Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Należy wychowywać w sobie całkowitego ("all round") człowieka, a nie tylko ćwiczyć bicepsy, słuch lub lędźwie, jak by tego chciał podział pracy, będący właściwie tylko podziałem ludzi. Może nie dla gospodarki i produkcji, ale dla ludzi jest z pewością lepiej rozwijać się wszechstronnie i symetrycznie, niż przekształcać w potwory nadmiernie rozwinięte pod jakimś jednym względem, jakkolwiek podobne monstrum jednostronności częstokroć nazywają fałszywie... geniuszem.
Setki, ale to setki takich drobnych ruchów, z których się składa życie, jako to: ubieranie się i czesanie, zamykanie czegoś i otwieranie, branie i podawanie, podnoszenie i odkładanie itd. wykonujemy niezręcznie, nieuważnie, więc też bez przyjemności, zwłaszcza gdy czeka na nas albo nam zagraża coś poważniejszego. A takie obijanie się pomiędzy przedmiotami przyprawia nas o zmęczenie, czyni nas brzydkimi, a w końcu i tchórzami, gdyż nastrój paniczny powstaje w nas najczęściej z przyczyn początkowo całkiem drobnych.
Długotrwałego przyzwyczajenia nie sposób oczywiście zmóc w sobie w ciągu jednego dnia ani nawet roku, a umysłowych i ogólnoduchowych jego skutków niepodobna uleczyć tak od razu - może być tutaj mowa jedynie o powolnym i stopniowym ze złego "wyrastaniu" - o nie się starać trzeba.
Kto, czytając szkic ten, będzie miał uczucie, że "może coś w tym jest", że bodaj jakiś jeden ustęp stąd stosuje się do niego, ten już przez to samo zacznie sam siebie leczyć. Przekonanie, żywe przeświadczenie może przyjść tylko z wewnątrz, ale gdy przyjdzie, to już nie przestanie wzrastać.
Nikt nie wynajduje, nie wymyśla prawdy i nie potrzebuje jej wymyślać, bo prawda - jakkolwiek trudno ludziom dzisiaj w to uwierzyć - jest najbardziej rozpowszechnioną z rzeczy tego świata, jest "dobrem niczyim", jak woda, powietrze albo dzienne światło. Ten, kto pomaga innym, pomaga im tylko odnaleźć samych siebie, podobnie jak zapalacz latarni ulicznych nie stwarza ognia ani jasności, gdy przytyka swój świetlik do mechanizmu lampy.
NARODZINY MYŚLI
Nowe myśli stanowią źródło nowego życia. Gdy pomysł wynalazku jakiegoś lub odkrycia zaświta w głowie twórcy, radością go napełnia, rozkoszą i zachwytem; krew w jego żyłach w nowym krąży rytmie, i każda komórka zda się odrodzona. Pisarza lub artystę nowa koncepcja unosi na zawrotne wyżyny ekstazy.
Mam tu na myśli oczywiście tylko duchy istotnie twórcze, rzadko spotykane, a nie tych licznych "twórców" w cudzysłowie, którzy zapalają swoją latarenkę od cudzego ognia i tylko szkło w niej nieco inaczej zabarwiają.
Dobra wiadomość, otrzymana w okresie smutku i przygnębienia, uśmiechające się nam ziszczenie nadziei, zażegnanie grożącego nam niebezpieczeństwa - to wszystko ostatecznie jest też tylko rzeczą duchową, daną nam w myśli, obrazem, do którego tęsknimy z upragnieniem, nie zaś samym przedmiotem naszego pożądania; a przecież jakże ciału naszemu sił dodaje! Przykuwające nasz wzrok widowisko, spotkanie z kimś, kto bardzo silny ma dla nas urok, dążenie, czyn, dzieło, które nas zachwycają i bodźca nam dodają - wszystko to jest dla ciała żywym pokarmem i podnietą. W podnieceniu i kontemplacji znika poczucie potrzeb ziemskich - znika naprawdę, a nie tylko zostaje zagłuszone.
Albowiem nie samym chlebem człowiek żyje - istota nasza domaga się wciąż od nowa strawy duchowej coraz świeższej. Dzieło sztuki, jakkolwiek ponętne i pełne czaru wtedy, kiedy je widzimy albo słyszymy po raz pierwszy, urok swój z czasem traci, a tęsknota do zmiany, do różnorodności opanowuje każdego człowieka uczciwego, nawet gdyby miał przez to oderwać się od duszy najbardziej wartościowej, od osoby najmilszej, od której doznaje wyłącznie dobrego.
Tęsknota to może tylko przemijająca, do zmiany chwilowej. Albowiem sztuka, dramat, opera, artysta, podobnie jak człowiek kochany, mogą po pewnej przerwie w obcowaniu z nimi dostarczyć nam znowu wrażeń tym silniejszych, zwłaszcza jeśli tymczasem zmieni się i rozrośnie własna istota nasza lub ich (gdy o artystę chodzi).
W tym sensie krzepiące nas na duchu wzruszenie można nazwać pokarmem lub strawą, i od rodzaju tej strawy duchowej zależy w ludzkości więcej, nawet gdy chodzi o drogę do cielesnej jej doskonałości, niż od zjadanych przez nią śniadań i obiadów. Dopiero bowiem to jest prawdziwy "chleb żywota"