Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Castillan rzeczywiście był wściekły. Lekarz oświadczył mu, że rana, którą otrzymał
Cyrano, jest cięższa, niż mu się to w pierwszej chwili zdawało i że wymagać będzie
tygodnia, a może nawet dwóch tygodni starannej kuracji. Rozpacz przeto ogarniała
młodzieńca na myśl, że jego mistrz nie będzie mógł ruszyć się z miejsca w chwili
tak ważnej, która wymagałaby całej jego uwagi i dzielności.
Cyrano, pomimo wyraźnego rozkazu lekarza, nie chciał położyć się do łóżka. Siedział
w wielkim fotelu trzymając ranioną nogę na stołku, gdzie troskliwa ręka Zuzanny umieściła
miękką poduszkę.
Pod ręką poety znajdował się czysty arkusz papieru, na który Cyrano co chwila spozierał,
gryząc chorągiewkę pióra, zwyczajem poetów czekających na natchnienie.
Nagle cisnął pióro i zażądał, aby Zuzanna z szuflady pewnego mebla, wskazanego jej
przezeń, wydostała list, który miał się tam znajdować. Było to pismo, które poprzedniego
dnia przygotował do przesłania proboszczowi z SaintSernin. Teraz złamał jego pieczęć
i jął czytać z uwagą.
– Nie ma potrzeby zaczynać na nowo – rzekł do siebie półgłosem. – Wystarczy dopisać
dwa słowa.
Wziął pióro, nakreślił pośpiesznie kilka wierszy poniżej swego podpisu i położył
pod nimi olbrzymie C, zaświadczając autentyczność dopisku. Następnie zapieczętował
ponownie list i przywołał Castillana, którego rozgłośny śpiew budził echa w całym
zajeździe.
Sekretarz, któremu przerwano w samym środku najpiękniejszą strofę, wychylił z bocznego
pokoju swą twarz żałosną.
– Zbliż no się, diabelski muzykancie – rzekł Cyrano. – Trzeba się wziąć do innej
antyfony. Czy masz pieniądze?
74 Na to pytanie, które młodzieńcowi wydało się dość potwornym, wytrzeszczył on oczy
i
otworzył usta z zamiarem zapytania mistrza: azali wypadkiem nie popsuły mu się w
głowie klepki?
– Pieniądze? ? – powtórzył, jakby w przypuszczeniu, że źle słyszał. – Jeśli pytam
cię o to, synku, mam do tego ważne powody. W worku moim tuła się jeszcze zaledwie
kilka pistolów; potrzeba zaś nam pieniędzy, dużo pieniędzy, całą masę pieniędzy.
– To już lepiej zażądać od ostu, aby rodził róże i od cierni, aby pokryły się czereśniami!
– zauważył bezwstydnie sekretarz, nie mogąc opanować uczucia ironii, które nim zawładnęło.
– Wyśmienicie! – rzekł Cyrano, nie odpowiadając wprost na uwagę pisarka. – Dać ci
tylko kupę gnoju do leżenia, skorupę do drapania się i żonę do wymyślania ci, a będziesz
najdoskonalszym powtórzeniem nieszczęśliwej i płaczliwej figury biblijnego Joba.
– Trudno o dowcipniejsze i trafniejsze porównanie, , drogi mistrzu. – Trzeba jednak
koniecznie, synku, żebyś dziś jeszcze, zanim noc zapadnie, posiadał dobrego konia,
ciepłą odzież i pełną kieskę.
– Do diabła! ! I któż to ten cud sprawi? – Zobaczymy. Weź ten pierścień, dar mego
przyjaciela Colignaka i zanieś go do Żyda. Zaliczy ci na niego, jak sądzę, około
tysiąca pistolów.
– Czy chcesz, , mistrzu, sprzedać ten klejnot? – Nie, chcę go tylko zastawić. Gdy
Cyrano kończył te słowa, lekki, ledwie dosłyszalny szmer zwrócił jego , uwagę. Pochodził
on z tarcia jakiegoś narzędzia metalowego o twarde drzewo i odzywał się w górze,
w belkach pułapu. Tak przynajmniej zdawało się poecie, który z trudnością mógł rozeznać
rodzaj i źródło tego przytłumionego szmeru.
