Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Przysięgam, czuję się czterdzieści lat młodsza, kiedy mnie odwiedzają. Tego lata nauczyłam ich łowić ryby i zakładać przynętę do pułapek, robić makaroniki karmelowe i dżem z zielonych fig, czytałam z Ricotem „Robinsona Crusoe" i „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi", opowiadałam Prune bezwstydne kłamstwa o rybach, które złowiłam, i trzęsłam się ze strachu razem z nią, snując legendę o przerażającym darze Starej Mateczki.
- Mówią, że temu, kto ją złapie i wypuści wolno, spełnią najskrytsze pragnienia serca, ale jeśli ją zobaczysz, choćby kącikiem oka, i nie złowisz, spotka cię coś strasznego.
-I
135
PIĘĆ ĆWIARTEK POMARAŃCZY
Prune spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma, z kciukiem na wszelki wypadek wetkniętym do ust.
- Na przykład co? - wyszeptała przejęta. Postarałam się, by mój głos zabrzmiał cicho i groźnie.
- Umrzesz, kochanie - wyjaśniłam łagodnie. - Albo umrze ktoś inny. Ktoś, kogo kochasz. Albo zdarzy się coś jeszcze gorszego. Tak czy inaczej, nawet jeśli uda ci się przeżyć, przekleństwo Starej Mateczki będzie ci towarzyszyć do grobu.
Pistache posłała mi groźne spojrzenie.
- Maman, nie rozumiem, czemu ciągle jej mówisz o takich rzeczach - powiedziała z wymówką. - Chcesz, żeby miała koszmary i zaczęła się moczyć w nocy?
- Wcale się nie moczę! - zaprotestowała Prune. Spojrzała na mnie wyczekująco i pociągnęła mnie za
rękę.
- Memee, a ty widziałaś kiedyś Starą Mateczkę? Widziałaś? Powiedz!
Nagle zrobiło mi się zimno. Pożałowałam, że nie opowiedziałam jej innej historii. Pistache spojrzała na mnie gniewnie i zrobiła ruch, jakby chciała zabrać małą z moich kolan.
- Prunette, daj babci spokój. Pora do łóżka, a ty nawet jeszcze nie umyłaś zębów ani...
- Proszę, memee, powiedz! Widziałaś ją? Objęłam wnuczkę i chłód nieco zelżał.
- Skarbie, kiedyś polowałam na nią całe lato. Ciągle próbowałam ją złowić, w sieci i na wędkę, i w pułapki. Zastawiałam je każdego dnia i sprawdzałam dwa razy dziennie albo częściej, jeśli tylko mogłam.
Prune spojrzała na mnie z powagą.
- Musiałaś strasznie chcieć, aby ci się spełniło to życzenie. Kiwnęłam głową.
- Chyba tak.
- I udało ci się ją złowić? Jej buzia płonęła jak piwonia. Pachniała biszkoptami
i świeżo skoszoną trawą - wspaniały ciepły, słodki zapach
136
Joannę Harris
dzieciństwa. Cóż, starzy ludzie powinni zawsze mieć przy sobie młodych, dla pamięci. Uśmiechnęłam się.
- Udało.
Jej oczy rozszerzyły się z podniecenia. Ściszyła głos do szeptu.
- I jakie powiedziałaś życzenie?
- Żadnego, skarbie - odparłam spokojnie.
- To znaczy, że ci uciekła? Pokręciłam głową.
- Nie, naprawdę ją złapałam.
Pistache obserwowała mnie teraz uważnie z cienia. Prune przycisnęła drobne pulchne rączki do mojej twarzy.
- No to dlaczego? Przyglądałam się jej krótką chwilę.
- Nie wypuściłam jej z powrotem - wyjaśniłam. -W końcu ją złapałam, ale nie pozwoliłam jej odpłynąć.
Tyle tylko, że to nieprawda, pomyślałam w duchu. W rzeczywistości wszystko wyglądało trochę inaczej. A potem pocałowałam wnuczkę i obiecałam, że resztę opowiem później, a w ogóle nie wiem, czemu właściwie opowiadam te wszystkie stare bzdury. Mimo jej protestów pochlebstwem i kłamstwem udało się ją wreszcie zapędzić do łóżka. Długo rozmyślałam tej nocy, kiedy wszyscy dawno już zasnęli. Nigdy nie cierpiałam na bezsenność, tym razem jednak zdawało się, że upłynęły całe godziny, nim sen wreszcie nadszedł. Nawet wtedy śniła mi się Stara Mateczka ukryta w czarnej wodzie - szarpałyśmy się ze sobą, jakby żadna z nas nie mogła znieść myśli o poddaniu...
W każdym razie goście zjawili się wkrótce później. Najpierw przyszli do restauracji, niemal pokornie, jak zwykli klienci. Zamówili brochet angevin i tourteau fro-mage. Obserwowałam ich ukradkiem z mojego posterunku w kuchni, ale zachowywali się grzecznie i nie sprawiali kłopotów. Rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami, nie stawiali nierozsądnych żądań związanych z piwniczką
i
137
Pięć ćwiartek pomarańczy
z winem i ten jeden raz nie nazywali mnie Mamie. Laurę była czarująca, Yannick serdeczny; oboje starali mi się przypochlebić i okazać, jak bardzo wszystko im się podoba. Z pewną ulgą zauważyłam, że nie czulą się już do siebie i nie całują tak często przy wszystkich. Odtajałam na tyle, że nawet porozmawiałam z nimi chwilę przy kawie i ptifurkach.
Laurę postarzała się przez te cztery lata. Schudła - może idąc za modą, ale nie wyglądała z tym dobrze - a jej miedziane włosy przylegały do głowy gładko niczym hełm