Zgłębianie indiańskiej duszy jest jak nurkowanie w kowadle – najczęściej boli od tego głowa.
Dziś pogoda była naprawdę paskudna. Nawet nowy kamień-serce jej nie zmienił, jednak w ciągu najbliższych kilku dni powinni sobie z tym problemem poradzić. Śpiew Ognia był zbyt zajęty przyglądaniem się otoczeniu, by znaleźć czas na poskromienie magicznych burz. Jedna z nich wisiała teraz nad stolicą, a ze wschodu nadciągały ciężkie chmury. Wiatr targał ich ubraniami i chociaż adept miał na sobie strój roboczy, wyglądał, jakby ubranie chciało go pożreć, a jego włosy przypominały gniazdo żywych wężów.
Nie chciałabym rozczesywać tych pukli - stwierdziła Gwena. Elspeth przyznała jej rację; Śpiew Ognia musiał spędzać godziny z grzebieniem w ręku. Nic dziwnego, że zwiadowcy strzygli się krótko!
Nie bój się, na pewno znajdzie kogoś, kto go chętnie uczesze! Ponoć jest jakiś miody bard...
W powietrzu czuć było nadchodzący deszcz i Elspeth zastanawiała się, czy chlupoczące przy każdym kroku błoto po kolejnej ulewie zamieni się w bagno? Być może Treyvan postara się oddalić ten deszcz; gospodarstwa na północy nękała susza i gdyby gryf spowodował tam porządne oberwanie chmury, mieszkańcy byliby mu dozgonnie wdzięczni.
Na szczycie wieży ujrzeli dwa wielkie, złociste skrzydła; resztę skrywały blanki.
Treyvan jest w formie - powiedziała Gwena. - Stojąc pod wieżą, śledziłam lekcję, robiłam sobie przerwę tylko na rozmowę z kamieniem-sercem. Jego uczniowie są gotowi do zaklinania pogody, ale powiedziałam mu, że nadchodzicie i wstrzymał pokaz.
Obok Gweny stały dwa inne Towarzysze i z zainteresowaniem spoglądały w górę. Jednym z nich był Rolan, ale drugiego Gwena nie potrafiła rozpoznać.
Sayvil, kochanie - usłyszała suchy głos. - Zaciekawił mnie nowy nauczyciel. Nie wiedziałam, że gryfy są magami. Słyszałam tylko, że trafiają się magowie wśród kyree, hertasi i dyheli. Dobrze mu idzie.
Czyżby wiedziała coś na temat magii? Interesujące... Ciekawe, czy dlatego wybrała Kero? Ktoś, kto wjeżdża do królestwa z magicznym mieczem nie mógł trafić lepiej...
Przekażę mu, że go doceniasz, pani - odparła równie sucho.
W wieży przechowywano sadzonki i nasiona, dlatego pachniała ziemią i było w niej straszliwie ciemno.
Okienka nie wpuszczały zbyt wiele światła. Wchodzący potknęli się kilka razy, zanim znaleźli drabinę. Kiedy dochodzili do szczytu, w drewniany dach zabębniły pierwsze krople deszczu.
- Narrreszszszcie - stwierdził Treyvan. - Nie będziemy musssieli moknąć.
Gryf zajmował połowę dachu, na drugiej tłoczyło się trzech heroldów i dwoje młodzików w szarych strojach. Elspeth nie znała ich.
- Przedsssstawię wasss, kiedy ssskończymy. Możecie zaczynać - powiedział uczniom.
Elspeth była zdziwiona tym, że Treyvan uczy ich jedynie pracy w grupie, ale z drugiej strony nie zebrali się tu, by szlifować talenty, lecz by poprawić pogodę. Jeden z młodzików zajął się wiatrem: uziemił zawirowania energii, które stworzyły węzeł na wschód od Haven. Elspeth nie rozumiała tej operacji; bez wiatru burza rozpęta się dokładnie nad miastem. Jednak po chwili młodzik przekazał uzyskaną energię starszej z heroldów, a ta zaczęła ją splatać na północ od stolicy. Elspeth zamknęła oczy i zobaczyła to, co oni: "krajobraz" pogody, przypominający makietę, na której kobieta usypywała "wzgórza" z piasku. Powietrze opływało nowe twory. Kilka chwil później poczuli wiatr z południa, pędzący burzową chmurę na północ, gdzie deszcz przyda się znacznie bardziej niż w Haven.
