Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Ma się rozumieć, że wieść o tym nowym uzdrowieniu obiegła 40 miasteczko jak błyskawica. Baby z nią latały od drzwi do drzwi. Służące powtarzały ją sobie przy studni, chłopcy ją wykrzykiwali przy otwartych drzwiach sklepików i warsztatów rzemieślniczych. Ledwo Kuba obszedł jeszcze paru chorych, dopadła go nagle na ulicy bogata krupiarka Basztowa i ciągnąc go za rękaw wydarła się kraczącym głosem: — Najpierw do nas, Kubo! Wszak jesteś nam winien dwa złote za mąkę! Mój mąż jest cały połamany, to go przynajmniej ulecz za ten dług! Kuba udał Greka i jak gdyby nigdy nic zapytał: — Tylko dwa złote, paniusiu? A za ten popiół, cośmy dostawali zamiast mąki, to nic nam nie policzycie? Ale krupiarka, jakby była głucha, dalej ciągnęła Kubę do swojego sklepu, nad którym wisiał wielki szyld, wypisany złotymi literami: JOHANA BASZTY SKŁAD MĄKI I KRUP Krupiarza Basztę łupał postrzał. W długiej koszuli nocnej, obwiązany w pasie różnymi ciepłymi szalami i chustami kuśtykał po izbie skręcając się z bólu, rękami łapał się za biodro, jęczał, klął, burczał, labidził i pomstował jak bies. Dwie wystraszone służki i dwa krupiarczyki chowali się po kątach i włazili za różne sprzęty. Przy każdym nowym nawrocie bólu kru-piarz się rozwścieczał, łapał, co popadnie, garnek, brytfannę, rondel i rzucał w swoją czeladkę. — No, nareszcie jesteś! — wykrzyknął z gniewnym wyrzutem na widok Kuby. Wtem go zarwało w krzyżu, krupiarz jęknął i cisnął wielkim glinianym rondlem w służkę, która nieopatrznie wytknęła głowę zza szafy. — Popatrzcie-no, jaka to dziwna choroba — pokręcił Kuba głową już na progu i nie mógł się powstrzymać od śmiechu widząc krupiarza rozdrażnionego jak dzikie zwierzę w klatce. Zaczął się Kuba ostrożnie rozglądać po izbie wypatrując Koś-cieja. Ano tak, przycupnął za tylną deską łóżka, tuż obok wy- 41 straszonej służki. Ledwo głowę wyściubia, tak się boi krupiars-kich garnków. Kuba puścił do Kościeja perskie oko, ten kiwnął na zgodę i w jednej chwili znikł. — O jerum, jerum, Jezusiczku — powiada Kuba ponurym głosem — to ci dopiero przeciężkie choróbsko! Tak na oko to niby zwyczajny postrzał, ale niestety jest to karborundum sek-westrum, do wieczora mógłby krupiarz puścić ostatnią parę! Jak to krupiarz usłyszał, zaczął trząść się ze strachu, wyko-pyrtnął się na ziemię i jęczał jak małe dziecko. — Czy już spisał ostatnią wolę? — ciągnął dalej Kuba. — Jezusmargaryna, nie spisał! Żeby tylko nic się nie dostało jego siostrze z Druhlic! — wybuchnęła lamentem krupiarka, skoczyła do krupiarza i dalejże go szarpać: — Mężu, opamiętaj się! Bierz pióro i pisz! „Wszystko mojej żonie Filomenie!" Ale krupiarz był nieprzytomny ze strachu, nie słyszał, co do niego mówi żona, labidził tylko i składał ręce do Kuby. To był dla Kuby właściwy moment! — Nie biadolcie, panoczku, ja was z tego wyciągnę za uszy — powiedział dufnie i walnął się w pierś, aż zadudniło —> ja, jeden jedyny na całym świecie, zapamiętajcie to sobie! Wyście, panoczku, mnie także zawsze wspierał, bodaj szczerym popiołem drzewnym, kiedy wam żal było mąki... Ale to choróbsko mogą uleczyć tylko solidne okłady mączne, trudno i darmo! — A choćby i z tej najlepszej, pytlowej, toż ja dla swojego zdrowia mogę wszystko poświęcić! — zawołał krupiarz, ale migiem złapał się za bolący krzyż. Kuba zaraz zaczął rozkazywać: — Przynieście dzieżę! Największą, jaka jest w domu! A kiedy dwaj pomocnicy wtoczyli na środek izby olbrzymią piekarską dzieżę, skinął Kuba na służki: — Nanoście wody do dzieży, do pełna! — Tytylko nnie zizimnej... •— szczękał zębami krupiarz — tto bybyłaby momoja śśmierć! — No, dobra — ustąpił Kuba — może być i ciepła, tylko że wtedy zużyjemy więcej mąki! 42 Kiedy już dzieża była pełna, złapał Kuba przyjemniaczka--krupiarza za rękę, dowlókł go do dzieży i ostro rozkazał: — No to hop, panoczku! Elegancko sobie w środku przykucniemy i za ćwierć godzinki będzie po bólu! Krupiarz chcąc nie chcąc wlazł do dzieży, przysiadł w kucki, tylko głowę było mu widać. Na żądanie Kuby przyniesiono wór pszenicznej mąki pytlowej, tej