Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

Ale Gregory przemówił głośno: – Estera była jagniątkiem! Nasi wrogowie zabili jagniątko. Estera była jagniątkiem! Tłum zawył z zachwytu. Stojąc za jego plecami, spoglądałem prosto w kamery, w lejące się na nas światła, błyski tysięcy fleszy aparatów, którymi robiono nieruchome zdjęcia. Gregory zaczerpnął tchu, by przemówić, całkowicie panując nad tłumem, jak mógłby panować władca stojący przed tronem. Zaintonował głośno: – Zabicie Estery było tylko ostrzeżeniem; dali nam znać, że kiedy nadejdzie czas, zginie każdy zacny człowiek! Tłum znowu zawył i wybuchł aplauzem. Wykrzykiwano przysięgi, śpiewano. – Nie usprawiedliwiajcie ich! – zakrzyknął Gregory. – Nie usprawiedliwiajcie ich wejścia do naszych kościołów i domów. Przychodzą pod różnymi postaciami! Tłum napierał na nas z niebezpieczną siłą. Gregory objął mnie czule ramieniem. Podniosłem wzrok. Budynek sięgał nieba. – Wejdź do środka, Azrielu – zaprosił mnie Gregory. Rozległ się hałas rozbijanego szkła. Zawyły syreny alarmu. Tłum wgniótł do środka jedno z parterowych okien wieży. Adiutanci ruszyli biegiem w tamtą stronę. Rozległy się gwizdy. Ujrzałem policjantów na koniach. Zostaliśmy wciągnięci przez drzwi do wnętrza o podłodze z lśniącego marmuru. Inni powstrzymywali napierający tłum. Pozostali nadal nas otaczali, przesuwaliśmy się w kierunku, w którym nas popychali. Byłem szaleńczo szczęśliwy, czułem się żywy pomiędzy żywymi. Zdumiony i podniecony. Coś mi mówiło, że moi poprzedni Panowie byli ludźmi zazdrosnymi, którzy swą moc zachowywali dla siebie. Oto staliśmy w stolicy tego świata; Gregory promieniał pewnością władzy, jaką posiadał, ja zaś szedłem u jego boku, pijany poczuciem, iż jestem żywy, pijany poczuciem, że oczy wszystkich są zwrócone na nas. Wreszcie wyrosły przed nami odrzwia z brązu, rzeźbione w anioły, a kiedy się rozstąpiły, wepchnięto nas do wykładanej lustrami alkowy, a Gregory skinął na innych, by nas zostawili. Drzwi się zasunęły. Była to winda. Zaczęła sunąć do góry. Widziałem w lustrach swoje odbicie; wstrząsnął mną widok długich i gęstych włosów oraz wyraźnie drapieżnego wyrazu twarzy. I ujrzałem także jego, zimnego i władczego jak zawsze. Przyglądał mi się i patrzył na siebie. Wydawałem się o wiele młodszy od niego i tak samo ludzki – lecz właściwie moglibyśmy być braćmi, obaj smagli, o skórze śniadej od słońca. Miał delikatniejsze rysy, brwi cieńsze i starannie uczesane; widziałem wydatne kości mojego czoła i szczęki. A jednak było tak, jakbyśmy pochodzili z tego samego plemienia. Winda mknęła coraz wyżej, a ja zdałem sobie sprawę, że jesteśmy całkiem sami – i przyglądaliśmy się sobie w sunącej w górę kabinie o zwierciadlanych ścianach. Ale kiedy odczułem ten niewielki wstrząs, jeden z wielu, i kiedy oparłem się lekkiemu kołysaniu windy, drzwi otworzyły się znowu i ukazały mym oczom ogromne sanktuarium, zarazem wspaniałe i osobiste: półkoliste wejście intarsjowane marmurem, drzwi na prawo i lewo, a tuż przed nami szeroki korytarz prowadzący do odległej komnaty, której okna były szeroko otwarte na migotliwą noc. Znajdowaliśmy się wyżej, niż mógłby sięgać najpotężniejszy zikkurat czy forteca. Było to królestwo duchów powietrza. – Moje skromne domostwo – wymamrotał Gregory. Musiał siłą oderwać ode mnie wzrok, ale się opanował. Zza drzwi dochodziły głosy i stłumione kroki. Jakaś kobieta płakała gdzieś w męce. Drzwi były zamknięte. Nikt zza nich nie wyszedł. – To płacz matki, prawda? – spytałem. – Matki Estery. Twarz Gregory’ego zastygła na chwilę, a potem pojawił się na niej wyraz smutku. Nie, było to coś bardziej bolesnego, coś, czego nie zdradzał w obecności rabina, gdy rozmawiali o zmarłej dziewczynie. Zawahał się, o krok od jakiegoś wyznania, a potem tylko skinął głową. Smutek przejął go całego, twarz, ciało, nawet ręce, które zwisły bezwładnie wzdłuż tułowia. Pokiwał głową. – Powinniśmy do niej pójść, prawda? – spytałem. – Dlaczego mielibyśmy to zrobić? – odrzekł cierpliwie. – Ponieważ płacze. Jest smutna. Posłuchaj tych głosów. Ktoś jest dla niej niedobry... – Nie, tylko chce dać jej lekarstwo, które pomoże... – Chciałbym jej powiedzieć, że Estera nie cierpiała, że byłem