do zobaczenia wolni L2!
Darruth i Saura, trochę oszołomieni wydarzeniami, wsiedli do grawimobów, które miały ich zawieźć do domów.
- Zostańmy razem, dobrze, Darruth? - zaproponowała nieśmiało Saura. - Czuje się tutaj trochę zagubiona...
Zajęli miejsca, zamknęli przezroczyste kopuły i wcisnęli guzik H. Oba pojazdy łagodnie wzniosły się w powietrze. Podziwiali wznoszące się w czyste niebo kryształowe wieże, przelatując nie opodal nich. Pod nimi miasto tonęło w różnorodnej, bogatej roślinności.
Mirapol, choć zbudowany tak niedawno, miał już swoje centrum naukowe. Laboratoria i sale zebrań znajdowały się niedaleko od siebie. Część w kryształowych iglicach, które tak podziwiali z daleka, reszta ukryta pod powierzchnią planety. Wokół znajdowały się budynki mieszkalne. W rzeczywistości były to tylko proste, półokrągłe kopuły z plastyku produkowane seryjnie i stawiane pośród drzew otaczających centrum miasta.
Grawimoby osiadły przed drzwiami jednej z takich konstrukcji. Zdawało się, iż jest tak lekka, że za chwilę uniesie się w powietrze.
Darruth i Saura najpierw postanowili najeść się do syta. Z kranu płynął orzeźwiający napój, a apetyczne koncentraty spożywcze znajdowały się w szczelnie zamykanej szafce, która co dzień na nowo wypełniała się żywnością.
Potem, zgodnie z otrzymaną radą, położyli się na plecionce, która unosiła się nad podłogą. Jeszcze jeden sposób wykorzystania anty-G. Włożyli na głowę hełmy i zapadli w długi, wzmacniający sen, podczas którego ledwo dosłyszalny głos szeptał nowym obywatelom Mirapolu na & Cygni pierwsze informacje.
Przespali tak dwadzieścia sześć godzin. Pierwsze, co zobaczył Darruth zaraz po przebudzeniu, była uśmiechnięta twarz Saury. Pomyślna wróżba! Dziewczyna delikatnie zdjęła mu z głowy hełm i nieśmiało pocałowała w czoło.
- Wspaniale! - zawołała wykonując taneczne pas przy dźwiękach muzyki dochodzącej z kryształowego kwiatu. - Wspaniale, mamy dwa dni wakacji! Co byś powiedział na małą wycieczkę po okolicy?
- Świetny pomysł! - odkrzyknął Darruth, który zaraz podniósł się i zaczął gonić roześmianą Saurę po pokoju. - Chodź, zabawimy się w odkrywców!
Napełnili jedzeniem chłodzony bagażnik jednego z grawimobów i zajęli miejsca. Darruth klepnął się ręką w czoło:
- Wezmę mimo wszystko jakąś broń, tak będzie rozsądniej.
Wrócił do domu i zabrał leżący na półce dezintegrator masy.
- Sprawdzimy, jak sobie z tym radzę!
Maszyna uniosła się błyskawicznie na wysokość dwustu metrów przecinając z lekkim szmerem czyste powietrze & Cygni 3.
- Wspaniałe... Popatrz: morze!
- Tak, na tej planecie są trzy kontynenty, a my znajdujemy się na najmniejszym z nich.
- Polećmy wzdłuż brzegu, dobrze?
- Zgoda.
Zatoczywszy niewielki łuk, lecieli nad piaszczystym wybrzeżem, przeskakując tuż ponad skałami, o które rozpryskiwały się fale.
- Jakie to piękne! - westchnęła Saura. I pomyśleć tylko, że na Ziemi też są oceany, tylko myśmy ich nigdy nie widzieli!
- Nie ma czego żałować. Ta planeta jest o wiele piękniejsza od Ziemi i ma jedną wielką zaletę: jesteśmy tu wolni.
Minęli obszary zamieszkałe przez ziemskie zwierzęta „importowane” tu jak oni. Gdy nadszedł wieczór zatrzymali grawimob u podnóża gór. Po kolacji rozłożyli siedzenia, by spędzić swą pierwszą noc pod gołym niebem. Kopuła grawimobu pozostała otwarta, by mogli podziwiać wspaniały zachód „słońca” i gwiazdy migotliwie rozbłyskujące jedna po drugiej. Najpierw te najbliższe, potem coraz bardziej odległe, nieznane konstelacje kreśliły na niebie kapryśne zygzaki. Lekki wiatr przynosił balsamiczny, przesycony żywicą, zapach krzewów porastających zbocza.
Darruth drzemał już od kilku minut, gdy Saura lekko trąciła go w ramię.
- Popatrz - wyszeptała - tam widać małe światełko, tam, na górze...
Darruth wstał przecierając oczy.
- Masz rację, ja też coś widzę. Światło jest niewyraźne i czasem zanika. Coś tam fosforyzuje. Może to jakaś skała radioaktywna... Żaden Sapiens by tego nie zauważył! Chodźmy tam, tylko nie zapalaj latarki!
Wziął dezintegrator masy i oboje skierowali się jak mogli najciszej w stronę niepokojącego światełka. Rosnące kępami zarośla utrudniały marsz, a zeschłe liście szeleściły pod stopami. Po przejściu około dziesięciu metrów zatrzymali się