odpustowej, bielutkiej jak kwiatuszek. Kuba najpierw chwycił krupiarza za kudły i zanurzył mu w wodzie głowę, żeby się elegancko namoczyła, a potem, rozwiązawszy worek, sypał powolutku garść za garścią piękną mąkę odpustową na czub mokrej głowy. Krupiarz prychał, kichał, mąka łaskotała go w nosie, drapała w gardle, ale Kuba nie popuścił. Jedną garścią sypał mąkę, w drugiej trzymał garniec z wodą i polewał umączony łeb, i mieszał, i mieszał, aż krupiarz w dzieży zaczął pławić się w rzadkim, lepkim cieście. — No co, już lepiej? — pytał krupiarza z poważną miną. — Ociuciupinkę... — paplał krupiarz nie widząc, co z nim się dzieje. — Jeszcze chwilkę, jeszcze chwilkę, a będziecie zdrów jak rybka! Jeszcze raz krupiarzowi zanurzył głowę, żeby się nałykał kwasu, a potem, gdy mu już tchu zaczynało brakować, uwolnił go z żelaznego uchwytu. Krupiarz duchem poderwał się w dzieży, stał w niej dysząc, a wyglądał jak olbrzymie straszydło. Służki i pomocnicy skręcali się ze śmiechu, krupiarka gały wywalała patrząc, jak z krupiarza ścieka rzadkie ciasto. — No jak, jeszcze boli? — pytał Kuba jak gdyby nigdy nic. Krupiarz fukając i sapiąc, przetarł twarz upaćkanymi rękoma, a kiedy udało mu się rozewrzeć zlepione powieki, wlepił w Kubę oczy, jakby z księżyca spadł. — Słowo daję, przestało, jak ręką odjął! — zawołał radośnie. Ale zaraz jak tylko zobaczył tę sodomę i gomorę wokół siebie, ręce załamał w rozpaczy i jęknął: — Worek mąki stracony! Moje dobre imię stracone! 43 Lamentowanie krupiarza nie odebrało jednak Kubie rezonur spokojnie powiedział: — Ależ skąd, krupiarzu, od tej kuracji wasze dobre imię nie ucierpiało, jedynie kieszeń ucierpi: należą się dwa dukaty! I tak Kuba stał się doktorem, który nie miał sobie równego w całej okolicy. Medykamenta dawał ludziom różne, bogaczom gorzkie piołuny, a biedakom sam kupował coś dobrego na ząb jako lekarstwo. Każdemu te środki wychodziły na zdrowie, toteż nikt nie śmiał powiedzieć nie, nawet gdyby mu Kuba kazał wypić całą studnię na rynku. A że nieszczęścia chodzą po ludziach a nie po górach, zaniemógł w tym czasie również piwowar Panderhola. W swojej nieużytości rozsierdził się na służkę, że ukradkiem przy święcie wzięła do kieszeni dwa ciastka z półmiska, gęba mu spur-purowiała, zatrzęsły się w nim trzewia i naraz legł jak kłodaf nawet palcem w lewym bucie nie mógł kiwnąć. Zwołano doktorów ze wszystkich stron, pięciu ich na raz kręciło się przy łóżku Panderholi

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • - Jestem żywy, wszędzie, a jeśli idzie o ciebie, jak sama teraz wyczuwasz, jestem bardziej żywy niż kiedykolwiek...
  • A gdyby tak teraz kamienie były zmętniałe? I gdyby nie można by ich użyć do wykonania zadania? Jori, pogrążony w rozmyślaniach, opuścił już okolice sto licy...
  • - Oddaj mu, a będziesz odtąd wędrować w cieniu strachu aż po kres twego życia - a nawet i później! Tak jak teraz my dwaj musimy krążyć tutaj z powodu tego Przekleństwa! Puzderko i...
  • I wobec tych potęg czuł się taki mały i zagubiony: zdało mu się, że najlepsze, co może teraz zrobić, to zaszyć się gdzieś, gdzie go nikt nie odnajdzie i modlić się o szybki koniec...
  • Nie tylko odczuwał ogromne pragnienie, ale przede wszystkim głód, dopiero teraz bowiem zdał sobie sprawę, że od chwili lądowania na Kadarze - co nastąpiło dobrych kilka...
  • Turecka orkiestra wojskowa na koniach — miniatura Lewniego w Surname Wehbiego a 30 września " 178 Silahdar Mehmed aga z Fyndykły — Teraz zapuśćcie sobie brodę! Obecny na...
  • Podlasie i Chełmszczyzna A teraz przenieśmy się myślą z Syberii do Polski, mianowicie do dwóch prowincji pomiędzy zachodnią a wschodnią Polską, na Podlasie i do...
  • Mocno zażenowany wystosowałem teraz do pani Wallace list, opisując w skrócie przedsięwzięcie, w które się wdałem i które nie daje mi spokoju...
  • Spadająca kolumna kamieni, sięgająca samego nieba, teraz szeroka u podstawy, a zwężająca się ku górze, zasłaniała sporą część nieba...
  • Chce, żebym się nad nią teraz litował, chce, bym w niej ujrzał dziecko tulące buzię w sierść przymilnego boksera...