Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Grają w wielkich, przestrzennych salach i nie robią nic, aby nadać swoim występom ludzki wymiar. Wytwarzają atmosferę przywodzącą na myśl kilka tysięcy robotów sterowanych przez komputer. W zeszłą środę wieczorem na Wemhley było podobnie. Przypominało to raczej siedzenie w domu po ciemku i słuchanie pivl dużo głośniej niż pozwoliliby na to sąsiedzi, w wyższych rejestrach niż ktokolwiek mógłby sobie życzyć i z wielką nadmuchiwaną świnią unoszącą się w górze. I to jest rock? Zespół grający repertuar ze swoich najnowszych płyt ..Animals" i ,,Wish You Werę Herę" z jak najmniejszą ilością
1977
zmian? Nie, to ma dużo więcej wspólnego z koncertem muzyki klasycznej, gdzie chodzi o dokładną interpretację jako przeciwieństwo improwizacji. Pink Floyd zniekształcili całą istotę rocka, zmienili estradę w jednorazowe studio nagraniowe, rozerwali więź między artystą a publicznością".
Tego typu uwagi nie były pozbawione słuszności. Zespół wpadł w pułapkę zastawioną przez własne dążenie do doskonałości i komunikatywności. Grupa, która zdobyła niegdyś rozgłos dzięki swym rozbudowanym improwizacjom w czasie koncertów, próbowała obecnie nuta w nutę powtórzyć dźwięki zarejestrowane na płycie. Nawet jeśli takie były wymogi widowiska proponowanego przez Pink Floyd, odpowiedniej synchronizacji oprawy świetlnej z wykonywaną muzyką (wszystko było z góry zaprogramowane i jakiekolwiek zmiany repertuarowe mogłyby ten układ naruszyć), to muzycy doskonale ro/umieli. że muszą coś zmienić, by ich występy nie były jedynie sztuką dla sztuki. Tournee z 1977 roku uświadomiło im, że ów niewidzialny mur między nimi a publicznością nie tylko istnieje, ale jest już bardzo wysoki. Mieli więc wiele do przemyślenia.
Po powrocie do kraju każdy z członków zespołu zajął się własnymi sprawami. Pink Floyd jako zespół praktycznie zawiesił działalność choć oczywiście o oficjalnym rozwiązaniu nie było mowy. Jednak przez ponad dwa i pól roku grupa nie dała ani jednego koncertu (!). zaś każdy z muzyków był zaangażowany w realizację własnych projektów. Roger Walers intensywnie pracował nad swoją wi/ją ściany, natomiast Nick Mason nieoczekiwanie zaprosił do studia Britannia Rów punkrockową grupę The Damned. obok Sex Pistols i The Ciash najpopularniejszy w tamtym okresie brytyjski zespół. Perkusista Pink Floyd został producentem wydanej prze/ (imię Stiff Records drugiej płyty The Damned zatytułowanej dość przewrotnie ..Musie For Pleasure" (Muzyka dla przyjemności), na której krytycy nie pozostawili suchej nitki. ,, Zrobienie tego albumu zajęło mi tydzień. Oni nie chcieli niczego grać więcej niż trzy razy gdyż uważali, że wtedy dany utwór straci świeżość i spontaniczność. Po roku pracy nad własnym albumem tego typu podejście było wspaniałe. Kapitalnie było obserwować działalność punk rocka jako antidotum na muzykę dinozaurów."
We wrześniu firma Harvest wydała kolejny longplay grupy Unicorn - ..One Morę Tomorrow". znowu wyprodukowany przez Gilmoura.
,, Unicorn hyl to pierwszy zespół, którym się zająłem. Spotkałem ich na ślubie naszego wspólnego znajomego. Ricka Hoppe'a. Zabrałem chłopców do studia i nagraliśmy około 20 taśm demo. Później zostałem producentem ich pierwszego longplaya ,,Too Many Crooks". Nigdy nie hylo moją specjalną ambicją być producentem. Sprawia mi to przyjemność, owszem, chociaż jest to ciężka i frustrująca praca. Frustrująca, ponieważ siedzisz po drugiej stronie szyby obserwując grających muzyków i nie możesz pójść, i zagrać razem z nimi.
Jako producent staram się wykreować pewne wizje w umyśle słuchacza. Oczywiście nie ma dwóch identycznych wizji. To, co pisząc piosenkę wyobraża
89
1978
sobie Ken Baker, kompozytor i keyboardzisla grupy Unicorn. jest zupełnie odmienne od moich wyobrażeń podczas słuchania jej. Moim zadaniem juko producenta jest uchwycenie na taśmie tego, co zespól stara się przekazać. Gaikowita zgodność zamierzeń producenta i danej grupy jest bardzo rzadka, jeśli w ogóle się zdarza. Jest to zwykle sprawa takiego kompromisu, który satysfakcjonuje ohie strony. Praca po drugiej stronie szyby dala mi zupę/nie inny punkt widzenia, odmienne podejście do pewnych spraw."
Na początku 1978 roku David Gilmour zaczął opracowywać materiał na swój solowy album, którego nagranie planował już od dawna