Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Rinaldo von Selerberg skradał się między bujnymi krzewami róż herbacianych w zamkowym ogrodzie. Jego serce tłukło się rozpaczliwie w klatce jego... klatki piersiowej oczywiście. Momentami chyba nawet podskakiwało w rytm starego hiciora. Złoto, złoto, złoto, ale może to było tylko złudzenie. Ricky czuł pierwsze młodzieńcze oczarowanie. (Te poprzednie były de facto zupełnie nieważne, przelotne i jak się właśnie okazało, nieprawdziwe). Kochał! Kochał! Ach, jak kochał... Nieco stresujący był fakt, że nie wiedział, kogo właściwie kocha, ale tak w ogóle stan wydawał się nawet dość przyjemny. Uczucie to spadło na niego jak grom z jasnego nieba podczas spożywania na rogu kuchennego stołu potrawki z żabich udek. Kuchnia zamkowa w lochach była ciepła, przytulna, wokoło na półkach i hakach lśniły wypolerowane do połysku miedziane rondle i kociołki, w powietrzu unosiły się smakowite zapachy gotowanych właśnie potraw, ziół, przypraw i anyżku, a pod stropem w piękne esy- floresy układała się różowa mgiełka. Swoją drogą, Ricky dopiero teraz, po tylu latach, zorientował się, że stary mistrz kuchni, Grunwald - pobliźniony weteran wojen trollańskich - jest całkiem atrakcyjnym facetem. Bardzo... męskim. Tak, zdecydowanie męski, silny typ. Przez chwilę Rinaldo nawet rozważał, czy nie napisać romantycznego sonetu o gotowaniu potrawki, ale potem zrezygnował, gdyż nie mógł znaleźć rymu do „żabia noga”. Niestety, Grunwald był może typem macho, ale nie stało mu pewnej dozy romantyzmu, przez co Ricky ze swym rozbuchanym namiętnością sercem wylądował w rozarium na grządce kwiatowej. Nagle ujrzał między różami dwie zgrabne kobiece pędny, obleczone w parę czerwonych skarpetek, przy czym jedna z nich była frywolnie i nader uwodzicielsko opuszczona. - Czy wiesz, o piękna, że czerwień jest barwą miłości? - rzekł Ricky tkliwie do skarpetki. Odpowiedzi się nie doczekał, może dlatego, że skarpetki na ogół są mało rozmowne. Wzrok Selerberga juniora podążył w górę, rejestrując po drodze kobiece łydki (fascynujące), spódniczkę w niebieskie paski (cudowną) oraz koszyk (wręcz perwersyjnie posplatany w zawiłe meandry wiklinowe), a ponad nimi oblicze TEJ absolutnie wyjątkowej, miedzianowłosej Abelardy Kurzehahn... które aktualnie było wzruszająco zalane łzami. Serce Rinalda podskoczyło jak żaba (do której też nie mógł znaleźć rymu) i młodzieniec doznał olśnienia. Całe jego wnętrze, jaźń, ego, duszę, tudzież bardziej materialne utensylia w rodzaju wątroby i trzustki... i co tam jeszcze miał w środku, wypełniła ONA. Był piękny, majowy dzień, a dziedzic von Selerbergów - motto rodu Homo hominis sapiens aqua minerale - znalazł sens życia. Abelarda zerknęła na chłopca, klęczącego rycersko u jej stóp, po czym na nowo wybuchnęła rozdzierającym łkaniem, płynącym z głębi jestestwa. - Ukochana!!! - ryknął Rinaldo i ucałował brzeg spódniczki w niebieskie prążki. - Ukochana, kto cię skrzywdził?! - Jeeesteeem nieeeszczęęęśliiiwaaaa... - wyznała panna Kurzehahn, opadając wdzięcznie na ogrodową ławkę w pozie romantycznej, przy czym nieco przeszkadzał jej koszyk, jak się okazało, wypełniony po brzegi jajkami, więc dyskretnie odstawiła go na bok i załamała ręce. - Nikt mnie nie kocha!... To znaczy mama i tata mnie kochają - dodała rzeczowo. - I Mruczuś... Ale to jest straszne, żeby być obiektem uczuć koootaaaa... - zaszlochała znowu. - Ja cię kocham!!! - sprostował natychmiast Ricky, zastanawiając się, gdzie do tej pory miał oczy, skoro nie docenił zalet tej olśniewającej dziewczyny, z którą przecież spotykał się dzień w dzień podczas posiłków. Przecież niczyje inne tylko właśnie jej białe rączki podawały mu co rano na śniadanie jajko na miękko, spowite troskliwie we włóczkowy ocieplacz z zielonymi pomponikami... Co prawda pochodzenie Abelardy zostawiało wiele do życzenia, ale jakże romantyczne i słodkie będzie wspólne przezwyciężanie trudności w postaci obiekcji rodzicieli. A finał