Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
A potem już szło jedno za drugim: chciał się wytrzeć w ręcznik, a tu szpilka ukłuła go w policzek. Uciekł pod stół, a tam go przypiekł rozżarzony węgielek. W końcu, zupełnie nie wiedząc co robić, skoczył na łóżko i trafił prosto na ostrą igłę i dratwę.
Ponieważ było zupełnie ciemno, więc rozbójnik sądził, że w chatce czatował na niego cały pułk żołnierzy z szablami i karabinami. A kiedy jeszcze na poddaszu zatupał zając, zbój wybiegł przez otwarte drzwi i zmykał tak szybko, jakby za nim cała armia goniła.
Oczywiście, do chatki już nigdy nie wrócił. Zając i jego przyjaciele mogli zatem nie tylko spokojnie spać aż do rana, ale także zostać tam na zawsze i gospodarzyć.
Złote monety, które rozbójnik zostawił przed chatą, znacznie im życie uprzyjemniły.
*^JSHH
^»M^^^^^
* * t > *
Królewski doradca
Żył sobie pewien król, który, wierzcie mi lub nie wierzcie, był człowiekiem nad podziw sprawiedliwym. Nie łupił swych poddanych, a wręcz przeciwnie, chciał wiedzieć, jak im się żyje i pracuje w jego królestwie.
Chcąc wszystko zobaczyć na własne oczy, od czasu do czasu przebierał się za prostego człowieka, żeby go nikt nie poznał, i szedł między lud.
Któregoś dnia, przebrany, doszedł aż do pewnej wsi i tam zobaczył kopacza, pogłębiającego rów przy drodze.
— Co tam robisz? — zapytał go król.
— Nie widzisz? Mój pan kazał mi wykopać rów — odpowiedział niechętnie kopacz i dalej wyrzucał gliniastą ziemię.
— Ciężką masz pracę, co? — królowi zrobiło się go żal.
122
— No jasne! — kopacz przerwał na chwilę pracę, ocierając sobie pot z czoła. — Od rana do wieczora muszę machać łopatą, żeby zarobić na kawałek chleba.
— Ale skoro tak ciężko pracujesz, to chyba zarabiasz dość pieniędzy? — wypytywał król.
— No tak, za tę pracę przy łopacie miałbym dosyć, ale jak rozdzielę, co zarobię, to zostaje mi tylko na wodnistą zupę — odpowiedział kopacz i znów zabrał się pilnie za swoją robotę.
— To chyba źle dzielisz? — zwrócił mu uwagę król.
— Jak to źle? Popatrz, — kopacz zabrał się do objaśniania, wyprostował grzbiet i oparł się o łopatę. — Jedną część zarobionych pieniędzy rzucam prosto w wodę, drugą częścią spłacam dług, trzecią część, tę największą, pożyczam, no a czwarta, najmniejsza część, ledwie starcza mi na to, żebyśmy z żoną nie umarli z głodu.
Król pokręcił głową z niedowierzaniem, skinął kopaczowi na pożegnanie i poszedł dalej. Ciągle rozmyślał nad jego słowami, ale nie umiał ich sobie mądrze wytłumaczyć.
Kiedy wieczorem wracał z powrotem do miasta, kopacz jeszcze ciągłe pracował w rowie.
Król zatrzymał się przy nim i przyjaznym tonem powiada:
— Słuchaj, człowieku, ja jestem twoim królem. Czasem chodzę w przebraniu, żeby na własne oczy zobaczyć, jak żyją i co mówią między sobą moi ludzie. Rozmyślałem o tym, jak dziwnie dzielisz to, co zarabiasz, i nie mogę tego rozgryźć. Wyjaśnij mi to, a ja ci wypłacę trzy złote dukaty. Weź je, proszę.
Kopacz odłożył łopatę, podziękował za dukaty, starannie je zawinął w chustkę i schował pod czapkę, a potem odpowiedział królowi:
— To jest tak. Za pierwszą część zarobku kupuję sól i potem ją wrzucam do wody, z której sobie robię zupę. Muszę ją przecież osolić, a sól jest teraz okropnie droga, wielkie na nią podatki nałożyli twoi ministrowie. Ta druga część to dług, który spłacam swoim rodzicom za to, że mnie wychowywali i żywili. Gdybym teraz nie dbał o nich i nie dawał im pieniędzy na utrzymanie, na starość musieliby iść na żebry. Trzecia część, ta największa, to pieniądze, które wydaję na swoje dzieci. To jest ta pożyczka i mam nadzieję, że kiedyś, kiedy będę stary, one też mi ją spłacą. No a ta ostatnia część zarobku, musi nam z żoną jakoś starczyć, żebyśmy mieli dość sił do pracy. Widzisz więc, królu, jak żyje twój lud.
Król pomyślał chwilę i mówi:
— Piękne i pouczające są twoje słowa i dobrze mi wytłumaczyłeś, co znaczą, ale nikomu tego nie powtarzaj, zanim znów mnie nie zobaczysz! Rozumiesz?
Kopacz zrozumiał. Pokłonił się królowi i energicznie zabrał się do pracy, bo musiał odrobić to, co stracił przez gadanie, a tu już zapadał wieczór.
Zaraz na drugi dzień król wezwał wszystkich wielmożów i zadał im zagadkę, którą znał od kopacza.
— Kto odgadnie — powiedział — ten będzie moim pierwszym doradcą. Baronowie, hrabiowie i książęta myśleli, rozważali, łamali sobie nad tym głowy,
ale nic nie wymyślili.
— Ale z was barany! — śmiał się król i wszystkich wygnał z zamku.
Zwołał potem panów niżej urodzonych: ziemian i właścicieli majątków; podobno zdarza się, że oni są trochę mądrzejsi. Ale również nikt z nich nie potrafił rozwiązać zagadki kopacza.
123
Był jednak między nimi i ten pan, u którego pracował ów autor zagadki. Kiedy wracał z zamku, zobaczył kopacza, ciągle jeszcze pracowicie pogłębiającego rów przy drodze. Zatrzymał się przy nim na pogawędkę.
— Byłem u króla — pochwalił się pan. — Jego Wysokość zadał nam zagadkę. Jak wytłumaczycie, mówi, że ktoś część swego mizernego zarobku rzuca w wodę, część oddaje jako dług, a następną, największą część pożycza?
— A czy ktoś potrafił to wyjaśnić? — zapytał kopacz z ciekawością.
— Też masz pomysły! Nikt tej zagadki nie rozwiązał. — machnął ręką pan.
— Nie uwierzysz mi, panie, ale ja znam właściwą odpowiedź — zaśmiał się kopacz.
— Nie mów! Chyba żarty sobie stroisz! — nie uwierzył pan.
— Ale skąd! Przecież ja tę zagadkę sam wymyśliłem, a więc muszę też znać na nią odpowiedź! — rzekł kopacz i opowiedział panu o swoim spotkaniu z przebranym królem.
Pan zaczął nalegać na kopacza, żeby mu zdradził odpowiedź, a dostanie za to trzy złote monety.
— To mało — odparł kopacz. — Trzy dukaty dał mi za to król. Ty mi musisz dać dwa razy tyle