Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
- Bawisz się w Boga moim życiem? Jak śmiałaś mi nie ufać? Kłamię tylko wtedy, gdy mam poważne powody. Jak śmiałaś założyć, że uwiodę cię i ucieknę?
Skrzyżowała ręce na piersi.
- Nigdy nie zrobiłeś tego żadnej kobiecie?
- Z tobą to co innego.
- Kim ty jesteś, Dariusie? Bardzo chciałabym wiedzieć.
- Nie dałaś mi nawet szansy zrobić tego, co należało!
- Szansy? Dałam ci trzy lata! Wciąż mnie unikałeś, odpychałeś mnie. Dlaczego miałabym sądzić, że tym razem będzie inaczej? Nie chciałam znów cię stracić!
- Cóż. - Uśmiechnął się lodowato, podnosząc koszulę z ziemi. -Właśnie straciłaś. Żono - dodał bezczelnie.
Zarzucił koszulę za ramię i, minąwszy sekretne przejście, wyszedł, trzaskając drzwiami.
Poddaj się. Nie skrzywdzę cię, myślał z goryczą, przypominając sobie jej słowa.
Szedł korytarzem, zagniewany, zraniony. Ile lat poświęcił na chronienie tej przeklętej, złej, irytującej królowej Saby? Jak wiele razy podjął szalone ryzyko, ile krwi przelał?
Nie przypominał sobie, by tak go zraniono w dorosłym życiu. Nie bolało go to, że Serafina złapała go w pułapkę małżeństwa. Bał się tego jak ognia, ale nie dlatego cierpiał. Największy ból sprawiała mu świadomość, że zwykły śmiertelnik, któremu zdarza się chybić, nie wystarczy Serafinie. W chwili, gdy przyznał się do błędu, odwróciła się od niego. Prosiła, żeby się jej poddał i zaufał, ale prawda była prosta: jego księżniczka pragnęła tylko mistrza.
Powinien był wiedzieć. Jestem bezwartościowy. Bezwartościowy.
Po co mi żona?, pomyślał z obrzydzeniem. Ale czyż brał pod uwagę inną możliwość, odbierając jej cnotę?
215
Wiedział tylko, że musi ją mieć. Sama myśl o tym obudziła w nim pożądanie, choć cierpiał. Zirytowany własną, bezmyślną żądzą, poszedł do swoich pokoi, umył się i przebrał. Otworzył skrytkę za obrazem i wy-jął z niej raport, który napisał dla Lazara w Moskwie. Zamknął skrytkę i podszedł do drzwi.
Z dłonią na klamce, spojrzał na pokój, zastanawiając się, czy kiedykolwiek tu wróci. Bezceremonialnie zatrzasnął za sobą drzwi.
Zbliżał się do głównego korytarza, wiedząc, że w salonach i na galeriach kręci się kilkadziesiąt osób. Ze ściśniętym żołądkiem przygotowywał się do odpierania ataków. Skandal już wybuchł.
To była chwila prawdy. Wiedział to bardzo dobrze. Szedł samotnie korytarzem, jak kozioł ofiarny w czerni. Zewsząd rozlegały się szepty dam w pastelowych jedwabiach i wykwintnisiów w barwnych, atłasowych kamizelkach. Słowa, które słyszał, piekły do żywego, ale szedł prosto, z wysoko pod uniesioną głową.
- Zawsze wiedziałam, że coś takiego zrobi...
- Na pewno planował to od lat.
- Powinni byli się domyślić. Ulicznik zawsze pozostanie uliczni-kiem.
- Jak mógł, po tym, co zrobiły dla niego Jego Wysokości?
- Biedne dziecko. Nie wiedziała, co robi. I nagle najpotężniejszy cios.
- Wielkie nieba, z nim się sypia, a nie wychodzi za niego za mąż. Na końcu tego tunelu złośliwości pojawiła się piękna sylwetka. Darius zdenerwował się jeszcze bardziej, ale szedł przed siebie, chociaż Julia Calazzi próbowała zastąpić mu drogę.
Zatrzymał się, gdy stanęła tuż przed nim. Przez chwilę przyglądała mu się z nienawiścią w oczach.
Nagle zobaczył błysk klejnotów na jej dłoni i poczuł silne uderzenie w policzek. Słyszał śmiechy i oklaski w salonie i na korytarzu.
Powoli odwrócił do niej twarz. Piekł go policzek. Spojrzał na nią morderczym wzrokiem.
- Nigdy ci tego nie wybaczę- syknęła. - Pożałujesz. Obiecuję ci to, kochany.
Minęła go i szybko odeszła. Obcasy stukały na marmurowej posadzce.
Darius sprawdził językiem, czy nie wybiła mu zęba, potarł policzek, westchnął ciężko i ruszył dalej.
Na szczęście w drodze do gabinetu króla nie spotkał księcia Rafaela. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby młody zapaleniec wyzwał go na pojedynek za uwiedzenie siostry. Zatrzymał się z dłonią na klamce gabi-
216
netu Lazara. Uspokoił się. Otworzył drzwi i wszedł do środka jak tysiąc razy przedtem.
Lazar stał przy oknie, odwrócony do niego plecami. Splótł ręce na piersi.
- Jest na biurku - powiedział głosem bez wyrazu.
Darius patrzył na niego czujnie, podchodząc do biurka. Tak jak się spodziewał, król i arcybiskup już podpisali stosowny dokument. Podniósł go.
- Teraz wyjdź. - Głos króla ciął jak bicz. - Postanowiłem dziś nie słuchać więcej twoich kłamstw.
Darius zacisnął zęby i spojrzał w sufit.
- Panie, nie wiesz wszystkiego.
- Nie wątpię. A ty zapewne miałeś poważne powody, żeby o niczym mi nie mówić, jak staremu głupcowi. Ale teraz mogę myśleć tylko
0 tym, że ci ufałem, a ty mnie zdradziłeś.
Panie! Król podniósł rękę, nadal patrząc w okno.
- Nie chcę tego słuchać, Santiago. Zhańbiłeś moją córkę, a to niewybaczalne. Wiem, że ci na niej nie zależy, a ja bym chciał, żeby jej mąż ją kochał i rozpieszczał. Wiem, że ty masz dla kobiet tylko gorycz, pożądanie i pogardę. Ale ta uparta diablica wybrała właśnie ciebie. Teraz będzie musiała żyć wedle swojego wyboru. Wyjedź zatem i zabierz ją ze sobą. Poślę po ciebie, jeśli kiedykolwiek poczuję, że jestem gotów cię wysłuchać.
Słowa Lazara raniły dotkliwie, ale gdy Darius schylił głowę na pożegnanie, ból zastąpiła złość.
- Jak śmiesz? - usłyszał własny głos. Serce waliło mu jak młotem. Lazar odwrócił się i wygiął brew.
- Słucham? - rzekł po królewsku, chłodno i wyniośle.
- Jak śmiesz? - powtórzył Darius. Trząsł się. Lazar zmrużył oczy.
- Zapominasz się, chłopcze.
- Nie, to ty zapominasz o mnie, Łazarze. Zapominasz o wszystkim, co dla ciebie zrobiłem. Poświęciłem całe życie temu królestwu i twojej rodzinie. Czy kiedykolwiek prosiłem o coś dla siebie? Czasami zastanawiam się, czy coś dla ciebie znaczę, oprócz tego, że bywam przydatny