Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Wyściełane krzesło z wysokim oparciem i umywalka również były kwadratowe i masywne, szafa zaś, stojąca pod ścianą, została wykonana w ciężkim, monumentalnym stylu, co powodowało wrażenie, iż zaraz zwali się na niego. Dwoje okien, pod którymi ustawione było łoże, z wysokości dwu pięter wyglądało na ulicę.
Zaraz po wyjściu karczmarza Rand otworzył drzwi i wpuścił Loiala i Hurina do swojej izby.
- To miasto mnie przygniata - powiedział im. Wszyscy patrzą na człowieka w taki sposób, jakby uważali, że coś przeskrobał. Zresztą, wybieram się na podgrodzie, wrócę za jakąś godzinkę. Tam przynajmniej ludzie się śmieją. Który z was zechce pierwszy objąć wartę przy Rogu?
- Ja zostanę - szybko odparł Loial. - Chciałbym skorzystać z okazji i trochę poczytać. To, że nie widziałem żadnego ogira, wcale nie oznacza, że nie ma tu mularzy ze Stedding Tsofu. To niedaleko stąd.
- Mogłaby się wydawać, że miałbyś ochotę się z nimi spotkać.
- Ach... nie, Rand. Ostatnim razem zadawali dość pytań o powody, dla których włóczę się samotnie po świecie. Jeśli dostali jakieś wieści ze Stedding Shangtai... Cóż, chyba jednak wolę sobie odpocząć i poczytać.
Rand pokręcił głową. Często zapominał, że Loial, aby zobaczyć świat, w istocie uciekł z domu.
- A ty co, Hurin? Na podgrodziu gra muzyka i ludzie się śmieją. Założę się, że tam nikt się nie bawi w Daes Dae’mar.
- Ja osobiście nie byłbym tego taki pewien, lordzie Rand. W każdym razie, dziękuję za zaproszenie, ale nie mam chęci. Na podgrodziu odbywa się tyle bójek, a także morderstw, że to miejsce prawdziwie cuchnie, o ile rozumiesz, panie, co mam na myśli. Nie to, że byliby skłonni zadzierać z lordem, rzecz jasna, w takim przypadku zaraz mieliby na karku żołnierzy. Jeśli jednak nie masz nic przeciwko, chętnie bym się napił w głównej izbie.
- Hurin, na nic nie potrzebujesz mojej zgody. Wiesz przecież.
- Jako rzeczesz, mój panie. - Węszyciel wykonał ruch, który wyraźnie należało odebrać jako ukłon.
Rand zrobił głęboki wdech. Jeśli wkrótce nie opuszczą Cairhien, Hurin zacznie kłaniać się na lewo i prawo, szurając przy tym nogami. A jeśli Mat i Perrin to zobaczą, nigdy nie pozwolą mu zapomnieć.
- Liczę, że nic nie zatrzyma Ingtara. Jeśli nie pojawi się tutaj odpowiednio szybko, wówczas będziemy musieli sami zawieźć Róg do Fal Dara. - Dotknął listu Selene przez połę kaftana. - Będziemy zmuszeni. Loial, ja wrócę, żebyś ty mógł obejrzeć choć część miasta.
- Wolałbym nie ryzykować - odparł Loial.
Hurin towarzyszył Randowi na dół. Ledwie dotarli do głównej izby, a Cuale już kłaniał się przed Randem, podsuwając mu tacę. Na tacy leżały trzy zwoje zapieczętowanego pergaminu. Rand wziął zwoje, jako że z taką najwyraźniej intencją podszedł do niego karczmarz. Pergamin był wybornego gatunku, miękki i gładki w dotyku. Kosztowny.
- Co to takiego? - spytał.
Cuale znowu się ukłonił.
- Zaproszenia, ma się rozumieć, mój panie. Z trzech szlacheckich domów.
- Kto mógłby mi przysyłać zaproszenia? - Rand obrócił zwoje w dłoniach. Żaden z gości siedzących przy stołach nie podniósł wzroku, Rand miał jednak uczucie, że i tak go obserwują. Pieczęcie nie były mu znajome. Żadna nie przedstawiała półksiężyca i gwiazd, których używała Selene. - Kto mógł się dowiedzieć, że tu jestem?
- Do tego czasu wszyscy, lordzie Rand - cicho odparł Hurin. Najwyraźniej on też czuł obserwujące go oczy. - Strażnicy przy bramie nie trzymają w tajemnicy przybycia do Cairhien cudzoziemskiego lorda. Stajenny, karczmarz... wszyscy mówią to, co wiedzą, wszędzie tam, gdzie ich zdaniem to może im się najbardziej przydać, mój panie. Krzywiąc się, Rand zrobił dwa kroki i cisnął zaproszenia do kominka. Natychmiast ogarnęły je płomienie.
- Nie bawię się w Daes Dae’mar - oświadczył tak głośno, by wszyscy to usłyszeli. Nawet Cuale na niego nie spojrzał. - Nie mam nic wspólnego z waszą Wielką Grą. Czekam tu tylko na swoich przyjaciół.
Hurin złapał go za ramię.
- Proszę, lordzie Rand. - Mówił błagalnym szeptem. - Proszę, nie rób tego więcej.
- Więcej? Naprawdę myślisz, że dostanę następne?
- Jestem pewien. Światłości, na twój widok przypomina mi się, jak Teva tak się wściekł z powodu szerszenia, który brzęczał mu nad uchem, że kopnął gniazdo. Najprawdopodobniej właśnie przekonałeś wszystkich w tej izbie, że jesteś mocno zaangażowany w grę. W ich oczach owo zaangażowanie musi być naprawdę wielkie, skoro zapierasz się swego w nim udziału. W niej uczestniczą wszyscy lordowie i wszystkie damy w Cairhien. - Węszyciel zerknął na zaproszenia, już pokarbowane czernią przez płomień i skrzywił się. - I z pewnością narobiłeś sobie wrogów w trzech domach. Nie są to znaczące rody, bo inaczej nie działałyby tak szybko, ale bez wątpienia zacne. Będziesz musiał odpowiedzieć na wszystkie inne zaproszenia, jakie otrzymasz, mój panie. Odmów, jeśli chcesz, ale oni będą się czegoś dopatrywali w zaproszeniach, które odrzucisz. A także w tych, które przyjmiesz. Oczywiście, jeśli odmówisz wszystkim, albo wszystkie przyjmiesz...
- Nie będę brał w tym udziału - cicho powiedział Rand. - Wyjedziemy z Cairhien, najszybciej jak się da.
Wepchnął zaciśnięte w pięści dłonie do kieszeni kaftana, poczuł, że gniecie list od Selene. Wyciągnął go i rozprostował, używając przodu kaftana jako podkładki.
- Jak tylko się da - mruknął, chowając list z powrotem do kieszeni. - Możesz teraz się napić, Hurin.
Gniewnie wycofał się z izby, niepewny, czy czuje gniew na samego siebie, na Cairhien i Wielką Grę, na Selene za jej zniknięcie czy wreszcie na Moiraine. To ona wszystko zaczęła, kradnąc mu kaftany i ofiarowując w zamian strój lorda. Nawet teraz, gdy uznał, że uwolnił się od Aes Sedai, znowu jakiejś udało się dokonać ingerencji w jego życie i na dodatek wcale nie musiała być tu, na miejscu