Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Co jednak było jeszcze gorsze -— Montezumą żądał, by podbite szczepy przysyłały mu rokrocznie określone ilości chłopców i dziewcząt przeznaczonych na ofiarę na ołtarzach krwawego boga, Tezcatlipoki. Nieco później opowiem o tym dokładniej. — Dlaczego my, przyzwyczajeni hojnie korzystać z dostatków naszego kraju, mamy teraz żywić Montezumę i setki dworaków pędzących próżniaczy żywot na jego dworze? — Tymi i podobny- 105 mi słowami skarżył się gruby kacyk (naczelnik). Muszę przyznać, że miał zupełną rację. Tak się złożyło, że w tym czasie przybyło do kraju Totonaków poselstwo od Montezumy dla pobrania należnych podatków. Widzieliśmy je: pięciu szlachciców azteckich, wspaniale przybranych w obszerne płaszcze z ptasich piór, na głowach pióropusze z pięknie barwionych piór indyczych, prócz tego starannie wypracowane naszyjniki, bransolety i nauszndce. Na znak, że nigdy rąk nie skalali pracą — pracą byłoby także przeliczanie odbieranych podatków d danin — w prawych rękach trzymali róże, które wąchali dla zadokumentowania, że ich umysł zajęty jest bardziej wzniosłymi sprawami. Samo ich pojawienie się miało wystarczyć, by przypomnieć podbitym szczepom ich obowiązki. Tym wyniosłym dygnitarzom towarzyszyły całe roje służących, którzy wachlarzami z piór odganiali owady od ich twarzy. Wtedy to Cortez poradził grubemu kacykowi, by po prostu wsadził posłów Montezumy do więzienia i żadnych danin ani ludzi na krwawe ofiary nie wysyłał. Rada ta znalazła uznanie, ale kacyk chciał ją uzupełnić w ten sposób, by wysłanników zabić i przyrządzić z nich smakowitą ucztę. Cortez jednak miał inne plany, więc też to ostatnie odradził kacykowi. W nocy natomiast kazał swym żołnierzom wyprowadzić ludzi Montezumy z więzienia i wytłumaczywszy im, przed jakim ocalił ich niebezpieczeństwem, odesłał do ich władcy z informacją, że jest jego przyjacielem, na dowód czego zaopiekował się jego dworzanami. Tak to zaczął Cortez prowadzić ową podwójną grę, od której już nie odstąpił. Miała ona jedyny cel: pozyskać przyjaźń Indian a zarazem skłócić ich między sobą, w myśl przysłowia: „gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta." Na razie skutkiem jego taktyki był fakt, że w chwili gdy wyruszaliśmy z Veracruz w dalszą drogę towarzyszyło nam tysiąc uzbrojonych Totonaków. Coś podobnego zdarzyło się również, gdy przybyliśmy na tereny szczepu Tlaskala. Był to szczep wyjątkowo liczny i wojowniczy, ponadto jedyny, który oparł się dotąd wszelkim próbom podbicia go przez Montezumę. Początkowo stawili opór i nam, i naszym nowym sprzymierzeńcom Totonakom; dopiero po dwóch wielkich bitwach, o których możecie się dowiedzieć z wspomnianej 106 już książki mego pana, złożyli broń, a zręczność Corteza zmieniła ich wnet w najwierniejszych i najwaleczniejszych naszych sprzymierzeńców, ogromnie bowiem nienawidzili meksykańskich Azteków. Tutaj także po raz pierwszy na własne oczy widzieliśmy owe krwawe ofiary, jakie Tlaskalanowie — jak i wszystkie inne indiańskie szczepy — składają swym straszliwym bóstwom. Wspominam o tym dlatego, że odciąża to choć trochę moje sumienie, kiedy wracam pamięcią do owej wojennej zagłady, jaką wnieśliśmy do kraju Azteków. Ofiary te składano na szczytach olbrzymich piramid z wielkich bloków kamiennych, budowanych stopniami od szerokiej podstawy z kilku tarasowymi krużgankami aż po szczytową płaszczyznę, na której zbudowana była właściwa świątynia, przed nią zaś kamienny stół ofiarny. Ofiarami byli przeważnie młodzi chłopcy, czasem młode kobiety, a także jeńcy wojenni lub ludzie, których podbite szczepy musiały dostarczać dla azteckich bogów. Owych „przeznaczonych" najpierw przygotowywano przez cały rok na ich okropny los. Odwrotnie jednak niżby należało oczekiwać, rok ten upływał im na samych przyjemnościach, od chwili bowiem, gdy zostali wybrani na ofiary, uważani byli za tymczasowe, ziemskie wcielenia samego boga. Więc też kapłani, sprawujący wówczas nad nimi władzę, opiekowali się nimi troskliwie, dostarczali najbardziej wymyślnych wygód i rozkoszy. Strojono ich we wspaniałe szaty, otaczano przepychem, karmiono wykwintnym jadłem. Pędzili życie w rozkosznym próżnowaniu, wśród uczt i tańców. Mogli też w towarzystwie kapłanów wychodzić do miasta, a