Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Płyn pochodził z
kadzi, w której mieszał jeden człowiek, jeśli akurat nie dodawał
wody albo jakiegoś białego proszku. Nie zauważyłem w tych wannach
niczego szczególnego. Roztwór dodawano z jednego końca, a z
drugiego płyn ściekał do szklanej rury umieszczonej wewnątrz
ogromnego, glinianego dzbana. Napełniony dzban niesiono ostrożnie
i składowano na półkach. W przeciwieństwie do wina słoje układano
w pozycji stojącej. Co ciekawe, lampy w tym pomieszczeniu płonęły
nadspodziewanie jasno. Przyglądając się jednej z wanien,
zauważyłem maleńkie bąbelki unoszące się z końca, gdzie robotnicy
dolewali płyn. Na drugim końcu, tuż pod powierzchnią, znajdowało
się tuzin krótkich prętów pokrytych srebrzystobiałą substancją.
Na dnie wanny leżało kilka szklanych filiżanek bez ucha. Używając
porcelanowych narzędzi, robotnik w rękawicach przesuwał filiżankę
pod pręt i zdrapywał z niego białą substancję. Potem drewnianą
łopatką wyjmował filiżankę z wanny. Niósł ją z nadzwyczajną
ostrożnością, ale i tak zdołał się potknąć. Substancja zeskrobana
z pręta wystawiona na działanie powietrza jaskrawo świeciła.
Musiałem powrócić do ciała. Musiałem coś zjeść. Wkrótce będę się
musiał spakować, ponieważ już naprawdę niedługo wszyscy będziemy
zmierzali na południe. Następna faza wojny nabierała rozpędu. 91
Po niezliczonych, irytujących opóźnieniach na ostatnim odcinku
rzeki, który powinien być najłatwiejszą częścią podróży, Otto i
Hagop wreszcie wrócili. Ukrywali się w tym samym frontowym
magazynie Shadara, w którym trzymałem jeńców z Lasu
Przeznaczenia. Jednooki zabrał mnie z kwatery. On, ja i mój
brązowy cień skierowaliśmy się w stronę rzeki. Tam dopadł nas
Stary. Kiedy chciał, potrafił się przyczepić naprawdę do
wszystkiego. - Dobrze się czujesz, Murgen?
- Jakoś sobie radzę.
- Spędza zbyt wiele czasu z Kopciem - odezwał się Jednooki. - To
nie brzmi dobrze. Zatroszczycie się o tych facetów? - Miał na
myśli Ottona i Hagopa, chociaż pozostali z ich wyprawy także
tłoczyli się w tym magazynie i nie byli zbytnio zachwyceni
oddzieleniem od rodzin. Prawie trzy lata.
I jeden, i drugi niewiele się zmienili.
- Prawie postawiłem na was krzyżyk - powiedziałem do Hagopa.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. - Już myślałem, że szczęście was
opuściło. - Byliśmy blisko, Murgen. Wiele go zużyliśmy.
- No cóż - odezwał się Stary. - Czemu to trwało tak długo? - Tak
naprawdę to nie ma wiele do opowiadania. - Hagop patrzył dziwnie
na Konowała, jakby upewniając się, że rozmawia z prawdziwym
Starym. Konował był w swym przebraniu Shadara. - Pojechaliśmy,
zrobiliśmy, co było do zrobienia, i wróciliśmy. - Jakby cztery
tysiące mil podróży było banalną sprawą. Nie chełpiliśmy się w
Kompanii wielkimi dokonaniami. - Niedużo zwiedziliśmy. Kiedy
Hagop mówił, Otto obszedł drzwi i okna.
- Mamy się przejmować szpiegami?
- To jest Taglios - odpowiedział Konował. Tutaj wszyscy
obserwowali wszystkich, aby zyskać przewagę. - Domyślamy się
zatem, że wszystko już przygotowaliście.
- Jest dużo do uporządkowania. Szpiedzy Cieniarzy. Taak, nie są
problemem. Pani, Goblin i Jednooki już się nimi zaopiekowali. -
Nadal mamy kapłanów - przypomniałem. Coś w wyrazie mojej twarzy
ostrzegło Hagopa, żeby nie szedł tym śladem. Nie teraz. - A
zatem, jak idzie wojna?
- Powoli - odpowiedział mu Konował. - Później możemy o tym
porozmawiać. Zrobiliście dla nas coś dobrego tam w górze? -
Szczerze mówiąc, niewiele.
