Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Ten odległy i nieprzyjazny teren na wschodnich obrzeżach
hitlerowskiego imperium wydawał się doskonałym miejscem na „żydowski rezerwat”. Polska
miała więc zostać podzielona na trzy części: niemiecką, polską i żydowską, ułożone na
eleganckiej, geograficznej osi biegnącej z zachodu na wschód. Ambitny plan Eichmanna
został przyjęty i do wyznaczonego obszaru zaczęto zwozić dziesiątki tysięcy Żydów.
Panujące tam warunki były przerażające. Ich przybycia nie poprzedziły dostateczne, a często
jakiekolwiek przygotowania i wielu zmarło. Dla hitlerowców to jednak nie miało znaczenia -
byli nawet zadowoleni. Jak to powiedział Hans Frank, przemawiając do swoich podwładnych
w listopadzie 1939 roku: „Nie marnujcie czasu na Żydów. To sama radość, móc wreszcie
rozprawić się z żydowską rasą. Im więcej ich umrze, tym lepiej” * [*Aly, op. cit, s. 17.].
Kiedy jednak Himmler rozpoczął pisanie swojego memorandum w maju 1940 roku, aż
za dobrze zdawał sobie sprawę, że wewnętrzna emigracja Żydów do wschodniej Polski
okazała się sromotną klęską. W dużej mierze stało się tak dlatego, że hitlerowcy próbowali
przeprowadzić jednocześnie trzy osobne migracje. Przybywający członkowie mniejszości
niemieckich musieli zostać przetransportowani do Polski i trzeba im było znaleźć miejsce
zamieszkania. To oznaczało wyrzucenie z domów Polaków i transportowanie ich gdzie
indziej. W tym samym czasie Żydzi byli wywożeni na wschód na ziemie, z których również
wysiedlano Polaków. Trudno się dziwić, że to wszystko prowadziło do chaosu i zamieszania
na wielką skalę.
Najbardziej palącym problemem, który stał przed Himmlerem, było zapewnienie
odpowiednich lokali mieszkalnych setkom tysięcy przybywających ze wschodu członków
mniejszości niemieckich; trudność ta z kolei wywarła wpływ na jego poglądy na to, jak
traktować zarówno Polaków, jak i Żydów. Przypadek Irmy Eigi i jej rodziny pokazuje, jak
bezwzględnie hitlerowcy próbowali rozwiązać z pozoru nierozwiązywalną sytuację, w którą
sami się wmanewrowali - oraz jak problemy ludnościowe kumulowały się i wyrastały jedne z
drugich, lawinowo prowadząc do impasu. W grudniu 1939 roku Irma Eigi * [*Wywiad dla
BBC.], siedemnastoletnia Niemka mieszkająca w Estonii, znalazła się razem z resztą rodziny
czasowo w Poznaniu, który należał przedtem do Polski, a teraz stał się częścią okręgu Kraj
Warty. Sądzili - kiedy zgodzili się na propozycję powrotu „do Rzeszy” - że zostaną wysłani
do Niemiec. „Kiedy powiedziano nam, że jedziemy do Kraju Warty, co tu dużo mówić,
przeżyliśmy szok, bez dwóch zdań”. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 1939 roku
urzędnik kwaterunkowy wręczył ojcu rodziny klucz do mieszkania, które jeszcze przed
kilkoma godzinami należało do polskiej rodziny. Kilka dni później polskiemu właścicielowi
odebrano restaurację, żeby rodzina Eigi mogła prowadzić jakieś przedsiębiorstwo.
Członkowie rodziny byli przerażeni. „Nie mieliśmy przedtem o tym pojęcia. [...] Nie da się
żyć z takim poczuciem winy. Z drugiej strony każdy człowiek kieruje się instynktem
samozachowawczym. Co innego można było zrobić? Dokąd mieliśmy pójść?”.
Rozmiary operacji były gigantyczne - w ciągu roku około 500 000 członków
niemieckich mniejszości przybyło i zostało osiedlonych w „nowej” Rzeszy, a setki tysięcy
Polaków wywłaszczono, żeby znaleźć dla nich miejsce. Wielu Polaków wsadzono po prostu
do wagonów bydlęcych i zabrano na południe do Generalnego Gubernatorstwa, gdzie kazano
im wysiadać z wagonów; nie zapewniano im jedzenia i schronienia. Trudno się dziwić, że
Goebbels zauważył w swoim dzienniku w styczniu 1940 roku: „Himmler jest właśnie zajęty
przesuwaniem ludności. Nie zawsze mu się to udaje” * [*Dziennik Goebbelsa 24 stycznia
1940.].
Wszystko to nie rozwiązywało kwestii polskich Żydów. Odkrywszy, że jednoczesne
przemieszczenie Żydów, Polaków i repatriowanych Niemców było praktycznie niemożliwe,
Himmler zastosował inne rozwiązanie; jeśli potrzebna była przestrzeń - a najwyraźniej jej
brakowało - to Żydów należało stłoczyć na jak najmniejszym obszarze. Odpowiedzią były
getta.
Getta, które stały się charakterystycznym elementem hitlerowskich prześladowań
Żydów w Polsce, nigdy nie miały wyglądać tak, jak wyglądały. Tak jak wiele innych rzeczy
w tej historii, ewolucja gett przebiegała inaczej, niż to początkowo zaplanowano. Już w
listopadzie 1938 roku podczas dyskusji o tym, jak rozwiązać problemy mieszkaniowe
powstałe po eksmisjach niemieckich Żydów z ich domów, Reinhard Heydrich powiedział:
„Jeśli chodzi o getta, to chciałbym od razu jasno przedstawić swoje stanowisko. Biorąc pod
uwagę punkt widzenia policji, nie sądzę, żeby getto, jako całkowicie odizolowana dzielnica,
w której mają mieszkać tylko Żydzi, było w ogóle możliwe. Nie potrafilibyśmy kontrolować
getta, w którym Żydzi poruszają się wyłącznie w otoczeniu Żydów. Stałoby się ono
siedliskiem przestępców, epidemii i tym podobnych” * [*Raul Hilberg, „The Destruction of
the European Jews”, Holmes and Meier 1986, s. 50.].
Mimo to, kiedy wydawało się, że przynajmniej na razie nie istnieje inne wyjście,
hitlerowcy postanowili zamknąć polskich Żydów w gettach. To praktyczne posunięcie,
mające na celu zwolnienie kolejnych mieszkań (nawet jeśli Hitler zauważył w marcu 1940
roku, że „rozwiązanie kwestii żydowskiej jest kwestią przestrzeni” * [*Aly, op. cit., s. 70.]),
stanowiło również wynik nieracjonalnej nienawiści i strachu przed Żydami, które od samego
początku tkwiły u podstaw niemieckiego faszyzmu. Najlepiej by było, sądzili hitlerowcy,
gdyby Żydów zmusić, żeby „sobie poszli”, ale problem polegał na tym, że Żydzi -
szczególnie wschodni Żydzi - byli uważani za nosicieli zarazy, których trzeba trzymać z dala
od innych ludzi. Silna nienawiść hitlerowców do polskich Żydów była czymś, co Estera
Frenkiel * [*Wywiad dla BBC.], nastoletnia dziewczyna mieszkająca wtedy w Łodzi, poczuła
po raz pierwszy. „Byliśmy przyzwyczajeni do antysemityzmu... polski antysemityzm był
może bardziej związany z kwestiami finansowymi. Ale niemiecki antysemityzm pytał:
Dlaczego istniejesz? Nie powinno cię w ogóle być! Zniknij!”