Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Jej lewe ramię skoczyło w górę, jakby pozbawione kości. Krew trysnęła na aluminiową okładzinę ściany i zaczęła spływać z potokami wody. Collie usłyszał krzyk sprzedawczyni i poczuł, że sam zaraz wrzaśnie. Kula trafiła Marielle w ramię i niemal całkowicie oderwała jej lewą rękę. Ramię obwisło i dyndało niepewnie na lśniącym skrawku ciała naznaczonym myszką. Myszka - skaza, którą być może Gary zwykł całować z miłością w swych młodszych, mniej zapitych latach - czyniła to wszystko bardziej rzeczywistym. Marielle stała w wejściu zawodząc, z ręką wiszącą u boku jak drzwi nie do końca wyrwane z zawiasów. Czarna furgonetka za jej plecami teraz też przyspieszyła, zamykając po drodze połówki wieżyczki. Zniknęła w deszczu i dymie, snującym się od pustego domu Hobartów, gdzie dach dzielił się teraz swym płomiennym podarunkiem ze ścianami.
2
Miała dokąd pójść.
Czasem uznawała to za uśmiech losu, czasem (ponieważ wszystko trwało przez to dłużej, diabelska gra mogła się toczyć dalej) za przekleństwo. Tak czy inaczej, tylko dzięki temu nadal pozostawała sobą, przynajmniej częściowo. Tylko dzięki temu nie została wyżarta od środka na żywo. Tak jak Herb. Chociaż Herbowi na końcu udało się ostatni raz przyjść do siebie. Udało mu się przyjść do siebie na tyle, żeby zejść do garażu i strzelić sobie w głowę.
Chciała w to wierzyć.
Czasem jednak nie była na tyle głupia. Rozmyślała wtedy o tych nie kończących się wieczorach przed strzałem w garażu, patrząc na Setha siedzącego na swoim krzesełku, które ozdobili z Herbem nalepkami jeźdźców na koniach, gdy się zorientowali, jak bardzo chłopiec uwielbia "komboi". Seth siedział sobie, ignorując telewizor (chyba że dawali akurat western albo coś kosmicznego) i wpatrywał się w Herba tymi swoimi okropnymi, błotnistobrunatnymi oczami, oczami stworzenia, które spędziło całe życie w bagnie. Siedział na krześle, udekorowanym przez kochającą ciocię i wujka w dawnych czasach, czasach sprzed koszmaru. W każdym razie zanim się zorientowali, że to koszmar. Siedział i wpatrywał się w Herba. Na nią prawie nie patrzył, przynajmniej nie wtedy. Patrzył na niego. Myślał, że na niego. Wysysał go do cna, jak wampir w filmowym horrorze. Ten stwór we wnętrzu Setha to przecież wampir, prawda? A film to ich życie tutaj, na ulicy Topolowej. Na Topolowej, Bożesz Ty mój, gdzie każdy miał chyba w domu choć jedną płytę z balladami The Carpenters. Gdzie są tacy mili sąsiedzi, którzy rzucają wszystko, kiedy słyszą przez radio, że potrzebna jest krew grupy zero, i nie mają pojęcia, że Audrey Wyler, spokojna wdowa mieszkająca między Sodersonami i Reedami, ma teraz własny horror, w którym gra główną rolę.
W lepsze dni zdawało jej się, że Herb, którego poczucie humoru stanowiło tyleż zasłonę co bodziec do działania dla tego, co wlazło w Setha, trzymał się na tyle długo, iż mógłby jeszcze uciec. W gorsze wiedziała, że wszystko to bzdura, że Seth wykorzystał Herba do końca, a kiedy już nic nie zostało, posłał go do garażu z programem samozniszczenia migającym w głowie jak neon w oknie knajpy.
Choć oczywiście to nie był Seth. Nie ten Seth, który czasem (w dawniejszych latach) obejmował ich i obdarzał krótkim pocałunkiem otwartą buzią, co sprawiało wrażenie pękającej na policzku bańki mydlanej. "Jem komboj" - oznajmiał niekiedy, siedząc w swoim specjalnym krzesełku. Słowa wypływały nagle z niezrozumiałego zwykle bełkotu, dając im obojgu poczucie, choć przelotne, że do czegoś jednak dochodzą: "Jestem kowbojem". Tamten Seth był słodki i kochany, nie tyle pomimo swego autyzmu, co częściowo dzięki niemu. Tamten Seth był jednak również medium, podobnie jak zakażona krew, która równocześnie żywi wirusa i go przenosi.
Wirusem natomiast - owym wampirem - był Tak. Niewielka pamiątka z Wielkiej Pustyni. W wersji Billa rodzina Garinów nie zawróciła do Desperation, nie zatrzymała się, by sprawdzić, co jest za nasypem, którego widok tak pobudził Setha, że na krótko porzucił swój zwykły bełkot i przemówił normalną angielszczyzną. "Nie mogliśmy tego zrobić, Aud - mówił Bill. - Chciałem koniecznie dotrzeć do Carson City przed zmrokiem". A jednak Bill kłamał