Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Niewielu odczuwa jego siłę. Jakimi mocami stworzyłem ten stan? Nie jestem tak silny. Jedyna władza, jaką posiadam, to kontrola nad jednostkowym powodzeniem. To suma wszystkiego, co robię. Dlaczego więc ludzie szukają boskiej obecności dla innych celów? Co może prowadzić ich do pewnej śmierci w daremnym wysiłku spotkania ze mną? Chcą być świętymi. Czy myślą, że w ten sposób osiągną boską wizję?
- To skończony cynik - powiedziała Siona płaczliwym głosem.
- Jakiej poddał cię próbie? - zapytał Idaho.
- Pokazał mi... pokazał mi swoją Złotą Drogę.
- To wygodne...
- Jest wystarczająco prawdziwa, Duncanie. - Podniosła na niego wzrok z oczami lśniącymi od powstrzymywanych łez. - Ale jeżeli była ona kiedykolwiek powodem działania naszego Boga Imperatora, to nie była powodem tego, czym się stał!
Idaho zaczerpnął głęboki oddech i powiedział:
- Do tego doszli Atrydzi!
- Czerw musi odejść - rzekła Siona.
- Zastanawiam się, kiedy tu przybędzie - odparł Idaho.
- Ten mały szczur, przyjaciel Garuna, nie powiedział tego.
- Musimy zapytać - stwierdził Idaho.
- Przecież nie mamy broni - rzekła Siona.
- Nayla ma rusznicę laserową - odparł. - Mamy noże... linę. Widziałem linę w jednym ze składów Garuna.
- Przeciw Czerwiowi? - zapytała. - Nawet gdybyśmy zdołali dostać rusznicę Nayli, wiesz, że ona go nie tknie.
- Lecz jego Wóz chyba nie jest odporny na ogień rusznicy? - zapytał Idaho.
- Nie ufam Nayli - powiedziała Siona.
- Czy ona słucha twoich rozkazów?
- Tak, ale..
- Będziemy posuwać się krok po kroku - powiedział Idaho. - Zapytaj Naylę, czy użyłaby rusznicy przeciw Wozowi Leto.
- A jeżeli odmówi?
- Zabij ją.
Siona wstała, odrzucając książkę na bok.
- W jaki sposób Czerw przybędzie do Tuono? - zapytał Idaho. - Jest za wielki i za ciężki, by podróżować zwykłym ornitopterem.
- Garun nam powie - odparła. - Ale sądzę, że przybędzie tak, jak podróżuje zazwyczaj. - Spojrzała na sufit. - Myślę, że wyruszy na wędrówkę z całą swoją świtą. Podąży Królewskim Traktem i spłynie tu na dryfach. - Spojrzała na Idaho. - Co z Garunem?
- To dziwny człowiek - rzekł Idaho. - Rozpaczliwie pragnie być prawdziwym Fremenem. Wie, że wcale nie jest podobny do nich, do Fremenów, którzy żyli za moich czasów.
- Jacy oni wtedy byli, Duncan?
- Mieli powiedzenie, które dobrze ich określa - odparł Idaho. - "Nigdy nie powinieneś przebywać w towarzystwie kogoś, z kim nie chciałbyś umrzeć."
- Powiedziałeś to Garunowi?
- Tak.
- I co on na to?
- Powiedział, że jestem jedyną taką osobą, jaką kiedykolwiek udało mu się spotkać.
- Garun może być mądrzejszy od nas wszystkich - zadumała się Siona.
Myślicie, ze władza może być najbardziej nietrwałym z ludzkich osiągnięć? Więc co z wyraźnymi odstępstwami od tej wrodzonej nietrwałości? Trwają niektóre rody. Wiadomo, ze trwały potężne religijne biurokracje. Rozważcie związek między wiarą i władzą. Czy wykluczają się wzajemnie? Bene Gesserit były względnie bezpieczne przez wiele tysięcy lat dzięki religii państwowej. A co stało się z ich władzą?
"Wykradzione dzienniki"
- Panie, pragnąłbym, byś dał mi więcej czasu - powiedział Moneo rozdrażnionym tonem.
Stał na zewnątrz Twierdzy w jej krótkim, południowym cieniu. Leto leżał na wprost niego na Wozie Królewskim, mającym odsuniętą kopułę. Zwiedzał okolice z Hwi Noree, która zajmowała nowo zainstalowany fotel, przymocowany do obręczy półkolistej osłony tuż obok twarzy Leto. Hwi wydawała się być jedynie zaciekawiona krzątaniną, która zaczynała wokół nich narastać.
"Jaka jest spokojna" - pomyślał Moneo. Stłumił dreszcz wywołany tym, o czym się dowiedział od Malky'ego. Bóg Imperator miał rację. Hwi była dokładnie tym, czym wydawała się być - doskonale słodką, zmysłową istotą ludzką. "Czy naprawdę mogłaby stać się moją kochanką?" - zastanawiał się Moneo.
Powszechne poruszenie sprawiało, że nie mógł skupić na niej uwagi. Podczas gdy Leto obwoził Hwi dookoła Twierdzy unoszonym przez dryfy Wozem, sprowadzono tu liczną grupę dworzan i Mówiących-do-Ryb. Wszyscy dworzanie byli odziani we wspaniałe, odświętne szaty mieniące się złotem i czerwienią. Mówiące-do-Ryb ubrane były w najlepsze, ciemnoniebieskie mundury, ożywione jedynie naszywkami i znakami jastrzębia. Karawana bagażowa złożona z sani dryfowych jechała z tyłu wraz z ciągnącymi je Mówiącymi-do-Ryb. Powietrze drżało od entuzjastycznych okrzyków, pełne było pyłu i przeróżnych zapachów. Większość dworzan reagowała gniewnie, dowiedziawszy się o celu wyprawy. Niektórzy natychmiast zakupili własne namioty i jurty. Bagaże wraz z namiotami posłano przodem i teraz leżały spiętrzone poza horyzontem Tuono. Mówiące-do-Ryb należące do świty były wyraźnie niezadowolone