Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Zdenerwowany, rozdrażniony, skradał się ostrożnie, ale nagły huk przestraszył go i... sprowokował do skoku... Gorący huk, który przeszył pierś Saahag, doprowadził ujadają- ce senea do wściekłości. Płowa prawie nie poczuła bólu — chciała wyrwać zdradliwy ząb, który utkwił w ranie, ale zapomniała o tym natychmiast, ujrzawszy obce istoty wybiegające z zarośli. Czuć je było wrogością i strachem! Rzuciła się naprzód i zde- rzyła z obcym stworzeniem; odruchowo pochwyciła wyciągnięte w obronnym geście kruche ramię i wyłamała je ze stawu. Rzuci- ła się na drugie stworzenie i zagryzła je, dodatkowo żgając ułom- kiem starego, złamanego miecza. Atak Gehemm był bardziej gwałtowny. Uderzenie masywnego ciała odrzuciło wątłą istotę tak daleko, że potrzebny był drugi skok, by dokończyć dzieła. Ale na drodze znalazł się nowy wróg. Gehemm, nawet o tym nie wiedząc, w jednej chwili zabiła żołnie- rza aż dwa razy: potężne ramiona zgniotły blachy zbroi, druzgo- cząc żebra - jednocześnie zęby rozerwały szyję. Obce istoty rozpierzchły się, krzycząc. Gehemm odrzuciła na bok pokonane stworzenie, które z trzaskiem łamanych kości wy- rżnęło w pień drzewa, i chciała zabijać dalej, ale w tej samej chwi- li z krzewów wyłoniło się wielkie, czarno-oliwkowe cielsko. Sewerh, ogarnięty szałem walki, widział tylko swoją senea i wrogie stado. Gehemm znalazła się na jego drodze, więc sko- czył, pochwycił ją i przewrócił. Na mgnienie oka utworzyli ruchli- wy kłąb; sewerh był pod spodem. Pazury tylnych łap rozdarły fol- gi zbroi, drugi cios, wymierzony w to samo miejsce, odrzucił Gehemm na bok. Upadła ciężko, chciała się poderwać - i zrobi- ła to, ale po dwóch krokach wnętrzności wypadły z brzucha, jak- by wyciągnięte niewidzialną siłą. Równocześnie pojawił się ból - oślepiona nim, nie panując nad ciałem, wpadła w gąszcz zarośli, które dopełniły dzieła, rozdzierając wiszące jelita. Upadła skowy- cząc; jeszcze raz chciała się zerwać, ale ręce i nogi ryły tylko zie- mię. Potężne ciało, ogarnięte drgawkami, miotało się w dzikich skurczach, łamiąc i druzgocząc swym ciężarem krzewy. Wycie Gehemm utonęło w zwycięskim ryku sewerha, zagryza- jącego ostatnią z wrogich istot. Saahag, rozgrzana i rozjuszona walką, wyrzuciła ramiona nad głowę, śląc puszczy triumfalny zew senea... Z ust popłynęła krew. Mały ból, gdzieś tam drążący pierś, wy- buchnął nagle potężnie i przeszywająco. Zew zamarł w bulgotli- wym charkocie, z poszarpanej rany i ust wydobyła się różowa piana. Saahag przycisnęła dłonie do piersi i upadła na bok, sku- lona. Sewerh stał opodal z uniesionym łbem, porykując nienawistnie i groźnie („tu sewerh! strzeż się, giń! tu sewerh!"). Obwieściwszy kniei swój triumf, zbliżył się do obco pachnącego mięsa. Ale jego senea nie przysiadła obok, by czekać, aż się nasyci... Jej głos brzmiał niezrozumiale, inaczej niż kiedykolwiek dotąd, i sewerh porzucił zdobycz... Na wyszczerzonych zębach Saahag osiadały wciąż nowe bą- ble różowej piany. Skomląc cicho, próbowała pełznąć po ziemi, ale porażona skurczem bólu, zwinęła się w kłębek. Każdy od- dech był straszną męką, powietrze paliło pierś. Saahag chciała wyć. Ale krzyk przysparzał tyle cierpienia, co oddychanie - i se- nea stękała tylko głucho, przeciągle. Sewerh podchodził ostrożnie, węsząc z daleka, każdym poru- szeniem dając partnerce znak, że nie rozumie jej zachowania i nie wie, czego ona oczekuje. Instynktownie pojął, że stała się jej krzywda i że przyczyną było obce stado. Znowu rozwścieczony, sprężył mięśnie i rzucił nowe wyzwanie, gotów raz jeszcze poko- nać wroga, zabijać dalej... Ale wyzwanie zostało bez odpowiedzi. Senea chciała dołączyć swój zew-wyzwanie... Łyk powietrza sprawił jednak, że wyprężyła się gwałtownie i znieruchomiała. Krew z rany popłynęła szerszym strumieniem. Saahag odchodziła, słysząc bojowy zew swego sewerha i od- powiadając swoim. Konała, idąc z sewerhem przeciw nieznane- mu, strasznemu wrogowi, który niósł niewidzialną, huczącą i zdradliwą śmierć. Była przerażona - lecz szczęśliwa. Chciała iść na łów. Sewerh wyczuł śmierć. Wiedział, że jest blisko, że nadchodzi. Położył się obok Saahag, ogrzewając ją swym ciałem. Przysu- nął się tak, że jej twarz była zanurzona w jego miękkim i gęstym futrze, tak jak zawsze, gdy po wspólnych