Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Głos sekretarza rady streszczał szeptem aktualne
informacje ilustrowane obrazami przekazywanymi na ekran jego stanowiska.
Dodatkowe informacje nie wnosiły niczego nowego do tego, co oglądali przed
sobą na żywo.
Goniec przecisnął się do tylnego rzędu, pochylił się nad Jonem i
wręczył mu karteczkę pokrytą ręcznym pismem.
Witamy z powrotem wśród nas, przeczytał zmieszany. Przydzielono ci
miejsce numer dziesięć zwolnione przez Emilio Konstantina. Twoje świeże
doświadczenia z Podspodaia mogą okazać się cenne. A. Konstantan.
Serce znowu zabiło mu szybciej, tym razem z innego powodu. Wstał
powoli z fotela, wyjął z ucha wtyczkę i powyłączał kanały łączności, po
czym odprowadzany wzrokiem przez pozostałych Radców, przeszedł wolno
przejściem między rzędami kierując się w stronę wolnego miejsca w centrum
sali posiedzeń, przy stole między trybunami, gdzie zasiadali najbardziej
wpływowi. Zbliżył się do oferowanego mu fotela, zagłębił w miękka
wyprawioną skórę i rzeźbione drewno, był teraz jednym z Dziesiątki Pell; i
czyniąc to poczuł niepohamowany przypływ tryumfu - nareszcie, po tylu
dekadach, sprawiedliwości stało się zadość. Wielcy Konstantinowie odsuwali
go, nie bacząc na jego starania, na wpływy, na zasługi, przez całe życie
nie dopuszczali go do Dziesiątki i mimo wszystko teraz w niej zasiadł.
Nie zawdzięczał tego żadnej zmianie w nastawieniu do niego Angela, był
absolutnie pewien. To musiało zostać przegłosowane. Zwyciężył w jakimś
ogólnym głosowaniu przeprowadzonym w łonie rady, to była logiczna
konsekwencja jego długiej, trudnej służby na Podspodziu. Jego dokonania
znalazły uznanie w oczach większości radców.
Napotkał wzrok Angela siedzącego o kilka miejsc dalej, Angela
wsuwającego wkładkę audioaparatu do ucha i patrzącego nań beznamiętnie,
bez prawdziwego zaproszenia, bez zadowolenia, bez sympatii w oczach.
Angelo zaakceptował jego wyróżnienie, bo musiał, to oczywiste. Jon
uśmiechnął się z przymusem, samymi tylko wargami, jak gdyby miała to być
oferta pomocy. Angelo odwzajemnił mu się takim samym uśmiechem.
- Puśćcie to jeszcze raz od początku - powiedział Angelo zwracając się
do kogoś poprzez komunikator. - Nie zaprzestawajcie nadawania. Starajcie
się skontaktować mnie bezpośrednio z Sungiem.
Zgromadzenie milczało; wciąż napływały meldunki o wolno zbliżających
się frachtowcach, słychać było gwar głosów z centrali; Pacyfik nabierał
szybkości - jego obraz rzutowany przez komputer na ekran skaningowy coraz
bardziej się rozmywał.
- Zgłasza się Sung - rozległ się głos. - Pozdrowienia dla Stacji Pell.
Zajmijcie się szczegółami we własnym zakresie.
- Ilu nam wieziecie? - spytał Angelo. - Ilu jest na tych statkach,
kapitanie Sung?
- Dziewięć tysięcy.
Przez salę przetoczył się pomruk przerażenia.
- Cisza! - Angelo podniósł głos; gwar zagłuszał komunikator. -
Zrozumieliśmy, dziewięć tysięcy. To obciąży nasze środki w sposób
zagrażający bezpieczeństwu. Żądamy stawienia się pana tutaj, na
posiedzenie rady, kapitanie Sung. Przyjęliśmy niedawno uchodźców z
Russella na nie eskortowanych statkach kupieckich; byliśmy zmuszeni ich
przyjąć. Względy humanitarne nie pozwalają w takich wypadkach na odmowę.
Żądamy, aby powiadomił pan dowództwo Floty o tej niebezpiecznej sytuacji.
Potrzebujemy wsparcia wojskowego, rozumie pan, sir? Żądamy pańskiego
przybycia na pilne konsultacje z naszą radą. Nie odmawiamy współpracy, ale
zbliżamy się do momentu, w którym trzeba będzie podjąć bardzo trudną
decyzję. Apelujemy do Floty o pomoc. Powtarzam: czy pan przybędzie, sir?
Po tamtej stronie zapanowała chwila milczenia. Radcy poprawili się w
fotelach, bo zaczęły błyskać alarmy zbliżeniowe, a ekrany usiłujące
nadążyć za nadlatującym z coraz większą szybkością nosicielem migotały jak
szalone i mętniały.
- Ostatni regularny konwój - padła odpowiedź - nadciąga ze Stacji
Pan-Paris eskortowany przez Atlantyk pod dowództwem Kreshova. Powodzenia,
Stacjo Pell.
Kontakt został nagle przerwany. Ekrany skaningowe rozbłyskiwały raz po
raz; ogromny nosiciel wciąż nabierał szybkości, co było zabronione w tak
bliskim sąsiedztwie stacji.
Jon nigdy nie widział Angela bardziej rozwścieczonego. Gwar w sali
posiedzeń był ogłuszający; w końcu mikrofon przywrócił względną ciszę.
Pacyfik śmignął do ich zenitu, powodując zerwanie synchronizacji na
śledzących go ekranach. Kiedy obraz powrócił, ujrzeli go, jak odlatuje
samowolnie obranym kursem, pozostawiając im swoje stadko - frachtowce
wlokące się nieubłaganie w kierunku doków. Gdzieś rozległo się
przytłumione wołanie o skierowanie służby bezpieczeństwa do strefy Q.
- Postawić na nogi siły rezerwowe - rozkazał Angelo jednemu z szefów
sekcji poprzez komunikator. - Ściągnąć personel nie pełniący aktualnie
służby... nie obchodzi mnie, ile razy już ich wzywano. Utrzymywać tam
porządek. Jeśli nie da się inaczej, strzelać. Centrala, załogi operacyjne
do promów. Zagnać tych kupców do właściwych doków. Jeśli będzie trzeba,
zagrodzić im drogę kordonem holowników bliskiego zasięgu.
I po chwili, kiedy ucichły syreny alarmowe ostrzegające przed kolizją
i pozostał tylko jednostajny ton sygnału zwiastującego zbliżające się
wolno do stacji frachtowce, dorzucił rozglądając się wokół:
- Musimy rozszerzyć strefę Q. Z przykrością oznajmiam, że będziemy
zmuszeni, i to niezwłocznie, zająć te dwa poziomy sekcji czerwonej i
przyłączyć je do strefy Q przesuwając ściany działowe. - Z foteli dobiegł
bolesny pomruk, a ekrany zamigotały zgłoszonym natychmiast protestem
delegatów sekcji czerwonej. To była formalność. Na ekranie nie zgłosił się
nikt z poparciem dla protestu, co pozwoliłoby poddać go pod głosowanie