– Pełno tu szczurów – zauważył Cyrano. – Ten zajazd jest doprawdy ohydną budą. Muszę
wymóc na gospodarzu, aby rozstawił na strychu pułapki, bo te szczury przeklęte pożrą
mi jeszcze kiedy książki i papiery.
Gdyby szlachcic mógł był wiedzieć, co działo się naprawdę nad j ego głową, zdziwienie
jego byłoby niezmierne i większe z pewnością niż na widok całego stada żarłocznych
gryzoniów. Jak Hamlet krzyknąłby on: „ to szczur! ” – i jak Hamlet miałby do czynienia
z człowiekiem.
Tajemniczy mieszkaniec wyższego piętra nachylony był w tej chwili nad podłogą swej
izdebki i z nadzwyczajną ostrożnością, przy pomocy jednego ze swych świdrów, robił
w desce otwór przechodzący do mieszkania poety. Gdy już otwór był gotowy, wprowadził
doń rurkę, której wystający koniec rozszerzał się na kształt lejka lub trąbki akustycznej.
Wreszcie położył się na podłodze i przytknął do rurki ucho, w tej chwili właśnie,
gdy Sawiniusz mówił o szczurach.
– Jestem ocalony – pomyślał. . Tymczasem Cyrano, raz jeszcze wytężywszy słuch i nic
już tym razem nie mogąc pochwycić, wrócił do poprzedniej rozmowy.
– Udasz się więc – mówił w dalszym ciągu Castillanowi – do jakiegoś porządnego lichwia-
rza, jeśli w ogóle istnieje lichwiarz taki na świecie, i oddasz mu na przechowanie
klejnot, dobrze się jednak zabezpieczywszy, gdyż nie życzę sobie bynajmniej, aby
miał on zginąć.
– A następnie? ? – Następnie za owoce tej finansowej operacji zaopatrzysz się w rzeczy
, które ci przed chwilą wymieniłem, i tu powrócisz. Przed wyruszeniem w drogę musisz
otrzymać ode mnie dokładną i jak najbardziej szczegółową informację. Teraz idź. Czekam
na ciebie wieczorem.
– Wyprawisz mnie zatem, , mistrzu, w drogę? – Tak. . Wyruszysz jutro, jeśli Bóg pozwoli.
– Czy długa to podróż?
? – To zależeć będzie, synku, od twojej energii i od wytrzymałości twego wierzchowca.
Do wieczora zatem.
75 – Do wieczora – przytaknął Castillan, , nie zapuszczając się w dalsze wypytywania.
– W porę przybyłem – rzekł do siebie mieszkaniec izdebki, opuszczając swe stanowisko
przy rurce.
I przekonany, że w ciągu kilku następnych godzin nic już tam nie będzie ciekawego
do usłyszenia, wyszedł z izdebki, nie zaniedbując dusić się od kaszlu na schodach,
po czym wstąpił do wspólnej izby na parterze. Zasiadłszy tam przy stole wprawił w
niemały podziw sławetnego Gonina, właściciela zajazdu, zapominając bowiem o swych
poprzednich zarzekaniach się przywołał Basię i kazał podać sobie porządny zraz
wołowiny, omlet i dobrą miarę wina.
Pochłonął to wszystko w mgnieniu oka i odstawiwszy próżny talerz, rozłożył przed
sobą czysty zeszyt, który jął zapisywać z błyskawiczną szybkością. Sławetny Gonin,
ciekawy jak wszyscy hotelarze, zerknął kilkakrotnie w stronę piszącego, a dostrzegłszy,
że zaczernia papier rzędami liter jednakowej mniej więcej długości, domyślił się,
że pisze wiersze.
Jakie jednak i o czym? Zapytał, nie mogąc ciekawości przezwyciężyć. – Ach, ach! –
zakaszlał poeta – mam wiele kłopotów ze swym bohaterem. Już po raz dwudziesty rozpoczynam
jedną z jego wielkich tyrad. . . Niestety! Jakże to dalekie od wspaniałych wierszy
Cyrana, mego niedoścignionego wzoru! Pierwszy lepszy urywek tego ulubieńca Muz wart
więcej niż wszystko, co mój mózg wysmażyć potrafi. Ach, posłuchaj pan tylko tych
wierszy z jego genialnej Agrypiny