łowach odpoczywali w jamie pod czechisą. Słyszał schrypnięty i bulgotliwy oddech, czuł też słabe skurcze, szarpiące od czasu do czasu bezwład- nym ciałem. Oddech Saahag stał się urywany i płytki. Sewerh trwał nieru- chomo, czuwając nad słabnącą towarzyszką łowów i strzegąc jej przed całą wielką puszczą. xvn Krzyknąwszy, Renhold rzucił się do tyłu. Ból ramienia przy- wrócił mu przytomność. Poznał Cartesa. -Wielkie... nieba... - wykrztusił nie wiadomo który raz tego dnia. Gubernator wyprostował się powoli. W słabym blasku kagan- ka jego twarz wydawała się niezwykle blada, na tle mroków i chybotliwych cieni. Sa-Veres wybuchnął krótkim, nerwowym śmiechem i zamilkł prawie natychmiast. Wzrok, wciąż półprzytomny, miał utkwiony w twarzy tamtego. - Wielkie nieba - powtórzył wreszcie, już trochę spokojniej. - Śniłeś, Renhold? - zapytał Cartes. Podniósł z posadzki przewrócony kandelabr. - Niech cię diabli, Cartes! - powoli odparł Sa-Veres. - Tak jest: niech cię diabli! Czemuś mi nie powiedział?... To nie sny to... inna jawa, inna rzeczywistość. Byłem tam! Widziałem! Nikt mnie nie przekona, na Boga, że to wszystko się nie zdarzyło! Gubernator skinął głową i popatrzył mu w oczy. - Choćbym i powiedział... Cóż by to zmieniło? Renhold wydobywał z pamięci kolejne fragmenty ponurego snu. -Wielkie nieba! - powiedział po raz trzeci z rzędu. - Jak to możliwe, jak to może być? Znam imiona tych... zwierząt... Car- tes, czy ty także o tym śniłeś? O puszczy? Wiesz, o czym mówię? Zerwał się nagle i spojrzał na posąg. Twarz rzeźby... Tak! Car- tes miał słuszność! Posąg wyobrażał płową Saahag. Oczywiście, że gubernator śnił o puszczy! Ineo Cartes stanął tuż obok Renholda. Uniósł kaganek. - Rozumiesz teraz? Sa-Veres stał i patrzył w twarz Saahag. I odkrył... strach, jej strach... Złośliwe okrucieństwo, które dostrzegał wcześniej, gdzieś zniknęło. Okropny wyraz był grymasem strachu, strachu Saahag, nie wyrazem strachu starożytnego rzeźbiarza. Renhold odstąpił dwa kroki i powiódł wzrokiem po wyłania- jącej się z mroku, granitowej puszczy. Widział ją — ale inaczej! W pazurach drzew była zaklęta nie drapieżność, tylko ogromna bezsilność. Krzewy kuliły się, ale nie po to, by zaatakować... Krople na liściach były krwawymi łzami. Strach. Tak, strach... Ale to nie on miał się bać. To puszcza się bała. - Nie, niczego nie rozumiem - powiedział. Nagle znów podszedł do posągu Saahag i dotknął zimnego, kamiennego policzka. - Ona się boi - szepnął. - Popatrz, jest potężna..

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Trochę później pan Aldaya wezwał policję i z pomocą swoich ustosunkowanych przyjaciół wsadził mnie do domu wariatów w Horta, twierdząc, że nikt mnie nie zna i że jestem...
  • Należało więc za czasów Moj żesza szukać rady u niego, a później u Aarona i jego następców; i u suwerennego władcy ludu bożego, który sprawował władzę bezpośrednio daną mu od...
  • - Oddaj mu, a będziesz odtąd wędrować w cieniu strachu aż po kres twego życia - a nawet i później! Tak jak teraz my dwaj musimy krążyć tutaj z powodu tego Przekleństwa! Puzderko i...
  • „Nie po synowsku postępował wobec mnie, ojca, w wielu sprawach" - takie gorzkie słowa o Jarosławie 105 HENRYK BRODATY włożył w usta Bolesława w sto lat później mnich...
  • Andrzej Góraś był też współzałożycielem pierwszej pod Tatrami organizacji narciarskiej - Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy (późniejsza SN PTT) i sygnatariuszem...
  • Na granicy iracko-tureckiej rozwijała się sytuacja, która budziła zaniepokojenie (choć większość podanych tutaj informacji dotarła do nas znacznie później)...
  • Później dowiedziałem się, że wielu młodocianych łapserdaków korzystało z takiego właśnie sposobu, aby się dostać za mury i pooddychać miejskim powietrzem, które według...
  • Podobnie jak poprzedni, tak i późniejszy proces wyboru obiektu prowadzi do szeregu nowych identyfikacji z kolektywami pozarodzinmymi, w których dziecko uczestniczy i w...
  • I dopiero później przychodzi mu namyśl, że Jeromemoże by nawet chciał, żebyto wszystko opowiadać, bo jednakjest to jeszcze młodość iniema w tym nicśmiesznego, że to...
  • — Chciałam prosić o zezwolenie na zdawanie wcześniej, z drugą grupą, bo potem mam załatwiony wyjazd w góry… Twierdziła później, że wyraz twarzy Kozierskiego był...