Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
A biali-biali ludzie oczywiście nigdy nie zasypiają. Kupiec uświadomił sobie, że wkrótce zapadnie w sen, a wtedy biały-biały człowiek będzie mógł go opuścić i posiąść jego córkę. Zaczął więc nucić piosenkę, którą śpiewała mu do snu jego babka. Nucąc ją, kołysał przed oczyma gospodarza ozdobnym wisiorem. Biały-biały człowiek zasnął i w czasie snu zaczął ujawniać się jego prawdziwy wiek: stopniowo schnął, kurczył się i w końcu nie zostało z niego nic więcej niż...
- Mały, zwinięty w kłębek, włochaty przedmiot podobny do brukwi - wtrącił Thomas.
Matthew wlepił w niego zdumiony wzrok.
- Skąd pan wie?
- Bo widziałem coś takiego. A właściwie fotografię tej rzeczy. Wisiała w holu domu przy Byron Street, gdzie odnaleźliśmy Elaine Parker. Odziani w wiktoriańskim stylu ludzie stali wokół stołu, na którym leżał właśnie taki wysuszony przedmiot.
- Więc zaczyna mi pan wierzyć? - zapytał Matthew.
- Muszę chyba napić się jeszcze kawy - stwierdził Victor. Thomas zapisał coś pośpiesznie w notesie.
- W tych wszystkich mitach na pewno coś jest - powiedział. - Nie wierzę, że biali-biali ludzie są odpowiedzialni za wszystkie większe, popełnione kiedykolwiek morderstwa. Jednak to, co pan opowiedział, w wystarczającym stopniu zgadza się z zaistniałymi faktami, żeby zbadać rzecz bliżej.
- To, co zrobił ten kupiec, to była po prostu hipnoza - stwierdził Michael. - A ja oglądałem pana Hillary’ego wyłącznie w hipnotycznym transie.
- Jakie wymienił pan nazwisko? - zapytał Matthew. W jego głosie zabrzmiał autentyczny niepokój.
- Hillary - powtórzył Michael. - Przechodzę hipnoterapię i podczas kilku ostatnich seansów widziałem wysokiego, białowłosego mężczyznę o nazwisku Hillary.
Matthew dotknął dłonią czoła, odczyniając urok.
- Święty Hilary był jedynym papieżem, o którym wiadomo, że stykał się z białymi-białymi ludźmi. Było to w piątym wieku. Krążą opowieści, że widziano go razem z Azazelem. Krążą opowieści, że on sam był Azazelem. Podobno pochodził z Sardynii, ale niektórzy wierzyli, że przybył z Maroka.
- Zbieg okoliczności? - zapytał Thomas.
- Nie wydaje mi się - stwierdził Michael. - W tej sprawie było już zbyt wiele cholernych zbiegów okoliczności i wszystkie wskazują na jedną osobę: pana Hillary’ego z Goat’s Cape na półwyspie Nahant.
- W porządku - odparł Thomas, rozprostowując ramiona. - Wydaje mi się, że ja też mógłbym napić się trochę kawy.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytał Michael.
- Przede wszystkim porządnie to wszystko przeanalizować - odparł Thomas.
- To wszystko? Co z panem Hillarym?
- Co z panem Hillarym? Ma nazwisko, które brzmi tak samo jak imię papieża z piątego wieku. Pojawił się w twoich hipnotycznych transach. A także w notesie twojego terapeuty. Aha... byłbym zapomniał... pewien ślepiec wymienił jego nazwisko, rozmawiając z tobą na ulicy. Nie wydaje mi się, żeby to były wystarczające powody, aby go zwinąć.
- Mógłbyś obstawić jego dom - zasugerował Michael. Thomas potrząsnął głową.
- To również trudno by mi było usprawiedliwić. Z prawnego i finansowego punktu widzenia.
- W takim razie ja będę obserwował jego dom.
- Trzymaj się z daleka od jego domu. Węsz dalej, szukaj dowodów. Jeśli coś znajdziesz, daj mi znać.
- Zamierza pan wystąpić przeciwko białym-białym ludziom, poruczniku? - zapytał Matthew.
- Jeśli istnieją i jeśli zrobili to, co według pana, zrobili, wtedy tak, zamierzam przeciwko nim wystąpić.
Matthew uniósł swoje wielkie ciało z fotela i wygładził dżalabię.
- W takim razie, dam panu mądrą radę. Niech pan nigdy nie pozwoli, żeby biali-biali ludzie przekroczyli pański próg. Niech pan się do nich nigdy nie odzywa i nie patrzy im w oczy. A jeśli zobaczy pan któregoś w nocy, proszę upewnić się, czy ma pan latarkę albo świeczkę i nigdy nie odwracać się do niego plecami. Thomas odprowadził Monyattę do drzwi.
- Dziękuję, że zadał pan sobie tyle kłopotu.
- Pan nie wie jeszcze, co to jest prawdziwy kłopot, poruczniku.
- Cóż... wygląda na to, że niedługo się dowiem. Matthew dotknął ponownie czoła.
- Niech dobre duchy chronią pana przed nieszczęściem.
Michael wyszedł z mieszkania Thomasa krótko po ósmej, po przygotowanym przez Megan śniadaniu i przedyskutowaniu tego, co może wynikać z opowiedzianej przez Matthew historii. Wszyscy zgodzili się, że fotografie zgromadzone przez Garbodena mogą wskazywać na istnienie spisku, w wyniku którego popełniono większość dokonanych w ciągu ostatnich stu dwudziestu lat politycznych morderstw. Nie byli jednak przekonani, czy pojawiający się na wszystkich zdjęciach ludzie o bladych twarzach są rzeczywiście tymi samymi osobnikami, a także, czy są oni rzeczywiście „białymi-białymi ludźmi” Matthew, potomkami aniołów ze Starego Testamentu.
- Pamiętajcie, że Matthew to rewolucjonista - powiedział Thomas. - Może chcieć wykorzystać nas do własnych politycznych celów albo po prostu zrobić z nas zabobonnych idiotów.
- Nie odniosłem takiego wrażenia - zaprotestował Michael. - Wydawało mi się, że był autentycznie przerażony