Śpiew Ognia uśmiechnął się; Elspeth była zachwycona rezultatem, jaki osiągnęła piątka zaklinaczy pogody. Teraz wiedziała, dlaczego adept nie chciał zająć się deszczami bez znajomości terenu; delikatną równowagę łatwo było naruszyć. Zastanawiała się, czy na polu wałki można spuścić przeciwnikowi na głowę potężną ulewę? Żołnierze byliby wystarczająco wyczerpani brnięciem po kolana w błocie, zanim doszłoby do decydującego starcia.
- Dossskonale! - powiedział Treyyan, kiedy ostatnia chmura odpłynęła na północ. Magowie z ciężkim westchnieniem wypuścili burzę z rąk, pewni, że zachowa się tak, jak jej nakazali. Spojrzeli na nauczyciela z dumnym błyskiem w oczach. Elspeth nawet wśród Tayledras nie spotkała tak zgranego zespołu.
- Naprawdę doskonale - dodał Śpiew Ognia. - Wspaniała kontrola, dobra ocena sytuacji. Deszcz na pewno dotrze tam, gdzie chcecie. Pracując razem, osiągacie znacznie więcej niż w pojedynkę.
- Byłem bardzo rozczarowany, kiedy okazało się, że mój dar magii jest nie większy od mego dalekowidzenia - stwierdził, siadając, jeden z heroldów. - Jednakże teraz już żadnego z darów nie nazwę "pomniejszym". Gdyby ta burza dostała się w niepowołane ręce... wolę nie myśleć o następstwach. Można zagłodzić kraj, posyłając grad na pola tuż przed żniwami.
On jest dobry - autorytatywnie oceniła Gwena. - Myśli jak na wojnie.
- Masz rację - mruknęła Elspeth. - A pomyśl o spuszczeniu tego gradu na głowy żołnierzy... Dalekowidzenie i magia dobrze się uzupełniają; pierwszego daru użyjesz, aby wybrać odpowiednie miejsce dla burzy, a drugiego... już wiesz, jak się używa drugiego.
Kero twierdzi, że nie ma "pomniejszych" magów, są tylko tacy, co nie potrafią wykorzystać swych zdolności - wtrąciła znienacka Sayvil. - Większość z jej magów znała tylko magię ziemi, ale za to byli specjalistami w tej dziedzinie. Wytrącali wroga z równowagi, a wtedy do akcji wkraczały Pioruny Nieba.
Heroldowie tylko wymienili spojrzenia, jednakże dwoje młodzików wyglądało na przerażonych. Nic dziwnego, w swym krótkim życiu nie zetknęli się jeszcze z prawdziwą wojną, a już niedługo zostaną posłani na front.
- Powinniśmy dokonać prezentacji - rzucił jeden z heroldów, pragnący zapewne uniknąć kolejnych komentarzy Sayvil. - Jestem Rafę, a to Brion i Kelsy.
- Jesteśmy Anda i Chass - powiedziała cichutko dziewczynka. - Ty jesteś Elspeth, prawda? A to twój przyjaciel? Mag i wojownik?
- Tak, jestem Elspeth, ale ten tu mężczyzna to Śpiew Ognia, a nie Mroczny Wiatr. Śpiew Ognia nigdy w życiu nie walczył, ale nie mam mu tego za złe.
Adept wykrzywił się, a ptak ognisty potępiająco zagruchał.
- Mroczny Wiatr studiuje teraz książki, które znaleźliśmy. Myślę, że niedługo go poznacie. - Uśmiechnęła się. - Przyszłam tu, żeby wam przedstawić adepta uzdrowiciela i przyjrzeć się waszej pracy, oczywiście. - Przeszła na tayledras: - Masz tu grupę różniącą się nie tylko wiekiem, ale i doświadczeniem