miłosnej epopei zapowiadał się tym bardziej atrakcyjnie, że poprzedzą go przelotne spojrzenia, ukradkowe uściski dłoni, listy kipiące uczuciami, pozostawiane w rozmaitych skrytkach, i tajne spotkania w uroczych zakątkach pobliskiego rezerwatu rusałek... no, chyba żeby padało. - Dieter mnie nie rozumieeee... - ciągnęła Abelarda, czarująco smarkając w chustkę. - Z nim można rozmawiać tylko o tym głupim boysbandzie, co śpiewa Kupiłem sobie czarny oskard... Przez dwie sekundy ego wielbiciela krasnoludzkiego zespołu Cooler Dwarfs uniosło się oburzeniem, ale zaraz jego błękitne oczy na nowo zasnuła mgła niekontrolowanej namiętności. Dieter, chłopak stajenny i jednocześnie obecny absztyfikant Abelardy, był absolutnym zerem. Pyłkiem do zdmuchnięcia. Elementem nieważnym i nieaktualnym. Przecież Rinaldo i Abelarda kochali się! - I ciągle gada tylko o tych Terybojsach... niech się ożeni z całym zespołem, idiooootaaaa... - Dziewczyna płakała nadal. - I jeszcze kradnie mi szminki, kretyn... przecież wie, że mu niedobrze w moich kolorach. - Kretyn - przyświadczył Ricky żarliwie. - Bruneci powinni malować się na wiśniowo. Przez chwilę widział oczami wyobraźni Dietera z wargami pokrytymi wiśniową szminką i zrobiło mu się gorąco. Może lepiej karminowa... nie, wiśniowa, barwy owocu nabrzmiałego słodko-cierpkim sokiem. A do tego Dieter miał taką męską bliznę na podbródku... O, bellepiccolo bianco cappuccino! Selerberg junior porwał dłoń swej bogdanki i, nie mogąc się opanować dłużej, zaczął obsypywać ją pocałunkami, systematycznie kierując się w stronę łokcia. - Bella! Belissima! Tesco certissimo cuore mio svendita! - Jakie to piękne... - szepnęła Abelarda omdlewająco. - Jeszcze... - Pizza ragazza diapolo. Pregare mi dica dove stazione carozza! - popisywał się Ricky swą znajomością italijskiego. - Vinaigrette o la mer, geant mon amour... - O, francoński... też może być - powiedziała dziewczyna, przeczesując palcami jego czuprynę. - Masz piękne włosy. Czy to naturalny blond? - Si, signora - potwierdził gorliwie Rinaldo. - Uwielbiam cię, moja ty różo z Selerbergu, mój aniele! - Masz cudowne oczy... i jesteś taki TAKI męski, dlaczego nie widziałam tego wcześniej? - zdumiała się Abelarda

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Kiedy ju| mogBa (po 15 latach szlabanu) odwiedzi rodzin w USA - nie pojechaBa wcale podbija Ameryki, przeciwnie: pojechaBa przerabia si na kobiet domow
  • Można więc wyobrazić sobie, że wędrowanie pośród wiosek indyjskich miałoby wiele z tych cech w przeciwieństwie do o wiele bardziej przypominających przestrzeń-enklawę...
  • Silniejsze efekty przeciwbólowe posiada Butapi-razol lub Butazolidyna, które jednak chorym podaje się niechętnie, posiadają bowiem działanie u-boczne toksyczne...
  • Mistrz ów wyjawił im swą tajemnicę: - Ilekroć przebywasz z kimś, lub masz coś przeciwko komuś, musisz powiedzieć sobie: umieram i ta osoba również umiera...
  • Z tego zakBopotania i pitrzcych si przeszkód nawet przestaB mnie interesowa krajobraz widziany z okna wagonu, a przecie| wjechali[my w krain sBoDca, bujnej zieleni, sadów i winnic z urodzajów sByncych
  •  Spójrzcie no, Carmody i Lavalina, wielki Arial Lavalina cho przecie| nie najwikszy z pisarzy takich jak ja to jednak bardzo znany, czarujcy itd
  • – Nu! – z najwyższym już zdumieniem zawołał Witebski – a dlaczego? Co ty masz przeciw córce mojej? – Ja, rebe, przeciw niej nic nie mam, ale mnie serce do niej nie ciągnie...
  • Indra nie rozumiała tego, bo nawet jeśli bardzo był wzburzony sensacją w związku z Okiem Nocy, to w jakiś sposób wyczuwała, że Ram zwraca się przeciwko niej...
  • Niemal z każdą chwilą wzajemne stosunki przybierają dawne nieprzyjazne i pełne nieufności usposobienie, z którego przecież młodzi narzeczeni nie zdają sobie sprawy,...
  • Pamięta‚ jed nak należy, że jony działające korzystnie w schorzeniu padstawo 114 ţ^'Ym mogą być przeciwwskazane ze względu na współistniejące inne schorzenia...