Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
W międzyczasie Tee-a-nicknick dalej znosił udrękę. Gdy Jharkheld znów do niego podszedł,
pirat nie mógł już stać, więc strażnicy postawili go na nogi i trzymali.
– Gotów powiedzieć mi prawdę? – spytał Jharkheld. Tee-a-nicknick splunął mu w twarz.
– Przyprowadzić konie! – wrzasnął sędzia, trzęsąc się z wściekłości. Motłoch oszalał.
Nieczęsto sędzia kłopotał się ciąganiem końmi i ćwiartowaniem. Ci którzy byli tego świadkami
wychwalali to jako najwspanialsze przedstawienie.
Na plac wprowadzono cztery białe konie, każdy ciągnął za sobą solidną linę. Tłum został
rozepchnięty przez strażników miejskich, gdy konie zbliżyły się do platformy. Sędzia Jharkheld
prowadził swych ludzi przez precyzyjne etapy przedstawienia. Wkrótce Tee-a-nicknick był
dobrze przymocowany, każdy nadgarstek i kostka do innego konia.
Na sygnał sędziego, jeźdźcy szturchnęli swe silne bestie, w cztery strony świata.
Wytatuowany pirat instynktownie napiął mięśnie, opierając się, lecz opór był bezużyteczny. Tee-
a-nicknick został rozciągnięty do swych fizycznych granic. Jęczał i dyszał gwałtownie, a jeźdźcy
i ich dobrze wytresowane wierzchowce utrzymywały go na krawędzi. Po chwili dobiegł głośny
trzask barku wyskakującego ze stawu. Niedługo później eksplodowało jedno z kolan Tee-a-
nicknicka.
Jharkheld wskazał gestem jeźdźcom, by stali spokojnie, po czym podszedł do mężczyzny,
z nożem w jednej dłoni i biczem w drugiej. Pokazał jęczącemu Tee-a-nicknickowi lśniące ostrze,
wywijając nim przed oczyma mężczyzny.
– Mogę zakończyć ból – obiecał sędzia. – Przyznaj się do winy, a zabiję cię szybko.
Wytatuowany półqullański pirat jęknął i odwrócił wzrok. Na znak Jharkhelda, jeźdźcy
postąpili kawałek dalej swymi końmi.
Miednica mężczyzny pękła i w końcu zawył! Jakże tłum wrzasnął doceniając rozrywającą się
skórę!
– Przyznaj się! – wrzasnął Jharkheld.
– Strzeliłem do niego! – krzyknął Tee-a-nicknick. Zanim motłoch zdążył jęknąć
z rozczarowania, Jharkheld wrzasnął: – Za późno! – i trzasnął z bicza.
Konie odskoczyły, odrywając Tee-a-nicknickowi nogi od tułowia. Następnie rozciągnęły go
konie przywiązane do nadgarstków mężczyzny. Twarz wykrzywiła mu się z palącego bólu i na
myśl o nadciągającej śmierci na chwilę przed rozerwaniem również tych członków.
Niektórzy złapali gwałtownie powietrze, inni zwymiotowali, a większość wiwatowała dziko.
* * *
– Sprawiedliwość – Robillard powiedział do powarkującego, zdegustowanego Deudermonta.
– Takie pokazy sprawiają, że morderstwo jest niepopularnym zajęciem.
Deudermont parsknął.
– To jedynie zaspokaja najprymitywniejsze ludzkie emocje – spierał się.
– Nie przeczę – odparł Robillard. – Nie stanowię praw, lecz w przeciwieństwie do twojego
barbarzyńskiego przyjaciela przestrzegam ich. Czy jesteśmy sympatyczniejsi dla piratów, których
chwytamy na pełnym morzu?
– Robimy to, co musimy – sprzeciwiał się Deudermont. – Nie torturujemy ich, by nasycić
nasz wypaczony głód.
– Ale odczuwamy satysfakcję zatapiając ich – skontrował Robillard. – Nie płaczemy po ich
śmierci i często, gdy ścigamy drugiego pirata, nie zatrzymujemy się, by wyciągnąć rozbitków
rekinom. Nawet gdy bierzemy jeńców, wyrzucamy ich następnie w najbliższym porcie, często
w Luskan, gdzie czeka ich taka właśnie sprawiedliwość.
Deudermontowi skończyły się argumenty, więc wpatrywał się jedynie przed siebie. Mimo to,
jak na gust cywilizowanego i kulturalnego kapitana, takie pokazy w żaden sposób nie
przypominały sprawiedliwości.
* * *
Jharkheld wrócił, by zająć się Morikiem i Wulfgarem, zanim liczni pomocnicy zdążyli
w ogóle wyczyścić krew z przedniej części platformy.
– Widziałeś jak dużo jemu zajęło przyznanie się do prawdy? – sędzia powiedział do Morika.
– Za późno, cierpiał więc do końca. Będziesz równie głupi?
Morik, którego kończyny zaczynały się już rozciągać do punktu wyłamania, zaczął
odpowiadać, zaczął się przyznawać, lecz Jharkheld położył mu palec na ustach.
– To nie jest dobry czas – wyjaśnił.
Morik zaczął znów mówić, więc Jharkheld zakneblował go mocno, wsuwając mu brudną
szmatę do ust, a drugą owijając wokół głowy, by knebel się nie wysunął.
Sędzia przeszedł na tył ramy i wyciągnął małą drewnianą skrzynkę, nazywaną szczurzym
pudełkiem. Tłum zawył z rozkoszy. Rozpoznawszy straszliwy instrument, oczy Morika
otworzyły się szeroko i zaczął na próżno szarpać się w nieugiętych więzach. Nienawidził
szczurów, bał się ich przez całe życie.
Jego najstraszniejszy koszmar się spełniał.
Jharkheld przeszedł na powrót na przód platformy i podniósł wysoko pudełko, obracając je
powoli, by motłoch mógł zobaczyć jego pomysłową budo we. Przód był metalową siatką,
pozostałe trzy ściany i strop solidnym drewnem. Dno również było drewniane, lecz miało
zasuwany otwór, stanowiący drogę wyjścia. Do pudełka zostanie wpuszczony szczur, a następnie
położy się skrzynkę na nagim brzuchu Morika i odsunie dolne drzwiczki. Później pudełko się
podpali.
Szczur ucieknie jedyną możliwą drogą – przez Morika.
Mężczyzna w rękawiczkach podszedł trzymając szczura i szybko postawił klatkę ze
zwierzęciem na obnażonym brzuchu Morika