Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.

.. I co dalej? W końcu więc utrudzony i znudzony spuściłem pięty na podłogę... I co dalej? Nic. Urban wyszedł, a tajemnicza Angielka znikła na wieki. Nigdy już się nie odezwała i nigdy jej nie zobaczył. Nic nie wskazywało na to, żeby nasłał ją wywiad, nikt jej nie znał. Bezpieka jej nie odszukała. Więc po co, po co było to wszystko? Ten angielski akcent, ten strój, pienią- dze, legenda, album ze zdjęciami, pocałunki z ministrem, cała odegrana rola? Dotąd była prawda. Teraz wkracza pisarz. Po spuściłem pięty na podłogę następuje dalszy ciąg. Polko-Angielka kładzie się w tych swoich opadających rajstopach i sandałach na łóżku. Rozkłada nogi, rozdziera rajstopy paznokciami, oddając ministrowi do dyspozycji swoje damskie instrumentarium, po czym zaczyna telefonować. On mozolnie instrumentarium wy- całowuje, a ona gada. Nawet kiedy w końcu przestaje gadać, sytuacja się nie polepsza. Nawet nie pofatygowała się jęknąć, czy tam westchnąć, a o należnym obcemu mężczyźnie symulowaniu orgazmu w ogóle nie było mowy. Dalsze poszukiwania, spotkania, śledzenie. Rozwiązanie zagadki prościutkie, banalne i wciąż nie wyjaśniające wszystkiego. Jakaś wymiana dokumentów z kuzynką z Polski plus mitomania. Ale ileż w tym wszystkim jeszcze sekretów i zawikłań – a w ręku tylko jeden do- 69 ------------------------------------------------------------- page 70 wód istnienia przedziwnej kobiety o wielu życiorysach: białe rajstopy z wielką dziurą w kro- ku, które mu podrzucono do samochodu. Cóż, skoro żona wyprała je, zaszyła w kroku i nosi. I tyle między faktami a fiction. Urban-pisarz często zaczyna od faktów, ale tak ich mało, w nic fascynującego się nie układają, trzeba je rozbudować, połączyć z innymi faktami, jedną postać klecić w całość z innymi, resztę wymyślić, większość wymyślić, czasem wszystko wymyślić. A potem znosić konsekwencje. Wymyślił na przykład historię o małżeństwie przez ogłoszenie. Poznali się Polka z Angli- kiem przez ogłoszenie, wzięli ślub per procura, ona do niego pojechała, i od początku było jakoś dziwnie, jakoś strasznie. Coraz dziwniej, coraz straszniej. Aż tu pewnego dnia żona znajduje w szufladzie stare zdjęcie męża. Zdjęcie z Oświęcimia. On jest tam esesmanem, ona stoi w szeregu więźniarek. Trochę się Urban zainspirował filmem Nocny portier. Nieważne. Na nieszczęście Urbana, nazwisko esesmana zostało ślicznie wymyślone i wydrukowane. Wkrótce dostał wezwanie do prokuratora: właśnie wszczęto śledztwo w sprawie człowieka o tymże nazwisku, byłego esesmana, wszystko się zgadza, władze brytyjskie żądają szczegó- łów, władze polskie chcą żądać ekstradycji... Wymyślił to sobie: człowieka, sprawę i nazwi- sko? Akurat! Po prostu osłania zbrodniarza! Tak, ciężko jest pisać fikcję. Niebezpiecznie jest pisać fikcję. Ludzie tak bardzo chcą wierzyć, że wszystko, co napisa- ne – i wydrukowane do tego – jest prawdą! Gorzej: nie umieją w to nie wierzyć. Wszyscy wierzyli w kardiologa, który robiąc zastrzyk pacjentowi z zawałem, sam dostał zawału, położył się obok chorego (przy zawale nie wolno się ruszać) i zażądał wezwania po- gotowia, choć sam był z pogotowia. A potem leżał obok trupa (pacjent zaraz umarł) wśród krzyków, lamentów i wyzwisk rodziny, wśród świec i chóralnych modłów za nieboszczyka. Albo w dwóch studentów, zatrzymujących się podczas wakacji nad mor zem u wd owy - rybaczki. Jeden wyjechał wcześniej, drugi – z dokumentami kolegi – uciął sobie z wdową romansik. A po trzynastu latach ten pierwszy dostaje spory spadek po wdowie z wdzięczności za najpiękniejsze chwile jej życia. Na co ten drugi, ten, co z wdową sypiał, ukryty za cudzym dowodem osobistym, wytacza proces: to jemu należą się pieniądze wdowy, nastąpiła pomyłka co do osoby... Taka drobnica. Takie odpryski życia, jego małe anomalie i nieważne marginesy. Taka „literatura faktu”, mająca tę wyższość nad literaturą „piękną” (taka tam ona piękna!), że – napisał Urban – „przynosi treści solenne”. Ta druga literatura, ta wielka i godna, „jest ro- dzajem libretta do baletu szarych komórek czytelnika, zmusza je do tańca”. To, co on, Urban, pisze, nie zmusza szarych komórek do bolera, walca, tanga ani charle- stona. Przynajmniej tak się Urban reklamuje. Żadnego wysiłku! Co miało zostać napisane, zostało napisane. Czy nie tak być powinno? Jasne, że tak być powinno. No więc. Tylko co miało zostać napisane, zostać powiedziane w tym kawałku najczystszej prozy, chemicznie czystej prozy, jaką był „Wieczór w bloku”? Tu już Urban nie udawał, że pisze sprawozdanie z „drobnicy sądowej”. Napisał małą syntezę życia w Peerelu, czyli (by użyć amerykańskiego słownictwa) życia komunistycznej Polski, i szare komórki czytelnika mu- siały ruszyć do paskudnie trudnego tańca – do czegoś między rockiem, kankanem a marszem żałobnym. Jak to u Urbana w jego szczytowej formie. 70 ------------------------------------------------------------- page 71 Czysta proza ma narratora, a nazywa się on „My”. Czysta proza opisuje sobotni wieczór w nowo zasiedlonym, wielkomiejskim bloku 622. Wesele się odbywa w bloku 622, proletariackie blokowe wesele. Orkiestra wepchnęła się we wszystkie wolne miejsca, muzyka grzmi, goście tupią, w ogóle jest normalnie, czyli tak: ... blok chodził i w pionie, i w poziomie. Goście weselni także chodzili: panie w długich sukniach z brokatu lub tiulu, panowie z butelkami w ręku, a to po korytarzu i klatce schodo- wej. Tam przez życzliwość dla młodej pary pili i krzyczeli. Starsze damy wtykały zapałki w zautomatyzowane wyłączniki światła, aby swoim toaletom i makijażom zapewnić stalą ilumi- nację