mieszkańcy uważali za wielki zaszczyt, gdy wolno im było zaprosić ich do zastawionego stołu. Niestety, zawsze jednak nadchodził dzień, kiedy kończył się ów rok szczęśliwości. Wówczas takiego wybranego młodzieńca — uroczyście i okazale, w obecności niezliczonych tłumów — kapłani prowadzili tarasami i schodami piramidy na sam szczyt, on zaś musiał po drodze zdejmować z siebie wszelkie ozdoby i ubranie. Na górnej płaszczyźnie kapłani chwytali go, rzucali na stół ofiarny —- pięciu z nich trzymało go za ręce, nogi i głowę, szósty ostrym kamiennym nożem otwierał mu pierś. Zanurzywszy w ranie rękę jednym szarpnięciem wyrywał ofierze serce, które później w misie stawiano wewnątrz świątyni u stóp posągu boga 107 wojny. Ciało zabitego zrzucano po stopniach piramidy na dół, gdzie chwytali je oczekujący Aztekowie. Odcięte od tułowia kończyny i głowę pieczono następnie na rożnach i na uroczystej uczcie zjadano. Stanowiło to część składową obrzędu religijnego, Aztekowie wierzyli bowiem, że w ten sposób spożywają cząstkę swego boga. Okaleczały tułów rzucano na pożarcie psom. Czaszki ofiar przechowywane były w specjalnych komorach świątyń. Tak się zdarzyło, że w jednej z nich naliczyliśmy ich ponad sto trzydzieści tysięcy! Do dziś pamiętam, że długo nie mogłem się otrząsnąć ze straszliwego wrażenia tego pierwszego zetknięcia się z religią Azteków. Znacznie później dopiero, kiedy mogłem już myśleć spokojniej, zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego. Przypuszczam, że się nie mylę dopatrując się w tych ofiarnych obrzędach religijnych zamierzonego i świadomego celu. Jaki stan umysłu mógł, a więc powinien budzić widok tych dziesiątków czy nawet setek w ten sposób publicznie mordowanych ofiar? Przede wszystkim zapewne dwa uczucia: z jednej strony nieczułość i niedocenianie wartości życia, z drugiej zaś krwiożercze instynkty, które można było wykorzystać w walce. A więc wszystko to służyło do wzmagania najniższych, drapieżnych instynktów, potrzebnych specjalnie azteckim wodzom, których celem już od dawna były podboje okolicznych plemion. Za pomocą tych więc obrzędów kapłani wspierali i pomagali im, wynosząc samych siebie ponad innych, stawiając siebie w roli pośredników między kacykami i krwiożerczymi bogami. Często później mieliśmy okazję stwierdzić, że kapłani niekiedy posiadali pewną władzę nad kacykami, umieli bowiem wzbudzić w nich paniczny lęk przed bóstwem

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Litwy Środkowej z Polską, uznanie Litwy Kowieńskiej jako państwa na arenie międzynarodowej, pogrzebały wyznawaną przez Romera koncepcję tworzenia państwowości Litwy...
  • Czy naprawdę, naprawdę czekała na mnie przez te lata, czy tylko tak się złożyło, że jej nikt z domu zabrać nie potrafił? Coś mi szeptało cichutko, że jabym to może potrafił wówczas,...
  • Kroniki donoszą, że na rozkaz królowej Marii Luizy „generał Velasco wyprawił do Lugo 1500 wozów złota -zdaniem jednych, a 300 wozów ciągniętych przez woły -zdaniem...
  • Ktoś wreszcie wycofał się z przetargu, a ktoś inny przycisnął gruby kciuk do ekranu terminalu Jakiś niewolnik poprowadził ją przez puste korytarze l przypiął jej linkę do kółka...
  • Czy dzieło sztuki staje się mniej piękne przez to, że jest ukryte? Ja obejrzę ten film… a po mojej śmierci obejrzy go świat i uzna mój geniusz, nawet jeśli sposób w jaki go wyraziłem,...
  • - Prawdą jest to, co przed chwilą wyszło na jaw! Wszystko przez ciebie, bo trzeba cię zmuszać do uczciwości! Kłamiesz zawsze, gdy tylko może ci to ujść na sucho! Trzeba cię...
  • Uderzył mnie fakt – którego w pierwszej chwili nie potrafiłem sobie wytłumaczyć – że choć aszocy przekazywali tę legendę z pokolenia na pokolenie przez całe tysiąclecia, to...
  • Kierowany przez Himalayan Institute Hospital Trust, szpital, centrum medyczne i program rozwoju wsi są uważane za wzór opieki medycznej w całych Indiach...
  • Wedle prawa musiano winnego wydać ojcu chłopca, ale to mogło nastąpić dopiero za tydzień, gdyż handlarz jako gość miał przez czternaście dni być pod naszą opieką...
  • Kiedy okrt znalazB si daleko na morzu, a pol[nie-wajca wyspa rozpBywaBa si w perBowej mgle upaBu na horyzoncie, wszystkich ogarnBo straszliwe przygnbienie, które nie opuszczaBo nas ju| przez caB drog do Anglii