Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Ktoś westchnął razem ze mną. Odwróciłam głowę. Stała tam dziewczyna w garsonce, trzęsła się i próbowała zapalić papierosa. Kciuk zsuwał się z zapalniczki. Zaoferowałam pomoc. Przyjęła ją. Zaciągnęła się głęboko kilka razy i podała mi wypielęgnowaną dłoń. Dokonałyśmy prezentacji. Nazywała się Elisabet Lundin i nigdy nie była w Rinkeby. Zapytałam, czy nie uważa, że wyjazd może być ciekawy. Pokręciła głową i powiedziała, że się boi. Zapytałam czego.
- Przecież oni tam gwałcą Szwedki.
Zdziwiłam się, jak to możliwe, skoro praktycznie żadne Szwedki „tam" nie mieszkały. Nie miała pojęcia. Zgasiła papierosa i odeszła, stukając obcasami.
W oddali, w deszczu, wyglądała raczej jak postać z bajki niż człowiek z krwi i kości.
Księżniczka. Księżniczka, która bała się trolla.
Wślizgnęłam się do redakcji Minimaksa, opadłam na kanapę koloru khaki, która zachrzęściła okruszkami po
ciastkach&herbatnikach&chipsach, wypiłam filiżankę rozpuszczalnej lury (puszkę z kawą pokrywała cienka warstewka kurzu), przedyskutowałam następny numer z Adamem, redaktorem naczelnym, i zgłosiłam masę propozycji, które odrzucił jako nazbyt niekonwencjonalne. Bał się zdenerwować rektora. Raz się to już zdarzyło i omal nie stracił stanowiska. Jedna z dziennikarek napisała artykuł pod tytułem Druga okupacja samorządu, w którym szczegółowo zrelacjonowała, jak grupa niezadowolonych studentów zabarykadowała się, żądając ustąpienia rektora oraz wielu polityków i prezesów spółek. Artykuł zawierał też tezę, że rektor i spora część profesorów systematycznie dyskryminują studentki i doktorantki.
Ponieważ to ja byłam tą dziennikarką, wiedziałam, że artykuł był pomyślany jako żart, chociaż miałam nadzieję, że zapoczątkuje jakąś dyskusję, dlaczego tak mało kobiet jest wykładowcami na naszej uczelni czy zajmuje wysokie stanowiska w gospodarce. Rektor wpadł jednak we wściekłość, zadzwonił do Adama i zwymyślał go, że pozwolił wydrukować artykuł, który, zdaniem rektora, mógł zaszkodzić wizerunkowi uczelni i odstręczyć reklamodawców Minimaksa. Po tym zajściu Adam zrobił się bardzo ostrożny. Minęło sporo czasu, zanim znów mogłam coś napisać. Adam tłumaczył się brakiem miejsca z powodu coraz większej liczby reklam. Kłamał nieudolnie, za to zręcznie zmieniał swoje polityczne przekonania w zależności od panującej atmosfery. W dojrzałym wieku trafi pewnie do którejś z czołowych gazet.
- Jasne, że możesz dać tekst - powiedział - ale z publikacją będzie ciężko, w tym numerze też mamy bardzo dużo reklam.
Karolinie udało się załatwić trzy bilety do opery za nędzne trzydzieści pięć koron sztuka. Było to tak tanio, że jej zdaniem, już choćby tylko z tego powodu powinniśmy z nią pójść. Wystawiano współczesną niemiecką operę, a główną rolę męską miał śpiewać Markus Paaso. Karolina była w nim zakochana od dwóch lat, kiedy to spotkali się w korytarzu Opery - on szedł do garderoby, ona do pracowni reżyserskiej. Miał około trzydziestu pięciu lat i był bardzo przystojny. Piętnaście lat temu pojawił się jako cudowne dziecko. Teraz był wielką gwiazdą i jeździł ze swym wysokim tenorem po całym świecie. I ze swą wysoką szyją, którą zawsze owijał grubym szalikiem, nawet przy czterdziestu stopniach i prażącym słońcu. Karolina rozmawiała z nim kilka razy na przyjęciach organizowanych czasami po występie. Jeszcze sobie nie uświadomił, że powinien się w niej zakochać, ale była przekonana, że pewnego dnia to nastąpi.
- A jeśli nie? - zapytał Joakim, kiedy z braku rezerwacji usiedliśmy na wolnych miejscach, z których zaraz mieliśmy zostać wyrzuceni.
Karolina spojrzała na niego ze złością i nie odpowiedziała. Pod wieloma względami była bardzo dziecinna i nie potrafiła pójść na ustępstwa. Jeśli czegoś chciała, musiała to zdobyć. Paaso nie miał szans.
- Przepraszamy, ale to nasze miejsca - powiedziała kobieta o niebieskosiwych włosach i kwaśnej minie.
Za nią stał niski, otyły i łysy mężczyzna i uśmiechał się przepraszająco. Przesunęłam się.
Karolina wyjęła z torebki małą teatralną lornetkę i zaczęła wypatrywać Paasa, który kwadrans później
pojawił się na scenie w piżamie w biało-niebieskie paski, wyglądającej na o dwa numery za dużą, i okropnej szlafmycy. Grał więźnia obozu koncentracyjnego, Żyda, na którym szalony niemiecki lekarz przeprowadzał różne straszne eksperymenty. Karolina płakała przez cały pierwszy akt