Tematy

  • ZgĹ‚Ä™bianie indiaĹ„skiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego gĹ‚owa.
  • I Wypełniał też obywatel swój obowiązek względem rodu i rodziny poprzez potomstwo, które miało stanowić kontynuację rodu -201- oraz winne było przyjąć na siebie...
  • Ubrawszy się podszedł do lustra i znowu kichnął tak głośno, że indor, który podszedł w tej chwili do okna – okno zaś było bardzo blisko ziemi – zagulgotał mu nagle coś nader...
  • Szkoda więc było za- chodu, a zresztą marynarze mieli sporo roboty przed zawinięciem do portu i nie mieli zamiaru spełniać nadmiernych wymagań kapryśnych podróżnych i...
  • Rok temu czytałem tom jego opowiadań i lektura ta zrobiła na mnie takie wrażenie, jakiego od bardzo dawna, od czasów intelektualnego głodu, nie dane mi było...
  • To były pierwsze dni po wejściu sił rozjemczych, w okopach po obu stronach siedziało jeszcze mnóstwo żołnierzy i trzeba było to całe bractwo rozpoznać, policzyć i...
  • Wychowany w Ravensburgu Roo wiedział, że zima może przyjść wcześnie i niespodzianie, ale śniegi mogą też się i spóźnić i tylko bogom było wiadome, jak będzie w tym roku...
  • - Czy żąda pan, abym popełniła pocałunek? Było to świetnie zagrane: figlarna dziewczyna z 1915 roku, która podkpiwa sobie z wiktoriańskiego żarciku; wyglądała absurdalnie i...
  • Tak było w teatrze greckim, w teatrze szekspirowskim i tak jest do dziś...
  • Otaczały ją miniaturowe drzewka i dlatego z daleka wydawała się znacznie wyższa; w pogodny dzień można było z jej szczytu dostrzec starą garncarnię Elspeth...
  • Rzeczywiście, dla Roberta Beckwitha, profesora MIT, dotarcie na południe Francji podczas burzliwych dni maja 1968 roku było herkulesowym zadaniem...