- Psiakrew!
- Zebraliśmy garść informacji do Kronik. Murgen, będziesz chciał
pewnie nad tym popracować. Materiał o tym, co robią inni ludzie,
żeby pomóc nam lepiej zrozumieć to, co my zrobiliśmy. Sądzę, że
mógłbyś umieścić to pomiędzy partiami napisanymi przez Konowała.
W ten sposób ci, którzy przyjdą po nas, zobaczą obie strony. Co
ty na to? - Może ty powinieneś się tym zająć - zaproponowałem
cierpko. - Naucz mnie czytać i pisać. Jestem za stary na tamto
gówno. - Mógłbym to zrobić. - Spojrzałem na Konowała. - Jeśli nie
będziesz mnie cenzurował. Stary wyszczerzył zęby. - Dobre
zagranie, Murgen - zachichotał Hagop. - Nie ja. Hej! Dowiedziałem
się wszystkiego, co się wydarzyło po naszym wyjeździe stamtąd.
Nie uwierzyłbyś, jakie zamieszanie. Kulawiec jeszcze raz
powrócił. Nie przejmuj się. Wszystko już się uspokoiło. Teraz w
cesarstwie panuje nuda. - Prawie chciałbym wrócić do domu, jak
tego słucham.
- Czy naprawdę weszliście do Wieży? - zapytał Konował.
- Spędziliśmy tam sześć miesięcy. Z początku głównie
powtarzaliśmy w kółko to samo. - I?
- W końcu przekonaliśmy ich, że Pani zbiera na powrót swoje siły.
Stali się bardziej skłonni do współpracy. Wieśniacy w Wieży nie
mają ochoty znowu jej spotkać. - Rany! To złamie jej serce -
powiedziałem.
- Tak. - Hagop uśmiechnął się szeroko. - Nie przyślą nam żadnej
pomocy. Mówią, że nie zamierzają robić sobie nowych wrogów.
Pewnie dlatego, że nie chcą, aby Pani zatęskniła za starymi
dobrymi czasami i nie skierowała się z powrotem na północ. -
Domyślaliśmy się tego. Chcą jedynie utrzymać Panią z daleka od
siebie - powiedział Konował. - Co dostaliście? - Otworzyli swoje
biblioteki. Użyczyli nam tłumaczy. Wpuścili nawet do grobów,
kiedy poprosiliśmy. - Sami mogli być ciekawi, kto tam został
pochowany.
- Jasne, że tak. Musieli zmienić bieliznę, kiedy powiedzieliśmy
im, kto tutaj okazał się żywy. Największy strach przeżyli, kiedy
powrócił Kulawiec i niemal rozdarł cię na sztuki. - Ten gość ma
na nas większą chrapkę niż Duszołap - zauważyłem. Musieliśmy
dodać Kulawca do naszej listy wrogów. - Co z moimi nasionami
rzepy? - Tym razem upewnili się co do Kulawca. Całkowicie -
powiedział Hagop. - Mam twoje nasiona. Rzepa, pasternak i nawet
ziemniaki do sadzenia, jeśli nie zgniły. - Upewnią się co do
Kulawca. - Konował zauważył unik Ottona. Otto był niespokojny,
niepewny. - A więc pozwalali wam wtykać wszędzie nos i nawet wam
w tym pomagali. Czego się dowiedzieliście? - Dochodziliśmy do
sedna. Może dowiedzieli się czegoś, co moglibyśmy tutaj
wykorzystać. - Niewiele. Nie wydaje się prawdopodobne, żeby Długi
Cień był kiedykolwiek jednym ze Schwytanych. Byłem o tym
przekonany. Miałem pewność, że do tej pory zdradziłby samego
siebie przy Wyjcu, gdyby w przeszłości byli sprzymierzeńcami. -
Te ziemniaki. Wziąłeś te małe... Hagop spojrzał na mnie groźnie.
- Jest niewielka szansa, że mógłby być Człowiekiem Bez Twarzy,
Pożeraczem Księżyca albo Nocnym Pełzaczem, chociaż wszyscy tam
są pewni, że cała trójka już dawno gryzie ziemie. Nie znaleźliśmy
jednak żadnych ciał. - A co z jednym z późniejszych Schwytanych?
- zastanawiał się Konował