Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Gotowości, by odnosić się ze współczuciem także do wszystkiego, co w sobie odrzucamy. Jeśli poprzez medytację staramy się zaakceptować nie tylko to, co przyjemne, lecz również to, co bolesne, jeśli choć próbujemy pozostać otwarci na swoje uczucia, przyzwolić na nie i wejrzeć w nie, coś w nas w końcu zacznie się zmieniać.
Praktykowanie współczucia, czyli bycie dla innych i prawdziwe porozumienie, rodzi się w momencie, gdy zorientujemy się, że zaczynamy myśleć o sobie w kategoriach "dobry - zły". Mamy wówczas szansę dostrzec, że oprócz tej opozycji jest wiele możliwości, że dostępna jest nam cała przestrzeń - łagodna i zmienna. A gdy już ją odnajdziemy, nauczymy się dzięki niej coraz bardziej otwierać.
Angażując się w tę praktykę, zaprzyjaźniamy się z tymi aspektami siebie, które wcześniej odrzucaliśmy. Odkrywamy, że coś się w nas zmienia i to na stałe. Nasze stare, nawykowe wzorce postępowania tracą moc, a my zaczynamy dostrzegać prawdziwe twarze osób i naprawdę rozumieć kierowane do nas słowa. [116]
Jeśli do pojawiających się uczuć podchodzimy z życzliwością, nasz ochronny pancerz kruszeje. Odkrywamy, że w naszym życiu istnieje więcej aspektów, nad którymi możemy pracować. W miarę jak wzrasta w nas współczucie dla siebie samych, jego krąg coraz bardziej się rozszerza, ogarniając z czasem wszystkich wokół. [117]
XIV
MIŁOŚĆ, KTÓRA NIE UMRZE
_W trudnych chwilach jedynie _bodhiczitta_ ma moc uzdrawiania. Gdy zaczynamy tracić ducha, gdy gotowi jesteśmy się poddać, właśnie wrażliwość wywołana przez ból może nas uratować. W naszych sercach rodzi się prawdziwa bodhiczitta._
Pewien ojciec dwuletniego dziecka opowiadał, że niespodziewanie zobaczył kiedyś w telewizji skutki wybuchu bomby w Oklahomie. Widział okaleczone i zakrwawione ciała dzieci wynoszone przez strażaków z ruin przedszkola, które znajdowało się na pierwszym piętrze. Do tamtej chwili, jak mówił, był w stanie zachowywać dystans wobec cierpienia innych. Wtedy jednak, ponieważ sam był ojcem, coś w nim pękło. Poczuł, jakby każde z tych dzieci było jego dzieckiem. Poczuł rozpacz ich rodziców.
Takie współodczuwanie cierpienia, niemożność traktowania go z dystansem, świadczy o tym, że nasze czułe miejsca zostały odsłonięte. Świadczy o tym, że obudziła się w nas _bodhiczitta_*. W sanskrycie słowo _bodhiczitta_ oznacza "szlachetne, przebudzone serce". [118] Mówi się, że ma je każda istota, tak jak mleko zawiera masło, a ziarno sezamu - olej, że owa przestrzeń wrażliwości jest nam wrodzona.
Stephen Levine pisał o przepełnionej goryczą kobiecie umierającej w straszliwych męczarniach. Niespodziewanie, gdy zdawało się jej, że nie zniesie już dłużej cierpienia, zaczęła doświadczać bólu innych umierających osób: wycieńczonej głodem etiopskiej matki, nastolatka umierającego z przedawkowania narkotyków w jakimś obskurnym mieszkaniu, przygniecionego przez osuwającą się ziemię mężczyzny, konającego samotnie na brzegu rzeki. Kobieta ta nagle odczuła nie tyle swój ból, co ból wszystkich istot. Nie chodziło już tylko o jej życie, lecz o życie w ogóle.
Możemy więc wzbudzić w sobie _bodhiczittę_ uwrażliwienie wobec życia - wówczas, gdy stajemy się bezbronni, podatni na zranienie, świadomi kruchości ludzkiej egzystencji. XVI Gialła Karmapa wyraził to tak: "Przyjmujesz na siebie wszystko. Pozwalasz cierpieniu całego świata wniknąć w twe serce i przemieniasz je we współczucie".
W trudnych chwilach jedynie _bodhiczitta_ ma moc uzdrawiania. Gdy zaczynamy tracić ducha, gdy gotowi jesteśmy się poddać, właśnie wrażliwość wywołana przez ból może nas uratować. W naszych sercach rodzi się prawdziwa _bodhiczitta_. W samotności, lęku, niezrozumieniu czy odrzuceniu bije prawdziwe serce smutku.
Podobnie jak klejnot spoczywający w ziemi od milionów lat pozostaje nietknięty i nie traci blasku, tak i szlachetne serce nie zmienia się pod wpływem neurotycznych zachowań. Klejnot wyniesiony na światło dzienne lśni wciąż tym samym blaskiem. Niezależnie [119] od tego, jak wiele ujawnia się w nas nieżyczliwości, egoizmu czy chciwości, nigdy nie tracimy prawdziwego serca _bodhiczitty_. Jest ona we wszystkim, co żyje, nieskalana i w pełni doskonała.
Żywimy wprawdzie przekonanie, że broniąc się przed cierpieniem, robimy dla siebie coś dobrego, ale tak naprawdę w ten sposób stajemy się tylko bardziej wystraszeni, nieczuli i wyobcowani. Doświadczając siebie jako oddzielonych od całości, budujemy sami dla siebie więzienie. Zamykamy się w kręgu własnych nadziei, lęków i troski tylko o najbliższych. Co ciekawe, jeśli nade wszystko staramy się uniknąć dyskomfortu - cierpimy. Gdy jednak nie odcinamy się od cierpienia i pozwalamy go sercu doświadczać, odkrywamy nagle, że tworzymy wspólnotę ze wszystkimi istotami. Jego Świątobliwość Dalaj Lama dzieli egoistów na mądrych i niemądrych