przy niej, a jej duch uniósł się tak lekki, że niczym samo powietrze wzniósł się po Drodze do Nieba. Chciałbym jej to powiedzieć. Zadumał się nad moimi słowami. Głosy za drzwiami przycichły. Nie słyszałem już płaczu kobiety. – Posłuchaj rady – powiedział Gregory; ujął mnie mocno za ramię. – Chodźmy najpierw do salonu i opowiedz to mnie. Twoja opowieść i tak nie będzie dla niej nic znaczyć. Nie spodobało mi się to. Ale wiedziałem, że musimy porozmawiać, on i ja. – Jednak później, podczas twego spoczynku – powiedziałem – chcę się z nią spotkać i pocieszyć ją. Chcę... Cisza. Żadnych słów. Nagle żadnych ludzkich podstępów, nic, jedynie miażdżąca świadomość, że jestem zdany na siebie. Dlaczego, na litość boską, pozwolono mi powrócić w pełni ludzkich sił? A może nawet większych niż ludzkie. Gregory przyglądał mi się uważnie. W mdłym świetle ujrzałem w korytarzu dwie odziane w biel kobiety. Zza drzwi dobiegł mnie głos mężczyzny, chrapliwy i gniewny. – Skrzynka – odezwał się Gregory, wskazując na złotą szkatułę, którą nadal trzymałem w objęciach. – Nie pokazuj jej tego. Zaniepokoiłaby się. Najpierw chodź ze mną. – Tak, to dziwny przedmiot – przyznałem i spojrzałem na skrzynkę, na łuszczące się z niej złoto. Mrok. Żal. Światło minimalnie zmieniło natężenie. – Odejdźcie, wątpliwości i strapienia, niech zniknie lęk przed niepowodzeniem – szepnąłem w języku, którego Gregory nie mógł zrozumieć. Uderzył we mnie znajomy zaduch wrzącego płynu, unoszących się w powietrzu złotych oparów. Wiesz dlaczego. Ja jednak nie wiedziałem. Odwróciłem się i zamknąłem oczy, a potem znowu spojrzałem w korytarz, ku odległemu oknu wychodzącemu na nocne niebo. – Spójrz tylko – odezwałem się. W pamięci majaczyło mi coś niewyraźnego, coś bliskiego niebiańskim szatom, które są równie piękne jak otaczające nas marmury, jak łuki nad naszymi głowami, kolumny wokół drzwi. – Te gwiazdy nad nami, spójrz – powiedziałem znowu. – Te gwiazdy. W domostwie zapadła cisza. Gregory przyglądał mi się uważnie, wnikliwie, nasłuchiwał każdego mojego tchnienia. – Tak, gwiazdy – powiedział marząco, z widocznym respektem. Jego ciemne, żywe oczy stały się ogromne i oto znów ujrzałem jego uśmiech, kochający i czuły. – Pomówimy z nią później, obiecuję ci – powiedział. Mocno chwycił moje ramię i wskazał palcem kierunek. – Ale teraz chodź do mojego gabinetu, pójdź ze mną, byśmy mogli porozmawiać

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • Litwy Środkowej z Polską, uznanie Litwy Kowieńskiej jako państwa na arenie międzynarodowej, pogrzebały wyznawaną przez Romera koncepcję tworzenia państwowości Litwy...
  • Czy naprawdę, naprawdę czekała na mnie przez te lata, czy tylko tak się złożyło, że jej nikt z domu zabrać nie potrafił? Coś mi szeptało cichutko, że jabym to może potrafił wówczas,...
  • Kroniki donoszą, że na rozkaz królowej Marii Luizy „generał Velasco wyprawił do Lugo 1500 wozów złota -zdaniem jednych, a 300 wozów ciągniętych przez woły -zdaniem...
  • Ktoś wreszcie wycofał się z przetargu, a ktoś inny przycisnął gruby kciuk do ekranu terminalu Jakiś niewolnik poprowadził ją przez puste korytarze l przypiął jej linkę do kółka...
  • Czy dzieło sztuki staje się mniej piękne przez to, że jest ukryte? Ja obejrzę ten film… a po mojej śmierci obejrzy go świat i uzna mój geniusz, nawet jeśli sposób w jaki go wyraziłem,...
  • Pracował jako prosty robotnik w dokach okrętowych, włóczył się po świecie jako marynarz i komiwojażer, póź- niej przez jakiś czas ujeżdżał konie dla cyrku, był...
  • - Prawdą jest to, co przed chwilą wyszło na jaw! Wszystko przez ciebie, bo trzeba cię zmuszać do uczciwości! Kłamiesz zawsze, gdy tylko może ci to ujść na sucho! Trzeba cię...
  • Uderzył mnie fakt – którego w pierwszej chwili nie potrafiłem sobie wytłumaczyć – że choć aszocy przekazywali tę legendę z pokolenia na pokolenie przez całe tysiąclecia, to...
  • Kierowany przez Himalayan Institute Hospital Trust, szpital, centrum medyczne i program rozwoju wsi są uważane za wzór opieki medycznej w całych Indiach...
  • Wedle prawa musiano winnego wydać ojcu chłopca, ale to mogło nastąpić dopiero za tydzień, gdyż handlarz jako gość miał przez czternaście dni być pod naszą opieką...